piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 6- Wigilia, dementorzy i kot

24 grudnia. Ranek. Elena obudziła się w świetnym humorze. Przypomniała sobie jaki dzisiaj jest dzień. Momentalnie wyszła ze swojego łoża (bo łóżkiem raczej nie można było tego nazwać) i podeszła do szafy. Wyjęła z niej jasne jeansy i zielony golf z wyhaftowanym wężem na kołnierzu. Wzięła te rzeczy i poszła do łazienki. Tam wzięła szybki prysznic. Ubrała się, włosy spięła w wysoką kitkę i wyszła z komnaty. Była tak zamyślona, że nie patrzyła gdzie i dzie, przez co wpadła na schodzącego po schodach Dracona.
-Cześć Draco. Sory, zamyśliłam się.
-Nie ma sprawy.- powiedział Draco pomagając Elenie wstać.- Masz bardzo ładny dom, wiesz?
-Dzięki.
I razem zeszli do jadalni, gdzie siedziało już ok. 20 śmierciożerców. Wszyscy przywitali nowoprzybyłych głośnym.
-Dzień dobry.
-Dzeiń dobry wszystkim.- odpowiedzieli i usiedli na swoich miejscach. Akurat weszła matka Eleny wraz ze Severusem, Lucjuszem i Narcyzą. Ci też usiedli tam gdzie powinni i zaczęto jeść śniadanie. Po posiłku młodsi zaczęli ubierać choinkę. To była jedna z niewielu czynności, które Elena lubiła. Dekorowanie całego domu zawsze wprawiało ją w dobry nastrój. Po ubraniu choinki, zaczęli dekorować resztę domu. Wszędzie było pełno zieleni i srebra. Dziewczyny upewniły się, żeby co rusz gdzieś wisiała jemioła. Elena i Draco mięli takie "badziewne" szczęście, ża stanęli pod jedną z nich. W dodatku w salonie (właśnie tam stanęli pod jemiołą) było kilku śmierciożerców,- między innymi matka i ojciec Dracona, matka Eleny i Snape. Dziewczyny od razu krzyknęły.
-To musicie się pocałować.
Draco dalikatnie pocałował Elenę w policzek co wywołało słowa:
-Tak to się nie liczy!!!
- Nie można tak!!!
- Trzeba w usta!!!
I oboje czy chcieli, czy nie chcieli musieli spełnić słowa tamtych. Draco powoli przysunął się do Eleny, ujął jej podbródek pocałował delikatnie w usta. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Trwali tak chwilę, poczym odsunęli się od siebie. Oboje byli czerwoni na twarzy. Zebrani zagwizdali, co u Eleny wywołało cichy chichot. Następnie pierwszoroczni znowu zajęli się dekorowaniem.

19.00
Pól godziny temu, na niebie pojawiła się pierwsza gwiazda. Wszyscy już od dawna siedzieli przy wspólnym stole i jedli wigilijną kolację.  W pewnym momenice do Eleny zwróciła się jej matka:
-Jak tam w szkole Eleno?
-Dobrze.
Tu do rozmowy wtrącił się Draco.
-Tak, tylko, że jest jedna taka nauczycielka, której nie znoszą wszyscy Ślizgoni. Ona jest jakaś dziwna, poza tym ciągle faworyzuje szlamy, mieszańców, zdrajców krwii. A przede wszystkim Pottera.
-Ach tak? A jak się nazywa?
Podczas gdy to pytanie zostało zadane, akurat Snape pił ze srbernego kielicha wino.
-Saphira Dumbledore. Uczy nas Obrony przed czarną magią.
Elena odpowiedziała momentalnie. Gdy Severus usłyszał te słowa o mały włos nie udławił się winem.
-Wujku, nic ci nie jest?
-Wujku?- wszyscy Ślizgoni spojrzęli pytająco na Elenę.
-No tak. Profesor Snape jest moim ojcem chrzestnym. To właśnie od niego dostałam Marvola.
-Aha. Nie wiedzieliśmy.
I tu rozmowa Ślizgonów się skończyła. Tu Lucjusz zwrócił się do Snape'a.
-Czemu tak zareagowałeś na to imię Severusie?
-Jak?
-No prawie byś się udusił.
-Nie wiem o co ci chodzi.
-A ja wiem- tu odezwali się Draco i Elena.
-Mówcie.
-Jeśli nie chcecie oberwać szlabanu lepiej siedźcie cicho.
-Nie boję się. Nie jesteśmy w szkole. Otóż, od kiedy ta Lafirynda Dumbledore pojawiła się w szkole, wujek cały czas się w nią wpatruje i wogóle.
-Nie nazywaj jej tak Eleno.
-Słyszycie?! On ją broni.
-Jak każdego nauczyciela w szkole. Bronię jej dlatego ponieważ jest tak samo jak ja nauczycielką i dlatego powinienem jej pomagać.
-Nie wykręcisz się tak łatwo.- te słowa wypowiedzieli Lucjusz i Narcyza.
Snape zmierzył ich wściekłym wzrokiem. Nikt już się nie odzywał.

Po 15 min. od tego zdarzenia Elena wstała na chwilę i poszła do łazienki. Wracając spojrzała w okno. Z przyzwyczajenia. To co zobaczyła, zamurowało ją. Momentalnie wbiegła do salonu.
-Eleno, wiesz że nie wolno tu biegać.
-Wiem mamo, ale na dworze jest jakieś 30 dementorów. Zdaje się, że bardzo szybko wytropili panią, pani Lestrange.
Wszyscy Śmierciożercy wyszli na dwór. Słowa Eleny były prawdą.  Rzeczywiście na dworze było całe mnóstwo dementorów. Czarni przybysze od razu zaatakowali śmierciożerców stojących najbliżej. Gdy tamci użyli patronusów, dementorzy skierowali się na uczniów. Elena stała spokojnie. Dementorzy nic jej nie mogli zrobić, ponieważ czuć było od niej taką samą aurę jaką emanował jej ojciec. Jednak gdy dziewczyna zobaczyła, jak te stworzenia zbliżają się do Dracona, coś w niej kazało jej natychmiast zareagować. Szatynka momentalnie podbiegła i stanęła pomiędzy dementorami a młodym Malfoy'em. Dziewczyna wyjęła różdżkę i wypowiedziała znane jej słowa (chociaż nigdy wcześniej nie tworzyła patronusa).
-Expecto Patronum.
Z końca jej różdżki wystrzeliło jasne światło które przemieniło się w srebrną kobrę, która odgoniła dementorów.
  
Snape i Narcyza spojrzęli na Elenę lekko zdziwnieni. Ona sama była zdziwiona tym co właśnie zrobiła. Lecz długo się nad tym nie zastanawiała. Wymamrotała po cichu jedno z zaklęć o którym kiedyś czytała. Kobra momentalnie się powiększyła i odgoniła dementorów, którzy atakowali Milicentę i Pansy. Stworzenia wściekłe, odleciały. Wszyscy młodsi od razu się z tego powodu ucieszyli. Sama szatynka była tak uradowana, że rzuciła się Draconowi na szyję. Ten w przypływie radości delikatnie pocałował ją w usta. Trwali tak przez chiwlę, a gdy się zorientowali co właśnie robią, odskoczyli od siebie cali czerwoni. Lekko się do siebie uśmiechnęli, po czym wszyscy razem weszli do domu. Tam dokończyli kolację, a potem każdy zajął się czymś innym. Niektórzy Śmierciożercy gadali, inni poprostu siedzieli przy ogniu. Draco i Zabini zaczęli grać w szachy czarodziejów, dziewczyny zaczęły pltkować o tym co się działo przez ostatnie dni. Wszystkie, poza Eleną. Ta wzięła jedną ze swoich ulubionych książek, rozsiadła się  fotelu przy kominku i zagłębiła się w lekturze. Właśnie czytała jak się przygotowuje eliksir żywej śmierci, gdy nagle jakiś odruch kazał jej wyjść na dwór.
-Zaraz przyjdę.- powiedziała do Dracona i wyszła przed dom. Rozejrzała się i nagle jej wzrok przykuł kot siedzący na jednej z gałęzi wierzby płaczącej stojącej przy wejściu. Dziewczyna przyjrzała się kotu i ku jej zdziwieniu, ten także utkwił w niej wzrok. Kot miał smukłe ciało, popielatą sierść w czarne cętki i uderzająco zielone oczy. Takie, jakie ma Elena.
 
Kociak zeskoczył z gałęzi, podszedł do dziewczyny i zaczął ocierać się o jej nogi. Szatynka długo się nie namyślała. Wzięła kota na ręce i weszła do domu, po czym skierowała się do swojego pokoju. Właśnie przechodziła koło salonu, gdy usłyszała głos matki.
-Eleno, co trzymasz w rękach.
-Kota. Znalazłam go na wierzbie koło domu.
-Aha. Świetnie. Ten kot tu nie zostanie.
-Owszem, zostanie. Czy tego chcesz czy nie. Zatrzymam go.
-A czy wiesz wogóle co to za rasa? Bo ja w domu mieszańców nie będę trzymać.
-A żebyś wiedziała, że wiem. To egispki mau.
-I co jest w nich takiego wspaniałego?!?!
-Nie ważne.
Po czym Elena pobiegła do swojego pokoju, z kotem w dłoniach.
Po 5 min do komnaty zapukał Draco.
-Mogę wejść?
-Jasne.
-Dzięki.- chłopak usiadł koło Eleny na łóżku i spojrzał na kota, który spał zwinięty w kłębek na poiduszce.
-Czy coś jest w tych kotach niezwykłego?
-Tak. Ta rasa kotów w Egipcie była uważana za wysłanników bogini Bast, dlatego były traktowane z wielkim szacunkiem. Podobno mają w sobie potężne pokłady czarnej magii.
-Fajnie. A właściwie skąd ty tyle wiesz o nich?
-Interesuję się tymi kotami od bardzo dawna.
-Jak go nazwałaś?
-Midnight.
-Dlaczego akurat tak?
-Ponieważ znalazłam ją o północy, to po pierwsze. Po drugie: podobno te koty mają najwiekszą moc właśnie o północy, a po trzecie: sądzę, że to imię pasuje do niej.
-Masz rację.
Na chwilę zapadło milczenie. Po pewnym czasie Draco odezwał się do Eleny cichym głosem:
-Eleno, dziekuję ci za ratunek przed dementorami.
-Nie masz za co dziękować.
-Ależ mam. Gdyby nie ty, już byłoby po mnie.
Elena spojrzała na blondyna i lekko się uśmiechnęła.
-Nie chciałabym żeby coś ci się stało. Wiesz Drcao. Bardzo ciebie lubię.- dziewczyna lekko się zarumieniła.
-Ja też bardzo ciebie lubię.
Powiedział Draco, po czym przysunął się do Eleny. Spojrzał jej głęboko w oczy, a następnie delikatnie ujął jej podbródek i pocałował w usta. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek.
W tej samej chwili do komnaty cicho wszedł Snape. Chciał porozmawiać z Eleną, lecz gdy zobaczył tą dwójkę trwającą w pocałunku, po cichu wycofał się, zamknął za sobą drzwi a następnie zszedł na dół. Na pytanie gdzie był nic nie odpowiedział. Usiadł w fotelu, w którym wcześniej siedziała Elena i zapatrzył się w ogień. Na jego twarzy pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz