Mężczyzna
podszedł do łóżka Eleny wypraszając grzecznie Laurenca. Chłopak zdając
sobie sprawę, z faktu iż brunetka powinna zostać sama wyszedł życząc jej
dobrej nocy. Natomiast ślizgonka w tym czasie otworzyła torbę
podsuniętą przez Glizdogona. W chwili gdy zajrzała do środka na jej
twarzy pojawił się szczęśliwy uśmiech. Z radością patrzyła na zawartość
płóciennego worka. Wystarczyło zaledwie jedno spojrzenie na stojącego
przy jej boku mężczyznę, by dotarła do niego świadomość iż powinien
wyjść co też niezwłocznie uczynił. Ledwie drzwi zostały zamknięte
dziewczyna zacisnęła palce na różdżce i z cichym sykiem bólu poczęła
cicho mamrotać formuły zaklęć ochronnych, oszałamiających oraz mylących.
Na koniec celując różdżką w sufit wyszeptała tak dobrze znane jej
zaklęcie. Natychmiast pokój okrył delikatny półmrok który nierozerwalnie
towarzyszł rzuceniu tej klątwy. W momencie gdy skończyła z płóciennej
torby wysunął onyksowoczarny wąż o oczach tegoż samego koloru co oczy
Eleny. Gad podpełzł do krawędzi łóżka i zsuwając się na podłogę zniknął
brunetce z oczu, by chwile później ukazać się w ludzkiej postaci.
Materac lekko się zapadł gdy usiadł z boku łóżka patrząc z troską w
oczach na leżącą przed nim dziewczynę. Unosząc dłoń o mlecznobiałej
skórze odgarnął kosmyk włosów opadający na czoło Ślizgonki przesuwając
palce niżej zatrzymując je na jej policzku. W oczach czarodziejki
pojawiły się radosne iskry podczas gdy głowa wykonała delikatny ruch
przytulając policzek do tej chłodnej dłoni. Usta dziewczyny wyszeptały
pełne radości i szczęścia.
-Tato...
-Jestem
tu Eleno. Ukarzę wszystkich którzy odważyli się ciebie skrzywdzić. Twa
matka zapewne w tej chwili zwija się z bólu spowodowanego torturami
jakie na mój rozkaz wykonuje Lucjusz.
-Ojcze, Pan Malfoy..
-Uratował
cię wraz z Glizdogonem. Wiem o tym i możesz być pewna iż obaj zostaną
nagrodzeni. Teraz jednak mi powiedz jak ty się czujesz..
-Wszystko
mnie boli. Ledwo mogę poruszać rękoma, a nogi nieprzerwanie mam
odrętwiałe. Magia zaczęła działać lecz musi to potrwać jakiś czas.
-Rozumiem. Draco odpowie za swój czyn. Bądź tego pewa...
Pozbawiony
zaklęcia maskującego w naturalnym wyglądzie Lord Voldemort patrzył na
twarz swej zmęczonej, obolałej córki podczas gdy w jego oczach kryły się
uczucia jakich nikt nie spodziewałby się po Czarnym Panie. Współczucie,
troska oraz ulga pomieszane ze szczęściem nadawały Riddle'owi niemalże
ludzkiego wyglądu. Teraz był tym kogo dziewczyna zapamiętała z wakacji.
Zawsze wyobrażała sobie dzień, kiedy nareszcie odzyska ojca.Od dnia gdy
Czarny Pan powrócił w jej sercu nieprzerwanie tlił się płomień radości i
wiary. Tak podobna do niego samego znała każdy sekret i niepewność
króre targały jego sercem.
Przez
kilka minut patrzyli na siebie w milczeniu napawając się wzajemną
bliskością oraz tą niezwykłą magią jaka zawsze pojawiała się między
nimi. Dwie samotne dusze odnalazły się i choć żadna z nich nie
przyznałaby się do tego na głos- oboje pragneli tego połączenia
najbardziej na świecie. W pewnym momencie Voldemort przysuwając się
bliżej swej córki delikatnie pogładził ją po włosach, po czym lekko
przytulił jej kruche ciało. Trwali w milczeniu przez długi czas, nie
wypuszczając się z objęć. Gdy zaczęli rozmawiać przestali zwracać uwagę
na płynący czas i dopiero ciche pukanie do drzwi wyrwało ich ze świata, w
którym oboje się znaleźli. Każda kolejna rozmowa odrywała ich od
rzeczywistości jakby na te kilkanaście minut wszyscy przestawali
istnieć. Dlatego też wyrwani z rozmowy i skupienia poderwali głowy
gotowi zabić osobę stojącą za drzwiami. Opuścili różdżki dopiero w
chwili gdy do dormitorium cicho wszedł Glizdogon.
-W-w-w-ybacz mi P-P-P-Panie, ale...
-Co się stało Glizdogonie. Wykrztuś z siebie co masz zamiar powiedzieć i miejmy to już za sobą...
-Zaraz bedzie świtać. Panie chyba... chyba musisz już opuścić Hogwart, prawda?
-Chyba rzeczywiście masz rację.
Mężczyzna
spojrzał na swą córkę, a dostrzegając w jej oczach powoli narastający
smutek spowodowany zapewne ich rozstaniem pochylił się i złożywszy na
jej czole pocałunek uśmiechnął się do niej ciepło.
-Wkrótce
się zobaczymy. Możliwe, że szybciej niż ci się wydaje córko. Narazie
oczywiście nie mogę nic zdradzić. Ciekawi mnie jednak jedna rzecz. A
jest nią ostatnie zaklęcie jakie rzuciłaś na swą komnatę. Mam nadzieję
iż szybko poznam działanie tego uroku.
-Rozumiem ojcze. Będę wyczekiwać tego dnia. I możesz być pewien iż szybko ci go wyjawię.
-To wspaniale moja droga. I ostatnie pytanie. Czy Malfoy cię zabił?
-Jak widzisz ojcze...
Obrzucając
się ostatnim spojrzeniem Voldemort ponownie przybrał postać węża i
sprawnie wpełzł do torby, którą Glizdogon wziął w swe drżące ręce
zakładając na ramię. Spojrzawszy na Elenę zrozumiał iż ma opuścić jej
pokój. Ledwie drzwi dormitorium zamknęły się brunetka opadła na łóżko. Układając
się na miękkich poduszkach zagłębiła się w swych myślach. Urok, który
zastosowała do zabezpieczania komnaty pochodził z zapomnianej dziedziny
czarnej magii. Dotyczył on ochrony czarnoksiężników. Chcąc uchronić się
przed zdemaskowaniem czarownicy rzucali wokół siebie klątwę, która
tłumiła aurę wydobywającą się z magii spotykających się osób. Powstała
bariera była dźwiękoszczelna oraz niezwykle trwała, a wpuszczała jedynie
tych, którzy wiedzieli o rzuceniu uroku. Nie wystarczyło dowiedzieć się
o istnieniu zaklęcia. Mag musiał być w pełni śwadomy działania uroku w
danej chwili i konkretnym miejscu. Inaczej unicestwiała ona każdego
nieproszonego gościa. Czarnoksiężnicy od wieków nie przejmowali się
losem innych. W większym bądź mniejszym stopniu zmieniali się w potwory,
za jakie uważali je inni. Elena zdawała sobie z tego sprawę, podobnie
jak była pewna opinii który w przyszłości przylgnie także i do niej.
Była córką Lorda Voldemorta. Jego latoroślą oraz następczynią. Tą, która
przy jego boku miała sprawować rządy nad czarodziejami. Tą, która
wybrana została do uczestniczenia przy unicestwianiu mugoli, zdrajców
krwii, szlam oraz większości mieszańców. To było jej przeznaczenie,
ustalone przed jej narodzinami. W swym przekonaniu utwierdzała ją
przepowiednia, którą zdobyła podczas poprzednich wakacji. Tyle
szczegółów z jej życia było dla niej niezrozumiałe i jakby mgliste...
Wiele spośród jej zdolności zadziwiało nawet Czarnego Pana, który w
żaden sposób nie potrafił ich wyjaśnić. Chcąc odnaleść odpowiedź
brunetka chętnie udała się do Królestwa Niewymownych. Odwiedziała Salę
Przepowiedni ukrytą w podziemiach Ministerstwa Magii. Podczas gdy Potter
był przesłuchiwany, ona poznawała wszelkie sekrety swego przeznaczenia
oraz dowiadując się odpowiedzi na wiele spośród dręczących ją pytań.
Niestety nie była w stanie zdobyć przepowiedni dotyczącej jej ojca oraz
Pottera, jednak Czarny Pan nie miał do niej o to żalu. Nigdy nie był na
nią zły. Wszelkie błędy jakie mogłaby popełnić zapewne by jej darował.
Zapewne- pomyslała-... ponieważ nigdy go jeszcze nie zawiodła. Kochała
go ponad wszystko. Dopiero niedawno zrozumiała, że miłość do Czarnego
Pana była w niej od zawsze. Od chwili narodzin, jak nie wcześniej. Gdy
dorastała uczyła się magii jakby podświadomie pragnąc w przyszłości
godnie służyć temu, który dał jej życie. W dniu, w którym Voldemort
odzyskał pełnię mocy Elena bardzo się zmieniła. Nikt tego nie dostrzegł,
ale było to prawdą. Oczywistością, o której istnieniu wiedziała jedynie
ślizgonka. Teraz gdy leżała w swym dormitorium powoli pojmowała jak
silnie zależy jej na Czarnym Panie. Zdała sobie sprawę jak mało istotna
stała się dla niej sama walka z Dumbledore'm, Potterem oraz wszelkimi
innymi osobami. Mogłaby zaprzestać tej wojny choćby od zaraz jeśli tylko
jej ojciec by tego zechciał. Zależało jej na tym by być ze swym ojcem
do końca swiata, by nikt ich więcej nie rozdzielił. Dlatego właśnie
musieli zwyciężyć. W nowym świecie mogliby żyć wolni i szczęśliwi. Wolni
od Pottera i tych, którzy niszczyli piękny świat wyobrażony przed
wiekami przez Slytherina. Ojciec i córka... Najpotężniejszy
czarnoksiężnicy na świecie....
W
tym samym czasie, w którym Elena rozmyślała o swym ojcu, Czarny Pan
zjawił się w swym domu górującym nad Little Hangleton. Śmierciożercy
rozesłani z zadaniami nie zajmowali obecnie żadnego pokoju, czyniąc
gmach całkowicie pustym. Voldemort jednak nie zwrócił na to większej
uwagi. Jego kroki skierowały się na piętro gdzie znajdował się jego
pokój. Jednak nie wstąpił do komnaty z kominkiem. Zatrzymując się przed
drzwiami drugiego pokoju znajdującego się na tym piętrze.
-Otwórz się.
Wysyczał
w języku węży na co pokój zareagował natychmiast ujawniając przed
mężczyzną wszelkie tajemnice jakie skrywało pomieszczenie. Przekraczając
próg zamknął za sobą drzwi rozglądając się po komnacie. Ściany w
kolorze liści róży obklejone były w pewnych miejscach wycinkami z gazet,
rozrysowanymi ręcznie planami, kartkami wyrwanymi z zeszytu na których
naszkicoano portrety znanych brunetowi czarodziejów. Przy
oknie stało biurko wykonane z ciemnego drewna, na którym równo ułożone
leżały liczne kartki. Obok biurka ustawiono bibliotczkę zawierającą
dziesiątki książek o czarnej magii oraz eliksirach. na prawo od drzwi
stało ręcznie zdobione łoże z baldachimem oraz czterema kolumienkami.
Zielona pościel wspaniale współgrała z barwą ścian. Nad łóżkiem
namalowano odręcznie znak Slytherinu. Poza biurkiem, biblioteczą oraz
łózkiem w pokoju zajdowała się: szafa z ciemnego drewna, ręcznie
zdobione, srebrne lustro, dwa fotele oraz newielkich rozmiwrów stolik.
Wszystko utrzymane w nienaturalnym mogłoby się wydawać porządku, tak
dobrze znanym Czarnemu Panu. Gdy podszedł do biurka by spojrzeć na
pozostawione a nim kartki dostrzegł kolejny namalowany na ścianie znak.
Tym razem przedstawiał on Symbol Śmierciożerców, który każdy zwolennik
Czarnego Pana miał wypalony na przedramieniu. Voldemort uśmiechnął się
delikatnie na ten widok i przeniosłszy wzrok na stos papieru zaczął go
przeglądać. Jakież było jego zdziwienie, gdy na jednej z kartek
dostrzegł symbol znany wielu jako symbol Grindelwalda. Kreska otoczona
trójkątem, który z kolei wrysowany był w okrąg. Nad rysunkiem napisano
zgrabnym, starnnym pismem "Insygnia Śmierci". To oznaczało, iż już
odkryła prawdę o podarach, które Śmierć rzekomo sprezentowała trzem
braciom za przechytrzenie jej. Czemu nie wspomniała o tym... Pewnie
miała konkretny powód. Wierzył w to. Odkładając kartkę na miejsce
przeszedł przez komnatę siadając na skraju łóżka. Spojrzał na stojący w
rogu pokoju kominek, lecz nie rozpalił w nim ognia. Przymknął oczy
przyzywając jej obraz.. Przed oczami stanęła mu blada, usmiechnięta
twarz jego córki. Jedynej osoby na świecie, którą pragnął chronić. Albus
Dumbledore mylił się twierdząc, iż Czarny Pan nigdy miłości nie zaznał.
Mylił się, gdyż Lord Voldemort kochał... Kochał szczerze i z całego
swego kamiennego serca. Kochał swą córkę. Następczynię i najwierniejszą
towarzyszkę. Chciał jej bezpieczeństwa oraz szczęścia. Gotów był zabić
każdego, kto by ją skrzywdził. Nie znając nigdy ojcowskiej troski i
opieki, Tom Riddle taką troską i opieką obdarzył Elenę. Dziewczyna była
droga jego sercu oraz rozszczepionej duszy. Że każda jego cząstka
wyczuwała ślizgonkę, tego mężczyzna był pewien. Upewniła go w tym
opowieść czarodziejki o jej spotkaniu z cząstką duszy ukrytej w
dzienniku. Cząstki, która uznała ją za córkę.
Jednocześnie
Czarny pan zdawał sobie sprawę z jeszcze jednej, wyjątkowej sprawy.
Jego córka... Elena Fabiana Riddle... Była najsilniejszym
czarnoksiężnikiem jaki kiedykolwiek się narodził. Swą potęgą
przewyższała wszelkie inne istoty, nawet jego samego. Już sam fakt
utraty życia podczas gdy Malfoy ją zaatakował tłumaczył wiele. Zdolnośc
ta mogła uczynić z Eleny Mistrzynię Czarnej Magii, Arcymaga któremu nikt
nie bedzie w stanie się przeciwstawić. Dumbledore upadnie, po nim
Potter oraz każdy kto będzie próbował ją skrzywdzić. Połączona moc Ojca i
Córki mogła stworzyć lepsy świat przeznaczony dla czarodziejów czystej
krwii. Ponieważ oto Elena zyskała zdolność o której marzyły całe
pokolenia czarodziejów od zarania dziejów.
Nie
przerywając swych rozmyślań mężczyzna wstał i jak zaklęty opuścił pokój
swej córki. Kierując się do swej komnaty zasiadł na fotelu, w którym
pogrążył się na nowo w rozmyślaniach zapadjąc jednocześnie w coś co
możnaby nazwać "pół-snem". W tej samej chwili kilkaset kilometrów dalej
brunetka zapadła w delikatny i spokojny sen. Została z niego wyrwana
dopiero odgłosem zamykania drzwi. Otwierając oczy na chwilę zamarła
widząc stojące w pomieszczeniu osoby.
-Czego tu chcecie?
-Nie tym tonem. Czyżbyś nie zauważyła, że mamy przewagę liczebną oraz jesteśmy w pełni sprawni?
Przed
Eleną z dzikim uśmiechem stał nie kto inny jak tylko Draco Malfoy,
któremu towarzyszli jak zwykle jego goryle oraz Pansy Parkinson.
Brunetka widząc ich zacisnęła palce na różdżce ukrytej pod pościelą. Nie
tracąc swego pewnego siebie, wyniosłego tonu jakim zawsze zwracała się
do Malfoya oraz jego bandy ponownie zadała pytanie:
-Czego tu chcecie?
-Zapłaty za to, że na nas doniosłaś.
-Nie zrobiłam tego.
-Słucham? Skoro nie ty, to ciekawe kto...
Brunetka uśmiechnęła się na te słowa i wyszeptała.
-Goyle...
-że... Że co prosze? Goyle nigdy by nas nie wydał.
-Ale to zrobił. A raczej wydał was jego otwarty mysi móżdżek. Profesor Camus przejrzał jego umysł gdy mijaliście się w wejściu do Wielkiego Holu.
-Niemożliwe.
-Ależ tak. Przykro mi Malfoy, że masz takich głupawych sługósów. Chociaż... Jaki Pan taki kram.
Usmiechnęła
się złośliwie na własne słowa patrząc mu wyzywająco w oczy. Słysąc
słowa leżącej Draco zarumienił się z wściekłości. Uniósł różdżkę chcc
rzucić na nią kolejną straszliwą klątwę lecz nim jego usta się towrzyły,
brunetka wyrwała spod pościeli rękę w której zaciskała magiczny
przedmiot. Mierząc w malfoya wyszeptała z mściwym wyrazem na twarzy.
-
Z
ust Malfoya wyrwał się przeraźliwy wrzask, który został prawie
natychmiast zagłuszony zaklęciem "Silencio". Pansy, Crabbe oraz Goyle z
paniką w oczach obserwowali jak Draco unosi się w powietrze, a jego
tęczówki rozszerzają się z bólu i strachu. W chwili gdy stopy blondyna
oderwały się od ziemii jego ciało zostało oplecione dzięsiątkami węży
które lśniąc i pobłyskując zaczęły owijać się wokół niego niczym więzy.
Jednocześnie na ciele pojawiły mu się ciemne plamy powiększajace się
stopniowo. Gdy okryły całe jego ciało węży równocześnie wbiły kły
zagłębiając je pod skórę blodnyna. Z rąk powoli zaczęła sączyć się krew
kapiąc na podłogę.
-Eleno...
Panienko Riddle... Błagam przestań. Nie zabijaj go. On już nigdy...
Przysięgam że więcej tak się nie zachowa. Jestem tego pewna... Tylko
przestań...
Cichy,
płaczliwy szept wydobył się z ust Pansy która ze strachem patrzyła na
niknącego w oczach Dracona. Słysząc to oczy Riddle'ówny zalśniły. Ruchem
dłoni cofnęła zaklęcia, podczas gdy omdlały Draco opadł na podłogę w
ostatniej chwili złapany przed Crabbe'a i Goyle'a. Wszyscy spojrzeli na
Elenę ze strachem po czym marocząc ciche "dziękuję", wyszli z pokoju.
Dziewczyna z roziskrzonymi oczami schowała różdżkę pod poduszkę. Zdawała
sobie sprawę, iż jest to dopiero początek okrutnej zemsty której
planowała dokonać na Malfoyu. Pewna, iż będzie mogła odpocząć przykmnęła
powieki, gdy nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi. Zmęczona otworzyłą
oczy.-
-Prosze...
Do pokoju wszedł ponownie Glizdogon patrząc na Elenę niepewnie.
-O co chodzi G...
-Udało się. Panienko Morino macie pięć minut. Później będę musiał go wyprowadzić. Niedługo wstaną uczniowie.
Słysząc
swe przybrae nazwisko, dziewczyna zrozumiała wszystko. Ruchem głowy
zgodziła się by wprowadził gościa. Po chwili w komnacie pozostali
jedynie Elena oraz Harry Potter który natychmiast podszedł do łóżka z
zatroskanym wyrazem twarzy. Usiadł wpatrując się w nią ze smutkiem i
pytając o zdrowie. Rozmawiali o tym co zrobił malfoy, brunetka
opowiedziała gryfonowi całe zajście.
-On jest niepoważny... Albo raczej szalony. Atakować członka własnego domu...
-Przykro mi harry jednak on nie ma nawet tyle rozumu ile Bóg darował suszonej śliwce.
-Co prawda, to prawda.
Oboje
wybuchnęli radosnym śmiechem, który jednak został gwałtownie przerwany
cichym sykiem bólu, który wydobył się z ust Eleny. Harry wystarszony
pochylił się lekko nad nią patrząc z troską.
-Co się dzieje?
-Nic. Tylko żebra mnie bolą. Rozumiesz...
Brunetka
uniosła wzrok na Pottera zdając nagle sobie sprawę z tego jak bardzo
zmniejszyła się odległość miedzy ich twarzami. patrzyli sobie nawzajem w
oczy niepewni co powinnizrobić, gdy nagle Harry przymknął oczy i
pochylając się jeszcze bardziej złączył ich usta w pocałunku. Dziewczyna
natychmiast odwzajemniła go również zamykając oczy. Trwali tak przez
chwile po czym Ptter cały zarumieniony odsunął się od niej. Spojrzał na
jej twarz lekko przymglonym wzrokiem, po czym bez słowa wstał i ruszył
ku wyjściu. Za drziwami czekał na niego Glizdogon, któy przeprowadził go
przez Pokój Wspólny. W czasie gdy Harry kierował się do swego
dormitorium nie do końca pewny powodów dlaczego pocałował Elenę,
brunetka przymknęła oczy z tajemniczym uśmiechem. Natychmiast połączyła
swój umysł z umysłem Voldemorta.
-"Ojcze."
-"Coś sie stało? Ktoś cię zaatakował?"
-"Ponownie Malfoy, jednak nie jest obecnie ważne."
-"Co więc się stało?"
-"Potter mnie pocałował."
-"Naprawdę? Czyli?"
-"Zadziałało.
Imperiusowi się oprzeć potrafi. Jednak nie zdołał się uchronić przed
Imperiuem połączonym z przejęciem jego umysłu."
-"Czego więc się dowiedziałaś?"
-"Jak sądziliśmy to on stał się twym ostatnim horkruksem."
-"Znaczy to, że dopóki on żyje ja także będę żyć. Zgadza się?"
-Tak ojcze. I nawet jeśli on umrze, dzięki moim zdolnościom będę w stanie zrobić to o czym ci móiwłam."
-"Jesteś pewna?"
-"Tak. Dzięki darowi będę w stanie przejąć na siebie tą cząstkę duszy, która ukryta jest w Potterze."
-"Staniesz się moim najwspanialszym horkruksem córko. Dzięki twemu darowi..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz