piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 36- Pokątna

Niebo zasnute było ciemnymi chmurami, które zapowiadały mający lada chwila zacząć padać deszcz. Pimom tej- nie dało się ukryć- parszywej pogody, na ulicy Pokątnej cały czas kłębiły się grupki czarodziejów, czarownic oraz studentów Hogwartu. Wszyscy przybyli tu w jednym celu i jak było widać, nikt nie zamierzał rezygnować z załatwienia swoich spraw. Jedną z takich osób był zielonooki brunet stojący przy sklepie z miotłami i rozglądający się w różne strony. Na czole chłopaka widniała blizna w kształcie błyskawicy, która co rusz przykuwała uwagę przechodniów. Widać było, że Harry Potter uznawany przez Proroka Codziennego za pomylonego szaleńca, czeka w tym miejscu na kogoś. Ubrany w jeansy i bluzę stał zamyślony, zastanawiając się nad poprawnością swych działań. Coraz bardziej wątpił w to by to co właściwe. Jednak nie było odwrotu. Bardzo zależało mu na przyjaźni z osobą, dla której wystawał teraz i marzł na kość. Pomimo pochodzenia obu osób, każda z nich chciała przyjaźni z drugą, choć ze skrajnie różnych powodów. W chwili gdy Potter był pewien, że jego przybycie na Pokątną było bezsensowne poczuł jak ktoś delikatnie puka go w ramię i usłyszał przy swoim uchu dziewczęcy głos, który początkowo niezwykle wydał mu się podobny do syku węża.
-Uważaj, bo cię ukradną- Chłopcze- Który-Przeżył.
Brunet odwrócił się jednocześnie napotykając przed sobą krwistoczerwone tęczówki dziewczyny stojącej przed nim. Czerwonooka miała na sobie popielate jeansy i golf koloru szmaragdów ze snakiem Domu Węża po lewej stronie. Całości dopełniała twarz o delikatnych rysach, perłowe usta, skóra koloru białej róży i długie czarne włosy sięgające pasa, obecnie opadające na ciemno-zieloną peleryne, którą dziewczyna była szczelnie okryta.
-Nikt mnie nie ukradnie. kto by chciał mieć do czynienia z wariatem?
-Chyba zaryzykuję drogi Panie Potter.
-Cieszę się z tego faktu. Czy panna Morino pozwoli się najpierw zaprosić na gorącą czekolae zanim zaczniemy robić zakupy?
-Z największą przyjemnością...
Usmiechając się do siebie przyjaźnie oboje ruszyli w stronę kawiarenki położonej w jednej z bocznych uliczek Pokątnej. Był 31 lipca. Tak jak się umówili, Harry Potter i Elena Riddle- bądź Morino, jak obecnie nazywał ją brunet- spotkali się by wspólnie kupić rzeczy potrzebne im na czas zbliżającego się następnego roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Szli spokojnie, bez pospiechu. Żadne z nich nie było gnane przecież do jakichś ważnych spraw, które miały zmienić cały świat. Bo kimże oni byli? Dwójką nastolatków, młodymi czarodziejami którzy żyli spokojnie w otoczeniu kochających ich bliskich. Może byli nawet zakochani, gdyż spojrzenia i uśmiechy którymi się obdarzali były aż nad wyraz wymowne. Jaki zwykły człowiek, widząc ich idących teraz do kawiarenki, pewnie uznałby ich za zakochaną parę nastolatków. Stiwerdzenie tak samo piękne jak i mylne. Harry Potter- szaleniec, a w rzeczywistości jedyna szansa na uratowanie świata czarodziejów. Obok niego Elena Riddle- największa nadzieja mrocznego świata czarnoksiężników, Śmierciożerców i Czarnej Magii. Oboje stworzeni by walczyć ze sobą albo zginąć. Teraz szli ramię w ramię, jak prawdziwi przyjaciele, którymi przecież nigdy nie mogli się stać.
Wchodząc do kawiarni, żadne z nich nie wiedziało, że tak szybko ją opuszczą. Jednak decyzja o wyjściu z lokalu pojawiła się w chwili gdy oboje zobaczyli kilku Gryfonów 6 roku siedzących przy jednym ze stolików. Szybko zamawiając napoje wyszli z parującymi w kubkach płynami, które w mile rozgrzewały całe ciało. Kroki obu osób były jedynym odgłosem jaki im towarzyszył. Niezręczną ciszę przerwała brunetka patrząc z uśmiechem na swego towarzysza.
-jak sądzisz? Ile czasu potrzeba by świat czarodziejów zrozumiał, że Prorok pisze brednie o Tobie i że Ten któtego Imienia Nie Wolno Wymawiać, naprawdę powrócił?
Zielonooki powoli wziął kolejny łyk czekolady po czym spojrzał na Elenę.
-Mówiąc szczerze? Nie wiem, choć sądzę że nastąpi to bardzo szybko...
-Nie byłabym tego taka pewna.
-Czemu?
Czerwonooka spojrzała na Pottera i uśmiechnąwszy się powiedziała:
-Ponieważ ludzie dają sobą niezwykle łatwo manipulować. Można ich dowolnie kształtować na własne "widzi-mi-się". Najprostszym dowodem tego są twoi... przyjaciele...
-Co masz na myśli? Ron i Hermiona przecież nie dają się nikomu omamić- Brunet patrzył zszokowany na Elenę, nie rozumiejąc jej słów.
-Harry.... Czy pisali do ciebie co się z nimi dzieje? Choćby jeden, krótki list?
-Nie... Ale mają napewno jakiś...
-Oczywiście, że mają jakiś powód. A tymże powodem jest nikt inny jak Dumbledore...
-No nie! Eleno, chyba troche przesadzasz. Jeśli ktoś jest dowodem i przykładem ślepego oddania, to Śmierciożercy i inni poplecznicy Voldemorta.
Harry usłyszał cichy śmiech brunetki, która nie potrafiła się od tego powstrzymać po tym co usłyszała.
-Co cię tak bawi?
-Twoje przekonanie o wspaniałym Dumbledorze oraz Voldemorcie... A przecież oni są niezwykle podobni..
-Co też ty mówisz dziewczyno... Oni są zupełnie inni.
-Tak sądzisz? Chyba nie zauważasz pewnej zależności. Zgadza się, że Dumbledore nie wypala swoim sprzymierzeńcom żadnego znaku na skórze, ani nie karze ich za pomocą zaklęć niewybaczalnych. jednak mogę ci powiedzieć jedno...
-Co tekiego?
-Chciałabym zobaczyć jedną scenę. Gdyby postawić po jednej stronie przepaści Śmierciożerców, a po drugiej stronie przedstawicieli jasnej strony i wydać rozkaz by każdy wierny swemu Panu skoczył w przepaść. Zwyciężyłby ten, za którym poszłoby więcej ślepo oddanych poddanych. Harry... - dziewczyna patrząc brunetowi prosto w oczy mówiła poważnym, pewnym głosem- Dumbledore'owi ludzie oddają tak samo ślepe posłuszeństwo jak Czarnemu Panu. Zbyt dobrze znam ludzką naturę by twierdzić, że jest inaczej. Używając różnych środków ludzie inteligentni i sprytni starają się podporządkować sobie społeczeństwo.
-Ale...
-Harry... Już ci mówiłam, że wiem co mówię i nic nie zmieni mego zdania na ten temat. Jesteśmy znajomymi od pewnego czasu i nie chcę niszczyć tego kłótnią o Dumbledore'a. Ale prędzej czy później wspomnisz moje słowa. Ludzi ciągnie do potęgi... Szukają potężnych przywódców, za którymi mogliby ślepo podążać jednocześnie nie musząc martwić się o konsekwencje własnych czynów. Takie jest moje zdanie. A teraz jeśli pozwolisz... Może zmieńmy temat...
Oboje spojrzeli sobie w oczy. Zarówno w zielonych jak i czerwonych tęczówkach odbijała się teraz niema zgoda. Wychodząc na Pokątną ruszyli do sklepów. Spokojnie, bez pośpiechu oglądali księgi z zaklęciami, miotły, zwierzęta w magicznej Menażerii. Oboje potrzebowali bliskości. Nie musieli rozmawiać. Słowa są ulotne podobnie jak czas. Bo czyż całe życie nie jest zaledwie chwilą... Tak do siebie podobni potrzebowali zwykłej obecności innej osoby. Człowieka, który widział w nich coś więcej niż tylko czarodziejskich wybawców świata czarnej i białej magi. Działali na siebie nawzajem uspokajająco.
    Oboje wyszli z apteki zmierzając do ostatniego miejsca ich małej wycieczki. Ich spokojny spacer przerwały krople deszczu, które powoli zaczęły sączyć się z nieba zalewając ziemię łzami. Oboje uśmiechając się jak małe dzieci biegiem dotarli do sklepu z szatami. Dopiero gdy weszli do środka, młody Gryfon zdał sobie sprawę, że nie zna miejsca do którego przyprowadziła go czerwonooka.
-Eleno... To nie wygląda jak sklep Madame Malkin...
-Bo też nie jesteśmy u Madame Malkin. Ja tam nie kupuję szat. Mam je specjalnie szyte na miarę.
-Naprawdę? Zadziwiasz mnie dziewczyno... Przecież nawet Malfoy chodzi do Madame Malkin...
Brunetka zmierzyła swego towarzysza krytycznym wzrokiem. W tym samym momencie w sali, gdzie stali pojawił się 30-letni ciemny blondyn. Widać było po jego wyglądzie i zachowaniu, że jest wybitnym projektantem. Początkowo chcąc wyprosić ludzi, którzy ośmielili się wejść do jego małego królestwa, w chwili gdy zobaczył przed sobą czerwonooką, momentalnie uśmiechnął się zniewalająco. natychmiast podstawił stołek na którym Elena z gracją stanęła. Mierząc dokładnie jej wymiary zaczął mówić do dziewczyny głosem przepełnionym radością i swego rodzaju szacunkiem.
-To zaszczyt gościć u mnie po raz kolejny panienkę Morino. Jestesm zachwycony, że znów panienkę widzę. I przyprowadziła panienka przyjaciela...
-Zgadza się Senior Elegante... Dla mego przyjaciela komplet szat. Forma płatności taka jak zwykle.
-Ależ oczywiście.
Po czym bez słowa ustawił Pottera na drugim stołku i zaczął sprawdzać jewgo wymiary. Po około 5-minutowych oględzinach, mężczyzna zniknął w drzwiach na końcu pomieszczenia. Dziewczyna cały czas stojąc wyprostowana jak struna, spojrzała na Harry'egp uśmiechając się.
-Wracając do naszej rozmowy... Nie porównuj mnie z Malfoyem... Już parokrotnie oberwał ode mnie po tym swoim bladym dziobie. A co do Seniora Elegante...
-Zawsze się tu ubierasz?
-Harry... Pomimo naszej przyjaźni nadal jestem Ślizgonką z arystokratycznej rodziny. W mej naturze jest używanie tego co najlepsze. A Elegante jest najlepszy. Bo widzisz...
W tym momencie mężczyzna zjawił się spowrotem niosąc dwa zielone i dwa czerwone pudła. W zależności od koloru domu, podał Elenie i harry'emu ich nowe ubrania i żegnając sie z nimi zaprosił ponownie do odwiedzenia jego lokalu. Elena chichocząc cicho spojrzała na niebo. Pomimo tego, iż deszcz przestał już padać cały czas czerń nieba odznaczała się na tle jasnych budynków Pokątnej.  Usłyszała za sobą głos lekko przesycony smutkiem.
-Eleno, muszę już wracać.
Dziewczyna obejrzała się na Pottera i uśmiechnęła się delikatnie.
-Rozumiem to. ja też powinnam już być spowrotem w domu. Miło było... Panie Wariacie...
-Vice versa przywódczynio Ślizgonoów.
Idąc Pokątną doszli aż do Dziurawego Kotła. tam spojrzeli na siebie ostatni raz.
-Więc do zobaczenia w pociągu Eleno.
-Tak Harry. Miłego ostatniego miesiąca wakacji.
Chłopak już miał się odwrócić, gdy nagle poczuł dotyk delikatnych, chłodnych warg. Gdy spojrzał na Elenę, jej już nie było. Zaintrygowany wszedł do Dziurawego Kotła.

Postać w ciemnym płaszczu pojawiła się w ciemnej komnacie. Jedynym źródłem światła był tu kominek w którym huczał ogień, a przed którym w fotelu siedział mężczyzna z wyglądu przypominający węża. Postać usiadła koło niego na fotelu, po czym zsunęła kaptur. Na Czarnego Pana sporzjały takie jak jego czerwone tęczówki oraz delikatna twarz rozjaśniona w uśmiechu,.
--I jak poszło kochana?
-Wszystko dobrze ojcze... Jego wiara w Dumbledore'a została zachwiana. Prędzej czy później przestanie mu ufać...
Ojciec i córka. Potomkowie Slytherina, których jedynym celem było dopełnienie celu ich przodka....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz