piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 39- Taka jak on...


Odglos kroków niósł się echem po korytarzu przerywając ciszę otaczającą cały zamek. Spokojny oddech i dostojny chód postaci ubranej ciemne spodnie, zielony golf oraz czarną pelerynę zdradzał, iż osoba jest całkowicie rozluźniona jakby wybrała się na letni spacerek. W chwili gdy weszła w kolejny korytarz z drugiej strony usłyszała przesłodzony, żeński głos:
-Co tu robisz? Uczniom nie wolno chodzić po szkole nocą.
Postać uniosła wzrok i na kobietę ubraną w okropny różowy komplet, spojrzały krwistoczerwone oczy przypominające oczy węża. Osoba uniosła dłoń mamrocząc cicho słowa klątwy. Kobieta nie zdąrzyła jeszcze krzyknąć, gdy jej grdło ścisnęła jakby niewidzialna dłoń. Zaczęła się dusić. Krzyk uwiązł jej w gardle, gdy powoli osunęła się na posadzkę. Nim straciła przytomność usłyszała cchy śmiech i dźwięk łamanych żeber. Postać odwróciła się i ruszyła dalej przed siebie. Po chwili jej kroki ucichły i na korytarzu znów zaległa cisza. Wszystko to widział oddalony o setki mil mężczyzna. Na jego ustach pojawił się pełen dumy uśmiech.
-Słyszeliście już o Umbridge?
-Podobno ktoś ją zaatakował.
-Wszyscy podejrzewają Bliznowatego.
-Nie ma co się dziwić. W końcu to on miał na pieńku z psorką.
-No właśnie. Zalożę się, że to właśnie on...
-Nie. To nie on...
Oczy Ślizgonów siedzących przy stole w Wielkiej Sali przeniosły się na dziewczynę stojącą przy jednem z miejsc. Nowoprzybyła zmierzyła wszystkich wzrokiem po czym usiadł na jej stałym miejscu i zajęła się śniadaniem. Długie do pasa, rozpuszczone, kruczoczarne włosy miała upięte jedynie srebrną spinką w kształcie węża. Nogi okryła czarnymi jeansami o górną część jej garderoby stanowiła jedwabna bluzka koloru szmaragdów z godłem Slytherinu na sercu. Krwitoczerwone oczy spokojnie lustrowały potrawy stojące na stole a delikatna, alabastrowo-biała dłoń po chwili sięgnęła po talerz z owocową sałatką. Elena Riddle nie przejęła się spojrzeniami innych uczniów z jej domu obserwujących ją z wyczekiwaniem. Nie miała obowiązku mówienia czy też tłumaczenia im czegokolwiek. I tak wiedziała co o niej myślą. Szaleniec, maszyna do zabijania, osoba pozbawiona uczuć. Tak jak jej ojciec. Chcoaiż żaden ze Śmierciożerców czy też ich dzieci nigdy by się nie odważyło powiedzieć tego na głos, właśnie to myśleli o Czarnym Panie. I o jego córce... Bo czym oni właściwie się różnili? Większość uważała, że absolutnie niczym. Możliwe, że mieli rację, jednak brunetka puszczała wszystkie te obraźliwe- według wszystkich naokoło- słowa mimo uszu. Nauczyła się od swego ojca, że nie warto zaprzątać sobie głowy sługami czy też kimkolwiek niegodnym jej uwagi. Czarny Pan miał rację.
-Eleno... Co miałaś na myśli?
Obok czerwonookiej usiadł jej wierny kolega- Laurence Flint. Chłopak będący obecnie na szóstym roku nauki w Hogwarcie był młodszym bratem Marcusa i obecnie jedną z niewielu osób z którymi Elena rozmawiała. Od pierwszego dnia nowego roku niezwykle dotkliwie odczuła stratę jej towarzysza. Jednak było to nieuniknione. Marcus pisał w poprzednim roku OWUTEMY i obecnie studiował gdzieś w Niemczech. Obiecał jednak Elenie że będzie do niej regularnie pisał i słowa swego dotrzymał. Od początku roku minęły przeszło dwa miesiące. Ponad sześdziesiąt dni panowania Pani ielkiej Inkwizytor Howartu. Jednak tym razem na nic przydały się jej zakazy. Nie była w stanie się obronić przed...
-Poprostu wiem, że to nie Potter zaatakował Umbridge.
-jak nie on to kto?
-Dziewczyna wzięła łyk soku nim odpowiedziała. Przeniosła wzrok na Laurenca i momentalnie wszyscy przy jej stole to zobaczyli. Błyski w czerwonym oczach przypominające światłó które pojawia się przy użyciu Avady. Dziewczyna uśmiechnęła się w ten sam sposób jak jej ojciec i szeptem wypowiedziała słowa niezwykle przypominające w brzmieniu syk węża.
-Nie lubię jak ktoś mi wchodzi w drogę...
-T-t-t-to znaczy... że to ty zrobiłaś?
-Jakbyś przy tym był. Nie pozwolę by ktoś traktował mnie tak jak ona to robiła. Mam swoją dumę i honor mój drogi. Powinna dziękować losowi, że jeszcze żyje.
Po czym dziewczyna wstała i odeszła do stołu pozostawiając resztę Ślizgonów w stanie niemego przerażenia. Wyoknując ruch dłonią wymamrotała cicho "Accio" i po chwili w jej dłoni pojawił się popielaty płaszcz. Zakładając go brunetka ruszył w stronę wyjścia z zamku. Kierując się nad jezioro usiadła na kamieniu i zapatrzyła się w niebo. Ciemne chmury płynęły po nim zapowiadając deszcz. Po upływie kilkunastu minut za czerwonoką ktoś stanął. jednak nim postać zdąrzyła cokolwiek powiedzieć dziewczyna wypowiedziała szeptem:
-Miło cię widzieć Glizdogonie. Jak się czujesz na nowym stanowisku?
-Dobrze panienko. Wręcz bardzo dobrze.
-Tak właśnie ma być.
Obok dziewczyny stanął wysoki mężczyzna o włosach koloru pszenicy i przenikliwym spojrzeniu orzechowych oczu. Tak właśnie Elena przemieniła Petera Pettegrew, który obecnie zastępował Saphirę na stanowisku nauczyciela astronomi. W przeszlości był to jeden z nielicznych przedmiotów z których był prymusem. Tertaz pod przebraniem nauczał tego przedmiotu tak jak rozkazał mu Czarny Pan. W tym samym czasie setki mil od Hogwartu Saphira opiekowała sie wraz ze Snape'm ich kilkumiesięczną córeczką. Dziewczynka miała brązowe włoski przechodzące miejscami w czerń i duże błękitne oczy. Jej uroda a jenocześnie delikatność i kruchość sprawiły że pierwszy raz Elena była tak zszokowana. Dorastając w środowisku czarnej magii nie zdawała sobie sprawy że może istnieć taka istotka jak jej mała kuzynka. Mała umiała już chodzić i wypowiadała swoje pierwsze słowa. Bardzo szybko dojrzewała. o wiele szybciej niż dzieci w jej wieku.
-Panienko, mam pytanie... Jeśli pozwolisz...
-Pytaj.
-Czy... Czy to ty...
-Czy użyłam klątwy na Umbridge?
Glizdogon w milczeniu skinął głową.
-Tak. Weszła mi w drogę gdy szłam w nocy na spotkanie ze Śmierciożercami. Nie wysłuchałaby mnie... Więc musiałam ją uciszyć.
-Rozumiem. Nie uważa panienka jednak, że było to nierozsądne?
-Nierozsądne?
Brunetka wstała z kamienia i zmirzyła Glizdogona Wściekłym spojrzeniem.
-Wiem co robię Glizdogonie. Nie zapominaj o tym kim jestem i kim ty jesteś. Mój ojciec popiera wszystko co robię więc trzymaj się z daleka od moich psraw.
po czym odwracając się ruszyła dumnym krokiem w stronę zamku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz