-Mylisz się Eleno. Świat wcale nie jest taki i to Voldemort
nie ma racji twierdząc, że jedynym
rozwiązaniem jest pozbycie się mugoli
oraz mieszańców i zdrajców krwi…
Słuchałam patrząc na ciebie z delikatnym uśmiechem, chociaż
w duchu wręcz śmiałam się w głos. Nie zdawałeś sobie sprawy jak bardzo się
mylisz… Ty i twój ulubieniec, Dumbledore. Obu wam się wydawało, że jesteście w
stanie zmienić świat na lepsze, uczynić go idealnym… Jednak świat nie jest
idealny, nigdy nie był i nigdy nie będzie. Gdyby było inaczej mój ojciec nie
byłby uznawany za kryminalistę a za bohatera i wyzwoliciela prawdziwych
czarodziejów.. Twierdziłeś, że każdy czarodziej powinien być traktowany tak
samo, jednak twoi koledzy znęcali się nad młodymi Ślizgonami ze względu na ich
rodziny. Nie różnili się w niczym od Śmierciożerców. Jednak ty tego nie
widziałeś… Byłeś zaślepiony wiarą w słowa Dumbledore’a. Może gdyby było
inaczej, dostrzegłbyś prawdę w moich oczach, oczach które twierdziłeś, że są
wyjątkowe, a w rzeczywistości były już wtedy puste. Sądzę, że w innych czasach
moglibyśmy zostać przyjaciółmi, jednak nie teraz, nie w tym życiu. Jest to
niemożliwe przy twojej głupocie i braku rozsądnego spojrzenia na świat…
Nie miałam ochoty ponownie się z tobą kłócić dlatego
zamilkłam kończąc temat. I tak byś nie zrozumiał moich argumentów i mojego
podejścia do życia. Różniliśmy się, jednak tylko ja to dostrzegałam. Nikt nie
wiedział, że się spotykamy, że spędzamy godziny na rozmowie, czy też zwyczajnym
byciu ze sobą. To wydaje się zabawne, bo ja- córka Czarnego Pana i ty-
Chłopiec, który przeżył, byliśmy z dwóch skrajnie różnych światów. Jednocześnie
jakby na przekór naszemu przeznaczeniu, przyjemnie było siedzieć razem, tylko
we dwoje i prowadzić konwersację, często na mało istotne tematy.
Niejednokrotnie pytałeś mnie „Jak sądzę,
czemu nasza więź jest aż tak silna?” Unikałam tego tematu, wiedząc że
musiałabym skłamać, a więcej łgarstw nie chciałam wypowiadać. Chociaż w
rzeczywistości, cała nasza znajomość opierała się na kłamstwach… Ty sądziłeś,
że jesteśmy tak blisko siebie, bo lubimy swoje towarzystwo i jesteśmy do siebie
podobni- ja jednak od początku znałam prawdę, niedostępną dla ciebie. Oboje
byliśmy jak japońscy czarodzieje nazywani kapłanami miecza. Podobno kiedyś, w
Japonii rodzili się czarodzieje o dwóch, przeciwstawnych, skrajnie różnych
cząstkach magicznych… Jednocześnie owi czarodzieje byli splecieni wspólnym
przeznaczeniem i jednoczesnie im bliżej byli siebie nawzajem, tym bardziej się
ranili. Tak samo było z nami. Dopóki cię okłamywałam, ty mogłeś żyć w
przeświadczeniu, że stworzyliśmy nasz mały raj, tylko dla naszej dwójki…
Wiedziałam, że twoją dziewczyną została Cho. Czy byłam zazdrosna? Oczywiście,
że nie. Przecież nie łączyło nas nigdy głębsze uczucie, przynajmniej nie z
mojej strony. Wiedziałam o twoich posunięciach i dlatego działałam wbrew tobie,
dlatego rzuciłam klątwę na przyjaciółkę twojej dziewczyny, zmusiłam ją, by
przyznała się Umbridge do wszystkiego, a nauczycielka już dalej zadziałała.
Rozbiła to co tak kunsztownie tworzyłeś. I nawet gdy to się stało, gdy twoja przyjaciółka,
ta szlama Granger, ostrzegała cię, przypuszczała, że ktoś stoi za zmuszeniem
Marietty do przyznania się, ty ślepo we
mnie wierzyłeś. Ta dociekliwa szlama mimo wszystko znała do pewnego stopnia
moje prawdziwe „ja”. Wiedziała, że nienawidzę tego samego co mój ojciec, jednak
nawet gdy podsuwała ci pod nos prawdę, byłeś zbytnio głupi by dostrzec prawdę,
co w sumie mnie było na rękę. Nie musiałam ci się tłumaczyć, czy też wkradać ci
się w umysł modyfikując pamięć. Bo wiesz, nie znoszę jak ktoś niweczy moje
plany… A ty już dwa razy powstrzymałeś mego ojca przed powrotem. Teraz odzyskał
moc i wiedziałam, że nie pozwolę ci po raz kolejny odebrać mi tego, co dla mnie
najcenniejsze. To przeświadczenie
jednocześnie nie zabraniało mnie odbierania tobie, tego co kochasz… Nietrudno
było pozbawić cię „Gwardii Dumbledore’a”, poinformować Umbridge o listach od
twojego psiego chrzestnego… nastawienie wszystkich przeciwko Umbridge, po
ucieczce Dumbledore’a było niemalże dziecięco łatwe. Obserwowałam z cienia
chaos, który powstawał wokół mnie, patrzyłam jak wszystko co tworzyłeś, co
planowałeś, rozpada się, obraca w perzynę. Nie zdawałeś sobie sprawy z tak
bardzo istotnego faktu. Twoja wiara w
dobroć innych osób bez względu na pochodzenie, była godna podziwu. Jednakże
była zarazem równie bezsensowna co opór wobec Śmierciożerców. Mówiłeś swoim
przyjaciołom o prawdziwym życiu, o konieczności poznania zaklęć obronnych, o
potrzebie ochrony tych, których kochamy. Gdy mi to opowiadałeś miałam ochotę
roześmiać ci się Prosto w twarz, jednak nie zrobiłam tego. Twoje podejście było
ciekawe, możliwe że nawet i warte pochwały, jednakże było zarazem wprost niewyobrażalnie
naiwne. Wierzyłeś, że proste zaklęcia pozwolą im przeciwstawić się mocy
Śmierciożerców. Często zastanawiałam się, czy naprawdę jesteś taki ślepy, czy
też tylko udajesz by twoi ciapowaci kumple nie czuli się gorsi. Jednak Weasley
nie raz zazdrościł ci w przeszłości, Finnigan i wielu innych przez długi czas
nie wierzyło w powrót mojego ojca. Wszyscy sądzili, że kłamiesz, że obaj z
Dumbledore’m postradaliście zmysły i mimo wszystkich docinków i komentarzy, ty
przyjąłeś z powrotem wielu z nich, gdy zechcieli się przyłączyć do twojej
zabawy w obrońców Hogwartu. Przez długi
czas uważałam, że sobie żartujesz i dopiero potem zdałam sobie sprawę, że
założoną przez ciebie Gwardię traktowałeś poważnie. Ba! Nawet byłeś dumny z
postępów jakie robią twoi podopieczni, jednocześnie z zadowoleniem grając na
nosie Grupie Inkwizycyjnej stworzonej przez Umbridge. Muszę przyznać, że w tym przypadku
pozostawałam bezstronna i nie mieszałam się w sprawy ani twoje, ani pani
Inkwizytor- i zarazem nowej dyrektorce po tym jak Dumbledore tchórzliwie
uciekł. Oczywiście dzięki twojej marnej znajomości oklumencji z łatwością udało
mi się wyczytać z twojego umysłu prawdę o tamtym wydarzeniu. W sumie
mogłam pomóc Umbridge pojmać twojego kochanego dyrektora, bądź któregoś z
członków GD, jednak nie widziałam ku temu powodów. Ta stara czarownica o
wyglądzie przerośniętej landrynki zbyt wiele krwi mi napsuła. Działała
przeciwko tobie, jednakże w tym samym czasie robiła wszystko by nikt nie
wierzył w powrót Czarnego Pana, co mnie osobiście bardzo przeszkadzało. Mój
ojciec miał prawo przywrócić odpowiedni porządek, znowu siać strach w sercach
czarodziejów, a ona mu to uniemożliwiała, stając się jednocześnie kolejną osobą
niweczącą moje plany… Jednak w końcu
Marietta znalazła się pod wpływem mojej klątwy i przyznała się do wszystkiego.
Zmodyfikowałam jej pamięć by zapomniała o naszej rozmowie, by jej serce zostało
napełnione głównie lękiem o matkę pracującą w Ministerstwie. W ten sposób
wygrałam na dwóch płaszczyznach. Jednocześnie zakończyłam twoją śmieszną zabawę
w obrońców świata czarodziejów i jednocześnie sprawiłam, że rozstałeś się ze
swoją ukochaną Cho, o której marzyłeś przez tak długi czas… W końcu mieliście
szansę się pogodzić, nawet po kłótni w walentynki, choć w sumie nie potrafię
zrozumieć w jaki sposób mogła w ogóle o tobie myśleć mając swojego wspaniałego
Cedrika na wyciągnięcie ręki. Od początku miałam wrażenie, że ma ochotę
zwyczajnie owinąć sobie ciebie wokół palca, co przyszło jej z łatwością. Pod
tym względem była gorsza ode mnie- tak przynajmniej mnie się zdaje.
Twój umysł był tak bardzo podatny na działania z zewnątrz. Przez
długi czas zastanawiało mnie w jaki sposób potrafiłeś samodzielnie myśleć i
podejmować jakiegokolwiek decyzje. Z łatwością mogłam wedrzeć się do twojego
umysłu gdy czując się w moim towarzystwie bezpiecznie, zasypiałeś oparty o mnie
ramieniem. Nawet nie zdawałeś sobie sprawy jak bardzo byłeś w tym czasie
bezbronny. Modyfikowałam twoją pamięć według własnego uznania, a ty ułatwiałeś
mi zadanie czyniąc je wręcz dziecinnie prostym. Nie potrafiłam wpłynąć na umysł
Dumbledore’a- mimo wszystko był on na tyle potężny by mierzyć się z moim ojcem.
Jednak ty nigdy nie byłeś silny, zawsze twoją potęgą było wsparcie przyjaciół,
bez którego stawałeś się nikim. Wpłynięcie na twój umysł i ukazanie ciebie jako
węża atakującego starego Weasley’a… Tak, to było zabawne. Móc oglądać twoje
przerażenie, twoje przekonanie, że chciałeś zaatakować Dumbledore’a, że czułeś
w sobie węża. Cząstka mojego ojca w tobie działała rzecz jasna na moją korzyść
i nawet lekcje oklumencji ze Snape’m nic ci nie dały. Zbyt wielka była pomiędzy
wami nienawiść, którą tak wspaniale podsycał twój przyjaciel, Black oraz ja.
Wiedziałeś, że jestem przeciwko temu zdrajcy, mężowi plugawego mieszańca, a ty
byłeś we mnie wpatrzony jak w obrazek. W tym czasie miałam nieodparte wrażenie,
że chłoniesz moją uwagę jak gąbka. W końcu Granger poświęcała uwagę tobie oraz Weasley’owi, nikt
nie skupiał w pełni uwagi na tobie, co było dla ciebie nowością. Zawsze byłeś w
centrum uwagi i nagle ogłoszono cię szaleńcem
i przestano wierzyć w każde słowo
jakie padło z twoich ust. To nie było dla ciebie naturalne, nie potrafiłeś się
pogodzić z tą niecodzienną sytuacją, dlatego chociaż byś się do tego nie
przyznał, walczyłeś jako mogłeś z tym oczekując, że ktokolwiek cię zaakceptuje.
I na osobę godną twojej uwagi wybrałeś mnie. Mówiłeś mi o wielu sprawach,
których nie zdradzałeś swoim przyjaciołom. Mówiłeś, że nie chcesz ich martwić, a jednak to mnie
poinformowałeś jako pierwszą o tym, że twój ojciec chrzestny został
uprowadzony. To ja pomogłam ci odciągnąć Umbridge po czym nasłałam na was
Brygadę Inkwizycyjną. Twoi znajomi byli pewni, że sam to zrobiłeś, jednak nie
wiedzieli jak bardzo Się mylą. Utrzymywałeś ich w przeświadczeniu, że w pełni
im ufasz, że są dla ciebie najważniejsi podczas gdy od dawna tak nie było. Bo
już wtedy należałeś tylko do mnie. To o mnie myślałeś, słuchałeś moich rad i
dla mnie wykradałeś się w nocy z dormitorium… Aż w końcu wręcz przelałeś na
mnie wspomnienia, swoje uczucia i pragnienia, tak jak w przeszłości Weasley
zrobiła to z dziennikiem mojego ojca. Już należałeś do mnie i nawet wtedy, gdy
ja wydało ci się, że zostałam w zamku, podczas gdy ty z przyjaciółmi ruszyłeś
na pomoc Blackowi do ministerstwa, twoje myśli były skierowane na moją osobę. I
to doprowadziło was do przegranej…
Byliśmy podobni, niemalże identyczni. Nikt z twoich
przyjaciół tego nie widział, jednak ja dostrzegałam jak z każdym dniem
pogrążasz się w mroku, jak poddajesz się mojej władzy, mojemu wpływowi.
Wpływowi osoby, z którą w normalnych okolicznościach nie zamieniłbyś nawet
jednego słowa. Nasza znajomość była oparta na kłamstwach, jednak to było
naturalne, tak musiało być. Byłeś nadzieją świata czarodziejów, ja świata
czarnej magii. Czekałam spokojnie obserwując jak się pogrążasz, jak przestajesz
ufać wszystkim wokoło. Nasze przeznaczenie się splatało nawzajem i chociaż tego
nie wiedziałeś, twoje życie było przesądzone. Miałeś stanąć naprzeciwko mojego
ojca, jednak wasze spotkanie nie miało się zakończyć śmiercią jednego z was…
Pilnowałam cię, nakierowywałam na odpowiednie rozwiązania, prowadziłam za rękę
coraz bardziej w ciemność, coraz bardziej w najmroczniejszą dziedzinę magii,
nieznanej tobie ani twojemu ukochanemu dyrektorowi. Pozwoliłam ci żyć,
pozwoliłam wierzyć w naszą przyjaźń, bo potrzebowałam tego, potrzebowałam
twojej przyjaźni. Pozwoliłam ci żyć, by w końcu móc zgasić płomień twojego
życia. Ponieważ jestem córką Lorda Voldemorta, nadzieją świata czarno
magicznego i moim przeznaczeniem jest odebrać tobie życie… Dlatego żyj dalej w nieświadomości,
do dnia w którym wypełni się nasze przeznaczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz