Niebo zasnute było ciemnymi chmurami, które zapowiadały mający lada
chwila zacząć padać deszcz. Pimom tej- nie dało się ukryć- parszywej
pogody, na ulicy Pokątnej cały czas kłębiły się grupki czarodziejów,
czarownic oraz studentów Hogwartu. Wszyscy przybyli tu w jednym celu i
jak było widać, nikt nie zamierzał rezygnować z załatwienia swoich
spraw. Jedną z takich osób był zielonooki brunet stojący przy sklepie z
miotłami i rozglądający się w różne strony. Na czole chłopaka widniała
blizna w kształcie błyskawicy, która co rusz przykuwała uwagę
przechodniów. Widać było, że Harry Potter uznawany przez Proroka
Codziennego za pomylonego szaleńca, czeka w tym miejscu na kogoś. Ubrany
w jeansy i bluzę stał zamyślony, zastanawiając się nad poprawnością
swych działań. Coraz bardziej wątpił w to by to co właściwe. Jednak nie
było odwrotu. Bardzo zależało mu na przyjaźni z osobą, dla której
wystawał teraz i marzł na kość. Pomimo pochodzenia obu osób, każda z
nich chciała przyjaźni z drugą, choć ze skrajnie różnych powodów. W
chwili gdy Potter był pewien, że jego przybycie na Pokątną było
bezsensowne poczuł jak ktoś delikatnie puka go w ramię i usłyszał przy
swoim uchu dziewczęcy głos, który początkowo niezwykle wydał mu się
podobny do syku węża.
-Uważaj, bo cię ukradną- Chłopcze- Który-Przeżył.
Brunet
odwrócił się jednocześnie napotykając przed sobą krwistoczerwone
tęczówki dziewczyny stojącej przed nim. Czerwonooka miała na sobie
popielate jeansy i golf koloru szmaragdów ze snakiem Domu Węża po lewej
stronie. Całości dopełniała twarz o delikatnych rysach, perłowe usta,
skóra koloru białej róży i długie czarne włosy sięgające pasa, obecnie
opadające na ciemno-zieloną peleryne, którą dziewczyna była szczelnie
okryta.
-Nikt mnie nie ukradnie. kto by chciał mieć do czynienia z wariatem?
-Chyba zaryzykuję drogi Panie Potter.
-Cieszę się z tego faktu. Czy panna Morino pozwoli się najpierw zaprosić na gorącą czekolae zanim zaczniemy robić zakupy?
-Z największą przyjemnością...
Usmiechając
się do siebie przyjaźnie oboje ruszyli w stronę kawiarenki położonej w
jednej z bocznych uliczek Pokątnej. Był 31 lipca. Tak jak się umówili,
Harry Potter i Elena Riddle- bądź Morino, jak obecnie nazywał ją brunet-
spotkali się by wspólnie kupić rzeczy potrzebne im na czas zbliżającego
się następnego roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Szli spokojnie,
bez pospiechu. Żadne z nich nie było gnane przecież do jakichś ważnych
spraw, które miały zmienić cały świat. Bo kimże oni byli? Dwójką
nastolatków, młodymi czarodziejami którzy żyli spokojnie w otoczeniu
kochających ich bliskich. Może byli nawet zakochani, gdyż spojrzenia i
uśmiechy którymi się obdarzali były aż nad wyraz wymowne. Jaki zwykły
człowiek, widząc ich idących teraz do kawiarenki, pewnie uznałby ich za
zakochaną parę nastolatków. Stiwerdzenie tak samo piękne jak i mylne.
Harry Potter- szaleniec, a w rzeczywistości jedyna szansa na uratowanie
świata czarodziejów. Obok niego Elena Riddle- największa nadzieja
mrocznego świata czarnoksiężników, Śmierciożerców i Czarnej Magii. Oboje
stworzeni by walczyć ze sobą albo zginąć. Teraz szli ramię w ramię, jak
prawdziwi przyjaciele, którymi przecież nigdy nie mogli się stać.
Wchodząc
do kawiarni, żadne z nich nie wiedziało, że tak szybko ją opuszczą.
Jednak decyzja o wyjściu z lokalu pojawiła się w chwili gdy oboje
zobaczyli kilku Gryfonów 6 roku siedzących przy jednym ze stolików.
Szybko zamawiając napoje wyszli z parującymi w kubkach płynami, które w
mile rozgrzewały całe ciało. Kroki obu osób były jedynym odgłosem jaki
im towarzyszył. Niezręczną ciszę przerwała brunetka patrząc z uśmiechem
na swego towarzysza.
-jak sądzisz? Ile czasu potrzeba by świat
czarodziejów zrozumiał, że Prorok pisze brednie o Tobie i że Ten któtego
Imienia Nie Wolno Wymawiać, naprawdę powrócił?
Zielonooki powoli wziął kolejny łyk czekolady po czym spojrzał na Elenę.
-Mówiąc szczerze? Nie wiem, choć sądzę że nastąpi to bardzo szybko...
-Nie byłabym tego taka pewna.
-Czemu?
Czerwonooka spojrzała na Pottera i uśmiechnąwszy się powiedziała:
-Ponieważ
ludzie dają sobą niezwykle łatwo manipulować. Można ich dowolnie
kształtować na własne "widzi-mi-się". Najprostszym dowodem tego są
twoi... przyjaciele...
-Co masz na myśli? Ron i Hermiona przecież nie
dają się nikomu omamić- Brunet patrzył zszokowany na Elenę, nie
rozumiejąc jej słów.
-Harry.... Czy pisali do ciebie co się z nimi dzieje? Choćby jeden, krótki list?
-Nie... Ale mają napewno jakiś...
-Oczywiście, że mają jakiś powód. A tymże powodem jest nikt inny jak Dumbledore...
-No
nie! Eleno, chyba troche przesadzasz. Jeśli ktoś jest dowodem i
przykładem ślepego oddania, to Śmierciożercy i inni poplecznicy
Voldemorta.
Harry usłyszał cichy śmiech brunetki, która nie potrafiła się od tego powstrzymać po tym co usłyszała.
-Co cię tak bawi?
-Twoje przekonanie o wspaniałym Dumbledorze oraz Voldemorcie... A przecież oni są niezwykle podobni..
-Co też ty mówisz dziewczyno... Oni są zupełnie inni.
-Tak
sądzisz? Chyba nie zauważasz pewnej zależności. Zgadza się, że
Dumbledore nie wypala swoim sprzymierzeńcom żadnego znaku na skórze, ani
nie karze ich za pomocą zaklęć niewybaczalnych. jednak mogę ci
powiedzieć jedno...
-Co tekiego?
-Chciałabym zobaczyć jedną scenę.
Gdyby postawić po jednej stronie przepaści Śmierciożerców, a po drugiej
stronie przedstawicieli jasnej strony i wydać rozkaz by każdy wierny
swemu Panu skoczył w przepaść. Zwyciężyłby ten, za którym poszłoby
więcej ślepo oddanych poddanych. Harry... - dziewczyna patrząc brunetowi
prosto w oczy mówiła poważnym, pewnym głosem- Dumbledore'owi ludzie
oddają tak samo ślepe posłuszeństwo jak Czarnemu Panu. Zbyt dobrze znam
ludzką naturę by twierdzić, że jest inaczej. Używając różnych środków
ludzie inteligentni i sprytni starają się podporządkować sobie
społeczeństwo.
-Ale...
-Harry... Już ci mówiłam, że wiem co mówię
i nic nie zmieni mego zdania na ten temat. Jesteśmy znajomymi od
pewnego czasu i nie chcę niszczyć tego kłótnią o Dumbledore'a. Ale
prędzej czy później wspomnisz moje słowa. Ludzi ciągnie do potęgi...
Szukają potężnych przywódców, za którymi mogliby ślepo podążać
jednocześnie nie musząc martwić się o konsekwencje własnych czynów.
Takie jest moje zdanie. A teraz jeśli pozwolisz... Może zmieńmy temat...
Oboje
spojrzeli sobie w oczy. Zarówno w zielonych jak i czerwonych tęczówkach
odbijała się teraz niema zgoda. Wychodząc na Pokątną ruszyli do
sklepów. Spokojnie, bez pośpiechu oglądali księgi z zaklęciami, miotły,
zwierzęta w magicznej Menażerii. Oboje potrzebowali bliskości. Nie
musieli rozmawiać. Słowa są ulotne podobnie jak czas. Bo czyż całe życie
nie jest zaledwie chwilą... Tak do siebie podobni potrzebowali zwykłej
obecności innej osoby. Człowieka, który widział w nich coś więcej niż
tylko czarodziejskich wybawców świata czarnej i białej magi. Działali na
siebie nawzajem uspokajająco.
Oboje wyszli z apteki zmierzając
do ostatniego miejsca ich małej wycieczki. Ich spokojny spacer przerwały
krople deszczu, które powoli zaczęły sączyć się z nieba zalewając
ziemię łzami. Oboje uśmiechając się jak małe dzieci biegiem dotarli do
sklepu z szatami. Dopiero gdy weszli do środka, młody Gryfon zdał sobie
sprawę, że nie zna miejsca do którego przyprowadziła go czerwonooka.
-Eleno... To nie wygląda jak sklep Madame Malkin...
-Bo też nie jesteśmy u Madame Malkin. Ja tam nie kupuję szat. Mam je specjalnie szyte na miarę.
-Naprawdę? Zadziwiasz mnie dziewczyno... Przecież nawet Malfoy chodzi do Madame Malkin...
Brunetka
zmierzyła swego towarzysza krytycznym wzrokiem. W tym samym momencie w
sali, gdzie stali pojawił się 30-letni ciemny blondyn. Widać było po
jego wyglądzie i zachowaniu, że jest wybitnym projektantem. Początkowo
chcąc wyprosić ludzi, którzy ośmielili się wejść do jego małego
królestwa, w chwili gdy zobaczył przed sobą czerwonooką, momentalnie
uśmiechnął się zniewalająco. natychmiast podstawił stołek na którym
Elena z gracją stanęła. Mierząc dokładnie jej wymiary zaczął mówić do
dziewczyny głosem przepełnionym radością i swego rodzaju szacunkiem.
-To
zaszczyt gościć u mnie po raz kolejny panienkę Morino. Jestesm
zachwycony, że znów panienkę widzę. I przyprowadziła panienka
przyjaciela...
-Zgadza się Senior Elegante... Dla mego przyjaciela komplet szat. Forma płatności taka jak zwykle.
-Ależ oczywiście.
Po
czym bez słowa ustawił Pottera na drugim stołku i zaczął sprawdzać
jewgo wymiary. Po około 5-minutowych oględzinach, mężczyzna zniknął w
drzwiach na końcu pomieszczenia. Dziewczyna cały czas stojąc
wyprostowana jak struna, spojrzała na Harry'egp uśmiechając się.
-Wracając
do naszej rozmowy... Nie porównuj mnie z Malfoyem... Już parokrotnie
oberwał ode mnie po tym swoim bladym dziobie. A co do Seniora
Elegante...
-Zawsze się tu ubierasz?
-Harry... Pomimo naszej
przyjaźni nadal jestem Ślizgonką z arystokratycznej rodziny. W mej
naturze jest używanie tego co najlepsze. A Elegante jest najlepszy. Bo
widzisz...
W tym momencie mężczyzna zjawił się spowrotem niosąc dwa
zielone i dwa czerwone pudła. W zależności od koloru domu, podał Elenie i
harry'emu ich nowe ubrania i żegnając sie z nimi zaprosił ponownie do
odwiedzenia jego lokalu. Elena chichocząc cicho spojrzała na niebo.
Pomimo tego, iż deszcz przestał już padać cały czas czerń nieba
odznaczała się na tle jasnych budynków Pokątnej. Usłyszała za sobą głos
lekko przesycony smutkiem.
-Eleno, muszę już wracać.
Dziewczyna obejrzała się na Pottera i uśmiechnęła się delikatnie.
-Rozumiem to. ja też powinnam już być spowrotem w domu. Miło było... Panie Wariacie...
-Vice versa przywódczynio Ślizgonoów.
Idąc Pokątną doszli aż do Dziurawego Kotła. tam spojrzeli na siebie ostatni raz.
-Więc do zobaczenia w pociągu Eleno.
-Tak Harry. Miłego ostatniego miesiąca wakacji.
Chłopak
już miał się odwrócić, gdy nagle poczuł dotyk delikatnych, chłodnych
warg. Gdy spojrzał na Elenę, jej już nie było. Zaintrygowany wszedł do
Dziurawego Kotła.
Postać w ciemnym płaszczu pojawiła się w
ciemnej komnacie. Jedynym źródłem światła był tu kominek w którym huczał
ogień, a przed którym w fotelu siedział mężczyzna z wyglądu
przypominający węża. Postać usiadła koło niego na fotelu, po czym
zsunęła kaptur. Na Czarnego Pana sporzjały takie jak jego czerwone
tęczówki oraz delikatna twarz rozjaśniona w uśmiechu,.
--I jak poszło kochana?
-Wszystko dobrze ojcze... Jego wiara w Dumbledore'a została zachwiana. Prędzej czy później przestanie mu ufać...
Ojciec i córka. Potomkowie Slytherina, których jedynym celem było dopełnienie celu ich przodka....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz