piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 43- Ojciec i córka cz. 2

Mężczyzna podszedł do łóżka Eleny wypraszając grzecznie Laurenca. Chłopak zdając sobie sprawę, z faktu iż brunetka powinna zostać sama wyszedł życząc jej dobrej nocy. Natomiast ślizgonka w tym czasie otworzyła torbę podsuniętą przez Glizdogona. W chwili gdy zajrzała do środka na jej twarzy pojawił się szczęśliwy uśmiech. Z radością patrzyła na zawartość płóciennego worka. Wystarczyło zaledwie jedno spojrzenie na stojącego przy jej boku mężczyznę, by dotarła do niego świadomość iż powinien wyjść co też niezwłocznie uczynił. Ledwie drzwi zostały zamknięte dziewczyna zacisnęła palce na różdżce i z cichym sykiem bólu poczęła cicho mamrotać formuły zaklęć ochronnych, oszałamiających oraz mylących. Na koniec celując różdżką w sufit wyszeptała tak dobrze znane jej zaklęcie. Natychmiast pokój okrył delikatny półmrok który nierozerwalnie towarzyszł rzuceniu tej klątwy. W momencie gdy skończyła z płóciennej torby wysunął onyksowoczarny wąż o oczach tegoż samego koloru co oczy Eleny. Gad podpełzł do krawędzi łóżka i zsuwając się na podłogę zniknął brunetce z oczu, by chwile później ukazać się w ludzkiej postaci. Materac lekko się zapadł gdy usiadł z boku łóżka patrząc z troską w oczach na leżącą przed nim dziewczynę. Unosząc dłoń o mlecznobiałej skórze odgarnął kosmyk włosów opadający na czoło Ślizgonki przesuwając palce niżej zatrzymując je na jej policzku. W oczach czarodziejki pojawiły się radosne iskry podczas gdy głowa wykonała delikatny ruch przytulając policzek do tej chłodnej dłoni. Usta dziewczyny wyszeptały pełne radości i szczęścia.
-Tato...
-Jestem tu Eleno. Ukarzę wszystkich którzy odważyli się ciebie skrzywdzić. Twa matka zapewne w tej chwili zwija się z bólu spowodowanego torturami jakie na mój rozkaz wykonuje Lucjusz.
-Ojcze, Pan Malfoy..
-Uratował cię wraz z Glizdogonem. Wiem o tym i możesz być pewna iż obaj zostaną nagrodzeni. Teraz jednak mi powiedz jak ty się czujesz..
-Wszystko mnie boli. Ledwo mogę poruszać rękoma, a nogi nieprzerwanie mam odrętwiałe. Magia zaczęła działać lecz musi to potrwać jakiś czas.
-Rozumiem. Draco odpowie za swój czyn. Bądź tego pewa...
Pozbawiony zaklęcia maskującego w naturalnym wyglądzie Lord Voldemort patrzył na twarz swej zmęczonej, obolałej córki podczas gdy w jego oczach kryły się uczucia jakich nikt nie spodziewałby się po Czarnym Panie. Współczucie, troska oraz ulga pomieszane ze szczęściem nadawały Riddle'owi niemalże ludzkiego wyglądu. Teraz był tym kogo dziewczyna zapamiętała z wakacji. Zawsze wyobrażała sobie dzień, kiedy nareszcie odzyska ojca.Od dnia gdy Czarny Pan powrócił w jej sercu nieprzerwanie tlił się płomień radości i wiary. Tak podobna do niego samego znała każdy sekret i niepewność króre targały jego sercem.
Przez kilka minut patrzyli na siebie w milczeniu napawając się wzajemną bliskością oraz tą niezwykłą magią jaka zawsze pojawiała się między nimi. Dwie samotne dusze odnalazły się i choć żadna z nich nie przyznałaby się do tego na głos- oboje pragneli tego połączenia najbardziej na świecie. W pewnym momencie Voldemort przysuwając się bliżej swej córki delikatnie pogładził ją po włosach, po czym lekko przytulił jej kruche ciało. Trwali w milczeniu przez długi czas, nie wypuszczając się z objęć. Gdy zaczęli rozmawiać przestali zwracać uwagę na płynący czas i dopiero ciche pukanie do drzwi wyrwało ich ze świata, w którym oboje się znaleźli. Każda kolejna rozmowa odrywała ich od rzeczywistości jakby na te kilkanaście minut wszyscy przestawali istnieć. Dlatego też wyrwani z rozmowy i skupienia poderwali głowy gotowi zabić osobę stojącą za drzwiami. Opuścili różdżki dopiero w chwili gdy do dormitorium cicho wszedł Glizdogon.
-W-w-w-ybacz mi P-P-P-Panie, ale...
-Co się stało Glizdogonie. Wykrztuś z siebie co masz zamiar powiedzieć i miejmy to już za sobą...
-Zaraz bedzie świtać. Panie chyba... chyba musisz już opuścić Hogwart, prawda?
-Chyba rzeczywiście masz rację.
Mężczyzna spojrzał na swą córkę, a dostrzegając w jej oczach powoli narastający smutek spowodowany zapewne ich rozstaniem pochylił się i złożywszy na jej czole pocałunek uśmiechnął się do niej ciepło.
-Wkrótce się zobaczymy. Możliwe, że szybciej niż ci się wydaje córko. Narazie oczywiście nie mogę nic zdradzić. Ciekawi mnie jednak jedna rzecz. A jest nią ostatnie zaklęcie jakie rzuciłaś na swą komnatę. Mam nadzieję iż szybko poznam działanie tego uroku.
-Rozumiem ojcze. Będę wyczekiwać tego dnia. I możesz być pewien iż szybko ci go wyjawię.
-To wspaniale moja droga. I ostatnie pytanie. Czy Malfoy cię zabił?
-Jak widzisz ojcze...
Obrzucając się ostatnim spojrzeniem Voldemort ponownie przybrał postać węża i sprawnie wpełzł do torby, którą Glizdogon wziął w swe drżące ręce zakładając na ramię. Spojrzawszy na Elenę zrozumiał iż ma opuścić jej pokój. Ledwie drzwi dormitorium zamknęły się brunetka opadła na łóżko.  Układając się na miękkich poduszkach zagłębiła się w swych myślach. Urok, który zastosowała do zabezpieczania komnaty pochodził z zapomnianej dziedziny czarnej magii. Dotyczył on ochrony czarnoksiężników. Chcąc uchronić się przed zdemaskowaniem czarownicy rzucali wokół siebie klątwę, która tłumiła aurę wydobywającą się z magii spotykających się osób. Powstała bariera była dźwiękoszczelna oraz niezwykle trwała, a wpuszczała jedynie tych, którzy wiedzieli o rzuceniu uroku. Nie wystarczyło dowiedzieć się o istnieniu zaklęcia. Mag musiał być w pełni śwadomy działania uroku w danej chwili i konkretnym miejscu. Inaczej unicestwiała ona każdego nieproszonego gościa. Czarnoksiężnicy od wieków nie przejmowali się losem innych. W większym bądź mniejszym stopniu zmieniali się w potwory, za jakie uważali je inni. Elena zdawała sobie z tego sprawę, podobnie jak była pewna opinii który w przyszłości przylgnie także i do niej. Była córką Lorda Voldemorta. Jego latoroślą oraz następczynią. Tą, która przy jego boku miała sprawować rządy nad czarodziejami. Tą, która wybrana została do uczestniczenia przy unicestwianiu mugoli, zdrajców krwii, szlam oraz większości mieszańców. To było jej przeznaczenie, ustalone przed jej narodzinami. W swym przekonaniu utwierdzała ją przepowiednia, którą zdobyła podczas poprzednich wakacji. Tyle szczegółów z jej życia było dla niej niezrozumiałe i jakby mgliste... Wiele spośród jej zdolności zadziwiało nawet Czarnego Pana, który w żaden sposób nie potrafił ich wyjaśnić. Chcąc odnaleść odpowiedź brunetka chętnie udała się do Królestwa Niewymownych. Odwiedziała Salę Przepowiedni ukrytą w podziemiach Ministerstwa Magii. Podczas gdy Potter był przesłuchiwany, ona poznawała wszelkie sekrety swego przeznaczenia oraz dowiadując się odpowiedzi na wiele spośród dręczących ją pytań. Niestety nie była w stanie zdobyć przepowiedni dotyczącej jej ojca oraz Pottera, jednak Czarny Pan nie miał do niej o to żalu. Nigdy nie był na nią zły. Wszelkie błędy jakie mogłaby popełnić zapewne by jej darował. Zapewne- pomyslała-... ponieważ nigdy go jeszcze nie zawiodła. Kochała go ponad wszystko. Dopiero niedawno zrozumiała, że miłość do Czarnego Pana była w niej od zawsze. Od chwili narodzin, jak nie wcześniej. Gdy dorastała uczyła się magii jakby podświadomie pragnąc w przyszłości godnie służyć temu, który dał jej życie. W dniu, w którym Voldemort odzyskał pełnię mocy Elena bardzo się zmieniła. Nikt tego nie dostrzegł, ale było to prawdą. Oczywistością, o której istnieniu wiedziała jedynie ślizgonka. Teraz gdy leżała w swym dormitorium powoli pojmowała jak silnie zależy jej na Czarnym Panie. Zdała sobie sprawę jak mało istotna stała się dla niej sama walka z Dumbledore'm, Potterem oraz wszelkimi innymi osobami. Mogłaby zaprzestać tej wojny choćby od zaraz jeśli tylko jej ojciec by tego zechciał. Zależało jej na tym by być ze swym ojcem do końca swiata, by nikt ich więcej nie rozdzielił. Dlatego właśnie musieli zwyciężyć. W nowym świecie mogliby żyć wolni i szczęśliwi. Wolni od Pottera i tych, którzy niszczyli piękny świat wyobrażony przed wiekami przez Slytherina. Ojciec i córka... Najpotężniejszy czarnoksiężnicy na świecie....
W tym samym czasie, w którym Elena rozmyślała o swym ojcu, Czarny Pan zjawił się w swym domu górującym nad Little Hangleton. Śmierciożercy rozesłani z zadaniami nie zajmowali obecnie żadnego pokoju, czyniąc gmach całkowicie pustym. Voldemort jednak nie zwrócił na to większej uwagi. Jego kroki skierowały się na piętro gdzie znajdował się jego pokój. Jednak nie wstąpił do komnaty z kominkiem. Zatrzymując się przed drzwiami drugiego pokoju znajdującego się na tym piętrze.
-Otwórz się.
Wysyczał w języku węży na co pokój zareagował natychmiast ujawniając przed mężczyzną wszelkie tajemnice jakie skrywało pomieszczenie. Przekraczając próg zamknął za sobą drzwi rozglądając się po komnacie. Ściany w kolorze liści róży obklejone były w pewnych miejscach wycinkami z gazet, rozrysowanymi ręcznie planami, kartkami wyrwanymi z zeszytu na których naszkicoano portrety znanych brunetowi czarodziejów.  Przy oknie stało biurko wykonane z ciemnego drewna, na którym równo ułożone leżały liczne kartki. Obok biurka ustawiono bibliotczkę zawierającą dziesiątki książek o czarnej magii oraz eliksirach. na prawo od drzwi stało ręcznie zdobione łoże z baldachimem oraz czterema kolumienkami. Zielona pościel wspaniale współgrała z barwą ścian. Nad łóżkiem namalowano odręcznie znak Slytherinu. Poza biurkiem, biblioteczą oraz łózkiem w pokoju zajdowała się: szafa z ciemnego drewna, ręcznie zdobione, srebrne lustro, dwa fotele oraz newielkich rozmiwrów stolik. Wszystko utrzymane w nienaturalnym mogłoby się wydawać porządku, tak dobrze znanym Czarnemu Panu. Gdy podszedł do biurka by spojrzeć na pozostawione a nim kartki dostrzegł kolejny namalowany na ścianie znak. Tym razem przedstawiał on Symbol Śmierciożerców, który każdy zwolennik Czarnego Pana miał wypalony na przedramieniu. Voldemort uśmiechnął się delikatnie na ten widok i przeniosłszy wzrok na stos papieru zaczął go przeglądać. Jakież było jego zdziwienie, gdy na jednej z kartek dostrzegł symbol znany wielu jako symbol Grindelwalda. Kreska otoczona trójkątem, który z kolei wrysowany był w okrąg. Nad rysunkiem napisano zgrabnym, starnnym pismem "Insygnia Śmierci". To oznaczało, iż już odkryła prawdę o podarach, które Śmierć rzekomo sprezentowała trzem braciom za przechytrzenie jej. Czemu nie wspomniała o tym... Pewnie miała konkretny powód. Wierzył w to. Odkładając kartkę na miejsce przeszedł przez komnatę siadając na skraju łóżka. Spojrzał na stojący w rogu pokoju kominek, lecz nie rozpalił w nim ognia. Przymknął oczy przyzywając jej obraz.. Przed oczami stanęła mu blada, usmiechnięta twarz jego córki. Jedynej osoby na świecie, którą pragnął chronić. Albus Dumbledore mylił się twierdząc, iż Czarny Pan nigdy miłości nie zaznał. Mylił się, gdyż Lord Voldemort kochał... Kochał szczerze i z całego swego kamiennego serca. Kochał swą córkę. Następczynię i najwierniejszą towarzyszkę. Chciał jej bezpieczeństwa oraz szczęścia. Gotów był zabić każdego, kto by ją skrzywdził. Nie znając nigdy ojcowskiej troski i opieki, Tom Riddle taką troską i opieką obdarzył Elenę. Dziewczyna była droga jego sercu oraz rozszczepionej duszy. Że każda jego cząstka wyczuwała ślizgonkę, tego mężczyzna był pewien. Upewniła go w tym opowieść czarodziejki o jej spotkaniu z cząstką duszy ukrytej w dzienniku. Cząstki, która uznała ją za córkę.
Jednocześnie Czarny pan zdawał sobie sprawę z jeszcze jednej, wyjątkowej sprawy. Jego córka... Elena Fabiana Riddle... Była najsilniejszym czarnoksiężnikiem jaki kiedykolwiek się narodził. Swą potęgą przewyższała wszelkie inne istoty, nawet jego samego. Już sam fakt utraty życia podczas gdy Malfoy ją zaatakował tłumaczył wiele. Zdolnośc ta mogła uczynić z Eleny Mistrzynię Czarnej Magii, Arcymaga któremu nikt nie bedzie w stanie się przeciwstawić. Dumbledore upadnie, po nim Potter oraz każdy kto będzie próbował ją skrzywdzić. Połączona moc Ojca i Córki mogła stworzyć lepsy świat przeznaczony dla czarodziejów czystej krwii. Ponieważ oto Elena zyskała zdolność o której marzyły całe pokolenia czarodziejów od zarania dziejów.
Nie przerywając swych rozmyślań mężczyzna wstał i jak zaklęty opuścił pokój swej córki. Kierując się do swej komnaty zasiadł na fotelu, w którym pogrążył się na nowo w rozmyślaniach zapadjąc jednocześnie w coś co możnaby nazwać "pół-snem". W tej samej chwili kilkaset kilometrów dalej brunetka zapadła w delikatny i spokojny sen. Została z niego wyrwana dopiero odgłosem zamykania drzwi. Otwierając oczy na chwilę zamarła widząc stojące w pomieszczeniu osoby.
-Czego tu chcecie?
-Nie tym tonem. Czyżbyś nie zauważyła, że mamy przewagę liczebną oraz jesteśmy w pełni sprawni?
Przed Eleną z dzikim uśmiechem stał nie kto inny jak tylko Draco Malfoy, któremu towarzyszli jak zwykle jego goryle oraz Pansy Parkinson. Brunetka widząc ich zacisnęła palce na różdżce ukrytej pod pościelą. Nie tracąc swego pewnego siebie, wyniosłego tonu jakim zawsze zwracała się do Malfoya oraz jego bandy ponownie zadała pytanie:
-Czego tu chcecie?
-Zapłaty za to, że na nas doniosłaś.
-Nie zrobiłam tego.
-Słucham? Skoro nie ty, to ciekawe kto...
Brunetka uśmiechnęła się na te słowa i wyszeptała.
-Goyle...
-że... Że co prosze? Goyle nigdy by nas nie wydał.
-Ale to zrobił. A raczej wydał was jego otwarty mysi móżdżek.  Profesor Camus przejrzał jego umysł gdy mijaliście się w wejściu do Wielkiego Holu.
-Niemożliwe.
-Ależ tak. Przykro mi Malfoy, że masz takich głupawych sługósów. Chociaż... Jaki Pan taki kram.
Usmiechnęła się złośliwie na własne słowa patrząc mu wyzywająco w oczy. Słysąc słowa leżącej Draco zarumienił się z wściekłości. Uniósł różdżkę chcc rzucić na nią kolejną straszliwą klątwę lecz nim jego usta się towrzyły, brunetka wyrwała spod pościeli rękę w której zaciskała magiczny przedmiot. Mierząc w malfoya wyszeptała z mściwym wyrazem na twarzy.
-
Z ust Malfoya wyrwał się przeraźliwy wrzask, który został prawie natychmiast zagłuszony zaklęciem "Silencio". Pansy, Crabbe oraz Goyle z paniką w oczach obserwowali jak Draco unosi się w powietrze, a jego tęczówki rozszerzają się z bólu i strachu. W chwili gdy stopy blondyna oderwały się od ziemii jego ciało zostało oplecione dzięsiątkami węży które lśniąc i pobłyskując zaczęły owijać się wokół niego niczym więzy. Jednocześnie na ciele pojawiły mu się ciemne plamy powiększajace się stopniowo. Gdy okryły całe jego ciało węży równocześnie wbiły kły zagłębiając je pod skórę blodnyna. Z rąk powoli zaczęła sączyć się krew kapiąc na podłogę.
-Eleno... Panienko Riddle... Błagam przestań. Nie zabijaj go. On już nigdy... Przysięgam że więcej tak się nie zachowa. Jestem tego pewna... Tylko przestań...
Cichy, płaczliwy szept wydobył się z ust Pansy która ze strachem patrzyła na niknącego w oczach Dracona. Słysząc to oczy Riddle'ówny zalśniły. Ruchem dłoni cofnęła zaklęcia, podczas gdy omdlały Draco opadł na podłogę w ostatniej chwili złapany przed Crabbe'a i Goyle'a. Wszyscy spojrzeli na Elenę ze strachem po czym marocząc ciche "dziękuję", wyszli z pokoju. Dziewczyna z roziskrzonymi oczami schowała różdżkę pod poduszkę. Zdawała sobie sprawę, iż jest to dopiero początek okrutnej zemsty której planowała dokonać na Malfoyu. Pewna, iż będzie mogła odpocząć przykmnęła powieki, gdy nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi. Zmęczona otworzyłą oczy.-
-Prosze...
Do pokoju wszedł ponownie Glizdogon patrząc na Elenę niepewnie.
-O co chodzi G...
-Udało się. Panienko Morino macie pięć minut. Później będę musiał go wyprowadzić. Niedługo wstaną uczniowie.
Słysząc swe przybrae nazwisko, dziewczyna zrozumiała wszystko. Ruchem głowy zgodziła się by wprowadził gościa. Po chwili w komnacie pozostali jedynie Elena oraz Harry Potter który natychmiast podszedł do łóżka z zatroskanym wyrazem twarzy. Usiadł wpatrując się w nią ze smutkiem i pytając o zdrowie. Rozmawiali o tym co zrobił malfoy, brunetka opowiedziała gryfonowi całe zajście.
-On jest niepoważny... Albo raczej szalony. Atakować członka własnego domu...
-Przykro mi harry jednak on nie ma nawet tyle rozumu ile Bóg darował suszonej śliwce.
-Co prawda, to prawda.
Oboje wybuchnęli radosnym śmiechem, który jednak został gwałtownie przerwany cichym sykiem bólu, który wydobył się z ust Eleny. Harry wystarszony pochylił się lekko nad nią patrząc z troską.
-Co się dzieje?
-Nic. Tylko żebra mnie bolą. Rozumiesz...
Brunetka uniosła wzrok na Pottera zdając nagle sobie sprawę z tego jak bardzo zmniejszyła się odległość miedzy ich twarzami. patrzyli sobie nawzajem w oczy niepewni co powinnizrobić, gdy nagle Harry przymknął oczy i pochylając się jeszcze bardziej złączył ich usta w pocałunku. Dziewczyna natychmiast odwzajemniła go również zamykając oczy. Trwali tak przez chwile po czym Ptter cały zarumieniony odsunął się od niej. Spojrzał na jej twarz lekko przymglonym wzrokiem, po czym bez słowa wstał i ruszył ku wyjściu. Za drziwami czekał na niego Glizdogon, któy przeprowadził go przez Pokój Wspólny. W czasie gdy Harry kierował się do swego dormitorium nie do końca pewny powodów dlaczego pocałował Elenę, brunetka przymknęła oczy z tajemniczym uśmiechem. Natychmiast połączyła swój umysł z umysłem Voldemorta.
-"Ojcze."
-"Coś sie stało? Ktoś cię zaatakował?"
-"Ponownie Malfoy, jednak nie jest obecnie ważne."
-"Co więc się stało?"
-"Potter mnie pocałował."
-"Naprawdę? Czyli?"
-"Zadziałało. Imperiusowi się oprzeć potrafi. Jednak nie zdołał się uchronić przed Imperiuem połączonym z przejęciem jego umysłu."
-"Czego więc się dowiedziałaś?"
-"Jak sądziliśmy to on stał się twym ostatnim horkruksem."
-"Znaczy to, że dopóki on żyje ja także będę żyć. Zgadza się?"
-Tak ojcze. I nawet jeśli on umrze, dzięki moim zdolnościom będę w stanie zrobić to o czym ci móiwłam."
-"Jesteś pewna?"
-"Tak. Dzięki darowi będę w stanie przejąć na siebie tą cząstkę duszy, która ukryta jest w Potterze."
-"Staniesz się moim najwspanialszym horkruksem córko. Dzięki twemu darowi..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz