piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 49- Z pamiętnika córki Czarnego Pana

-Mylisz się Eleno. Świat wcale nie jest taki i to Voldemort nie ma racji twierdząc, że jedynym  rozwiązaniem jest  pozbycie się mugoli oraz mieszańców i zdrajców krwi…
Słuchałam patrząc na ciebie z delikatnym uśmiechem, chociaż w duchu wręcz śmiałam się w głos. Nie zdawałeś sobie sprawy jak bardzo się mylisz… Ty i twój ulubieniec, Dumbledore. Obu wam się wydawało, że jesteście w stanie zmienić świat na lepsze, uczynić go idealnym… Jednak świat nie jest idealny, nigdy nie był i nigdy nie będzie. Gdyby było inaczej mój ojciec nie byłby uznawany za kryminalistę a za bohatera i wyzwoliciela prawdziwych czarodziejów.. Twierdziłeś, że każdy czarodziej powinien być traktowany tak samo, jednak twoi koledzy znęcali się nad młodymi Ślizgonami ze względu na ich rodziny. Nie różnili się w niczym od Śmierciożerców. Jednak ty tego nie widziałeś… Byłeś zaślepiony wiarą w słowa Dumbledore’a. Może gdyby było inaczej, dostrzegłbyś prawdę w moich oczach, oczach które twierdziłeś, że są wyjątkowe, a w rzeczywistości były już wtedy puste. Sądzę, że w innych czasach moglibyśmy zostać przyjaciółmi, jednak nie teraz, nie w tym życiu. Jest to niemożliwe przy twojej głupocie i braku rozsądnego spojrzenia na świat…
Nie miałam ochoty ponownie się z tobą kłócić dlatego zamilkłam kończąc temat. I tak byś nie zrozumiał moich argumentów i mojego podejścia do życia. Różniliśmy się, jednak tylko ja to dostrzegałam. Nikt nie wiedział, że się spotykamy, że spędzamy godziny na rozmowie, czy też zwyczajnym byciu ze sobą. To wydaje się zabawne, bo ja- córka Czarnego Pana i ty- Chłopiec, który przeżył, byliśmy z dwóch skrajnie różnych światów. Jednocześnie jakby na przekór naszemu przeznaczeniu, przyjemnie było siedzieć razem, tylko we dwoje i prowadzić konwersację, często na mało istotne tematy. Niejednokrotnie pytałeś mnie  „Jak sądzę, czemu nasza więź jest aż tak silna?” Unikałam tego tematu, wiedząc że musiałabym skłamać, a więcej łgarstw nie chciałam wypowiadać. Chociaż w rzeczywistości, cała nasza znajomość opierała się na kłamstwach… Ty sądziłeś, że jesteśmy tak blisko siebie, bo lubimy swoje towarzystwo i jesteśmy do siebie podobni- ja jednak od początku znałam prawdę, niedostępną dla ciebie. Oboje byliśmy jak japońscy czarodzieje nazywani kapłanami miecza. Podobno kiedyś, w Japonii rodzili się czarodzieje o dwóch, przeciwstawnych, skrajnie różnych cząstkach magicznych… Jednocześnie owi czarodzieje byli splecieni wspólnym przeznaczeniem i jednoczesnie im bliżej byli siebie nawzajem, tym bardziej się ranili. Tak samo było z nami. Dopóki cię okłamywałam, ty mogłeś żyć w przeświadczeniu, że stworzyliśmy nasz mały raj, tylko dla naszej dwójki… Wiedziałam, że twoją dziewczyną została Cho. Czy byłam zazdrosna? Oczywiście, że nie. Przecież nie łączyło nas nigdy głębsze uczucie, przynajmniej nie z mojej strony. Wiedziałam o twoich posunięciach i dlatego działałam wbrew tobie, dlatego rzuciłam klątwę na przyjaciółkę twojej dziewczyny, zmusiłam ją, by przyznała się Umbridge do wszystkiego, a nauczycielka już dalej zadziałała. Rozbiła to co tak kunsztownie tworzyłeś. I nawet gdy to się stało, gdy twoja przyjaciółka, ta szlama Granger, ostrzegała cię, przypuszczała, że ktoś stoi za zmuszeniem Marietty do przyznania się, ty  ślepo we mnie wierzyłeś. Ta dociekliwa szlama mimo wszystko znała do pewnego stopnia moje prawdziwe „ja”. Wiedziała, że nienawidzę tego samego co mój ojciec, jednak nawet gdy podsuwała ci pod nos prawdę, byłeś zbytnio głupi by dostrzec prawdę, co w sumie mnie było na rękę. Nie musiałam ci się tłumaczyć, czy też wkradać ci się w umysł modyfikując pamięć. Bo wiesz, nie znoszę jak ktoś niweczy moje plany… A ty już dwa razy powstrzymałeś mego ojca przed powrotem. Teraz odzyskał moc i wiedziałam, że nie pozwolę ci po raz kolejny odebrać mi tego, co dla mnie najcenniejsze.  To przeświadczenie jednocześnie nie zabraniało mnie odbierania tobie, tego co kochasz… Nietrudno było pozbawić cię „Gwardii Dumbledore’a”, poinformować Umbridge o listach od twojego psiego chrzestnego… nastawienie wszystkich przeciwko Umbridge, po ucieczce Dumbledore’a było niemalże dziecięco łatwe. Obserwowałam z cienia chaos, który powstawał wokół mnie, patrzyłam jak wszystko co tworzyłeś, co planowałeś, rozpada się, obraca w perzynę. Nie zdawałeś sobie sprawy z tak bardzo istotnego faktu.  Twoja wiara w dobroć innych osób bez względu na pochodzenie, była godna podziwu. Jednakże była zarazem równie bezsensowna co opór wobec Śmierciożerców. Mówiłeś swoim przyjaciołom o prawdziwym życiu, o konieczności poznania zaklęć obronnych, o potrzebie ochrony tych, których kochamy. Gdy mi to opowiadałeś miałam ochotę roześmiać ci się Prosto w twarz, jednak nie zrobiłam tego. Twoje podejście było ciekawe, możliwe że nawet i warte pochwały, jednakże było zarazem wprost niewyobrażalnie naiwne. Wierzyłeś, że proste zaklęcia pozwolą im przeciwstawić się mocy Śmierciożerców. Często zastanawiałam się, czy naprawdę jesteś taki ślepy, czy też tylko udajesz by twoi ciapowaci kumple nie czuli się gorsi. Jednak Weasley nie raz zazdrościł ci w przeszłości, Finnigan i wielu innych przez długi czas nie wierzyło w powrót mojego ojca. Wszyscy sądzili, że kłamiesz, że obaj z Dumbledore’m postradaliście zmysły i mimo wszystkich docinków i komentarzy, ty przyjąłeś z powrotem wielu z nich, gdy zechcieli się przyłączyć do twojej zabawy w obrońców Hogwartu.  Przez długi czas uważałam, że sobie żartujesz i dopiero potem zdałam sobie sprawę, że założoną przez ciebie Gwardię traktowałeś poważnie. Ba! Nawet byłeś dumny z postępów jakie robią twoi podopieczni, jednocześnie z zadowoleniem grając na nosie Grupie Inkwizycyjnej stworzonej przez Umbridge.  Muszę przyznać, że w tym przypadku pozostawałam bezstronna i nie mieszałam się w sprawy ani twoje, ani pani Inkwizytor- i zarazem nowej dyrektorce po tym jak Dumbledore tchórzliwie uciekł. Oczywiście dzięki twojej marnej znajomości oklumencji z łatwością udało mi się wyczytać z twojego umysłu prawdę o tamtym wydarzeniu.   W sumie mogłam pomóc Umbridge pojmać twojego kochanego dyrektora, bądź któregoś z członków GD, jednak nie widziałam ku temu powodów. Ta stara czarownica o wyglądzie przerośniętej landrynki zbyt wiele krwi mi napsuła. Działała przeciwko tobie, jednakże w tym samym czasie robiła wszystko by nikt nie wierzył w powrót Czarnego Pana, co mnie osobiście bardzo przeszkadzało. Mój ojciec miał prawo przywrócić odpowiedni porządek, znowu siać strach w sercach czarodziejów, a ona mu to uniemożliwiała, stając się jednocześnie kolejną osobą niweczącą moje plany… Jednak  w końcu Marietta znalazła się pod wpływem mojej klątwy i przyznała się do wszystkiego. Zmodyfikowałam jej pamięć by zapomniała o naszej rozmowie, by jej serce zostało napełnione głównie lękiem o matkę pracującą w Ministerstwie. W ten sposób wygrałam na dwóch płaszczyznach. Jednocześnie zakończyłam twoją śmieszną zabawę w obrońców świata czarodziejów i jednocześnie sprawiłam, że rozstałeś się ze swoją ukochaną Cho, o której marzyłeś przez tak długi czas… W końcu mieliście szansę się pogodzić, nawet po kłótni w walentynki, choć w sumie nie potrafię zrozumieć w jaki sposób mogła w ogóle o tobie myśleć mając swojego wspaniałego Cedrika na wyciągnięcie ręki. Od początku miałam wrażenie, że ma ochotę zwyczajnie owinąć sobie ciebie wokół palca, co przyszło jej z łatwością. Pod tym względem była gorsza ode mnie- tak przynajmniej mnie się zdaje.
Twój umysł był tak bardzo podatny na działania z zewnątrz. Przez długi czas zastanawiało mnie w jaki sposób potrafiłeś samodzielnie myśleć i podejmować jakiegokolwiek decyzje. Z łatwością mogłam wedrzeć się do twojego umysłu gdy czując się w moim towarzystwie bezpiecznie, zasypiałeś oparty o mnie ramieniem. Nawet nie zdawałeś sobie sprawy jak bardzo byłeś w tym czasie bezbronny. Modyfikowałam twoją pamięć według własnego uznania, a ty ułatwiałeś mi zadanie czyniąc je wręcz dziecinnie prostym. Nie potrafiłam wpłynąć na umysł Dumbledore’a- mimo wszystko był on na tyle potężny by mierzyć się z moim ojcem. Jednak ty nigdy nie byłeś silny, zawsze twoją potęgą było wsparcie przyjaciół, bez którego stawałeś się nikim. Wpłynięcie na twój umysł i ukazanie ciebie jako węża atakującego starego Weasley’a… Tak, to było zabawne. Móc oglądać twoje przerażenie, twoje przekonanie, że chciałeś zaatakować Dumbledore’a, że czułeś w sobie węża. Cząstka mojego ojca w tobie działała rzecz jasna na moją korzyść i nawet lekcje oklumencji ze Snape’m nic ci nie dały. Zbyt wielka była pomiędzy wami nienawiść, którą tak wspaniale podsycał twój przyjaciel, Black oraz ja. Wiedziałeś, że jestem przeciwko temu zdrajcy, mężowi plugawego mieszańca, a ty byłeś we mnie wpatrzony jak w obrazek. W tym czasie miałam nieodparte wrażenie, że chłoniesz moją uwagę jak gąbka. W końcu Granger  poświęcała uwagę tobie oraz Weasley’owi, nikt nie skupiał w pełni uwagi na tobie, co było dla ciebie nowością. Zawsze byłeś w centrum uwagi i nagle ogłoszono cię szaleńcem  i przestano wierzyć w  każde słowo jakie padło z twoich ust. To nie było dla ciebie naturalne, nie potrafiłeś się pogodzić z tą niecodzienną sytuacją, dlatego chociaż byś się do tego nie przyznał, walczyłeś jako mogłeś z tym oczekując, że ktokolwiek cię zaakceptuje. I na osobę godną twojej uwagi wybrałeś mnie. Mówiłeś mi o wielu sprawach, których nie zdradzałeś swoim przyjaciołom. Mówiłeś, że  nie chcesz ich martwić, a jednak to mnie poinformowałeś jako pierwszą o tym, że twój ojciec chrzestny został uprowadzony. To ja pomogłam ci odciągnąć Umbridge po czym nasłałam na was Brygadę Inkwizycyjną. Twoi znajomi byli pewni, że sam to zrobiłeś, jednak nie wiedzieli jak bardzo Się mylą. Utrzymywałeś ich w przeświadczeniu, że w pełni im ufasz, że są dla ciebie najważniejsi podczas gdy od dawna tak nie było. Bo już wtedy należałeś tylko do mnie. To o mnie myślałeś, słuchałeś moich rad i dla mnie wykradałeś się w nocy z dormitorium… Aż w końcu wręcz przelałeś na mnie wspomnienia, swoje uczucia i pragnienia, tak jak w przeszłości Weasley zrobiła to z dziennikiem mojego ojca. Już należałeś do mnie i nawet wtedy, gdy ja wydało ci się, że zostałam w zamku, podczas gdy ty z przyjaciółmi ruszyłeś na pomoc Blackowi do ministerstwa, twoje myśli były skierowane na moją osobę. I to doprowadziło was do przegranej…
Byliśmy podobni, niemalże identyczni. Nikt z twoich przyjaciół tego nie widział, jednak ja dostrzegałam jak z każdym dniem pogrążasz się w mroku, jak poddajesz się mojej władzy, mojemu wpływowi. Wpływowi osoby, z którą w normalnych okolicznościach nie zamieniłbyś nawet jednego słowa. Nasza znajomość była oparta na kłamstwach, jednak to było naturalne, tak musiało być. Byłeś nadzieją świata czarodziejów, ja świata czarnej magii. Czekałam spokojnie obserwując jak się pogrążasz, jak przestajesz ufać wszystkim wokoło. Nasze przeznaczenie się splatało nawzajem i chociaż tego nie wiedziałeś, twoje życie było przesądzone. Miałeś stanąć naprzeciwko mojego ojca, jednak wasze spotkanie nie miało się zakończyć śmiercią jednego z was… Pilnowałam cię, nakierowywałam na odpowiednie rozwiązania, prowadziłam za rękę coraz bardziej w ciemność, coraz bardziej w najmroczniejszą dziedzinę magii, nieznanej tobie ani twojemu ukochanemu dyrektorowi. Pozwoliłam ci żyć, pozwoliłam wierzyć w naszą przyjaźń, bo potrzebowałam tego, potrzebowałam twojej przyjaźni. Pozwoliłam ci żyć, by w końcu móc zgasić płomień twojego życia. Ponieważ jestem córką Lorda Voldemorta, nadzieją świata czarno magicznego i moim przeznaczeniem jest odebrać tobie życie… Dlatego żyj dalej w nieświadomości, do dnia w którym wypełni się nasze przeznaczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz