Harry
odruchowo zacisnął powieki, by uniknąć kontaktu oczu z sadzą, jednakże po
chwili z zaskoczeniem poczuł, iż zamiast charakterystycznych cech
towarzyszących przenoszeniu się za pomocą sieci Fiuu, jedyne co obecnie
odczuwał to przyjemne ciepło oraz delikatne języki ognia smagające go po ciele.
Uchyliwszy powieki, zobaczył nieprzerwanie trzymającą go za dloń Elenę, lecz
nim zdążył otworzyć usta, ogień nagle zniknął, a oni zmaterializowali się w…
-Co my tutaj
robimy?
Spojrzał na
dziewczynę z wyrazem zaskoczenia na twarzy, podczas gdy zewsząd spoglądały na
nich z ozdobnych talerzy, mordki wymalowanych na porcelanie kotów.
-Dlaczego
jesteśmy w gabinecie Umbridge? Czy my…
-Harry,
przestań. Nie ma na to czasu.
Nim Potter zdołał
choćby pomyśleć o otworzeniu ust by zadać kolejne pytanie, Ślizgonka uniosła
różdżkę i powiedziała stanowczym głosem.
-Accio
rzeczy Harry’ego.
Nie
spojrzawszy nawet na minę Gryfona wysunęła ponownie różdżkę i w momencie gdy
wszystkie ubrania, podręczniki oraz inne przedmioty należącego do bruneta
wleciały do gabinetu natychmiast wykonała szybkie machnięcie, dzięki czemu
wszystko zmniejszyło się do rozmiarów odpowiednich co najwyżej dla myszy. Nie
reagując na pytające spojrzenie swojego towarzysza ponownie wykonała szybki
ruch i w ślad za całym dobytkiem Pottera, do gabinetu przywędrowały także i jej
rzeczy natychmiast zmniejszone i umieszczone wraz ze swoimi poprzednikami w
czarnej, skórzanej torbie z godłem Slytherina, którą dziewczyna przewiesiła sobie
przez ramię.
-Harry…
Oglądając
się na Gryfona Elena wysunęła przed siebie swoją bladą dłoń.
-Chodźmy.
-Ale dokąd
chcesz iść? Chcesz porzucić Hogwart? Ślizgonów? Wszystko? I co planujesz dalej?
Slysząc te
wszystkie pytania dziewczyna opuściła lekko dłoń i odwracając od bruneta wzrok
wyszeptała.
-Mam zamiar
odnaleźć Tego-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać.
-CO? Eleno
to szaleństwo! Przecież…
Reszta słów
Gryfona utonęła w trzasku powstałym gdy drzwi do gabinetu zostały gwałtownie
otwarte i do pomieszczenia wbiegło kilku przedstawicieli Grupy Inkwizycyjnej z
Draconem Malfoy’em na czele i ponownie nim Harry zdążył choćby spojrzeć na
niespodziewanych intruzów, Elena wyrywając różdżkę, którą zdążyła schować,
wykonała szybkie machnięcia, powietrze przeciął świst i huk, a z różdżki
wystrzeliły srebrzyste strugi światła, po czym wszyscy podwładni Umbridge
zostali błyskawicznie odrzuceni na ścianę, po której osuwając się jednocześnie
stracili świadomość… Prostując się, brunetka podeszła do Malfoy’a i klękając
przy jego nieruchomym ciele, wsunęła dłoń za jego szatę wyjmując srebrną
bransoletkę, złożoną z dziesiątek malutkich węży.
-To jest
moje Malfoy, a ty mi ją bezpodstawnie skonfiskowałeś…
Założywszy
biżuterię na nadgarstek wstała kierując spojrzenie czerwonych ślepi na Pottera.
-Pytałeś o
Ślizgonów? Radzili sobie nim się pojawiłam, teraz dalej dadzą sobie radę. Hogwart? Co on mi teraz da? Będę tą, która
uciekła z Harry’m Potterem i pomogła mu, gdy Czarny Pan go opętal. Nie zależy
mi na sławie, która temu wszystkiemu towarzyszy. A tobie zależy na ponownym
stanięciu w błysku jupiterów, gdy nagle z pomylonego szaleńca i kłamcy staniesz
się na nowo bohaterem i cudownym chłopcem? Jeśli tak ci na tym zależy, jeśli
uważasz że zostając w Hogwarcie będziesz szczęśliwszy mając u swego boku
Granger i Weasley’a, którzy ci nie pomogli i patrzyli jak Sam-Wiesz-Kto próbuje
cię zniszczyć od środka… Ja cię nie będę zmuszać do niczego.
Po tych
słowach dziewczyna ze spokojem wyjęła z torby rzeczy Gryfona i zapinając ją,
ruszyła do kominka przyzywając do siebie szkatułkę z proszkiem Fiuu, nim jednak
zdążyła wypowiedzieć zaklęcie, usłyszała za swoimi plecami głos Pottera.
-Eleno, idę
z tobą.
Uśmiechnąwszy
się, Riddle’ówna przyzwała do siebie na nowo rzeczy Harry’ego umieszczając je w torbie i ponownie wysunęła
dłoń, którą chłopak bez wahania złapał. Wtedy też machnęła różdżką mrucząc
„Inferno” i sypiąc szczyptę proszku Fiuu pozwoliła by otoczył ich jasny
płomień, przenosząc wprost do wiekowego, mrocznego dworu, a dokładniej- do
salonu w tymże dworze…
***
-Panie mój…
Twoja córka przecież nie mogła nas zdra…
-Zamknij się
Bella! Próbuję w spokoju się zastanowić…
-Panie…
Elena nigdy by…
-Glizdogonie,
mój rozkaz względem Belli tyczy się również i ciebie żałosny szczurze!
Gdy kolejna
próba odezwania się do Czarnego Pana skończyła się Cruciatusem rzuconym na
Amycusa Carrowa, który natychmiast padł na kolana wijąc się w bólu, pozbawiony
możliwości krzyku ze względu na wcześniejsze użycie przez Voldemorta zaklęcia
wyciszającego, sprawiło że nikt nie odważył się więcej choćby otworzyć ust by
odezwać się do swojego Pana. Ten natomiast nieprzerwanie krążył po salonie w
dworze górującym nad Little Hangleton, by w końcu usiadł tyłem do swych
Śmierciożerców, a przodem do płonącego w kominku ognia oraz leżącego przy
palenisku niczym ironiczny obraz domowego ulubieńca- zwiniętego węża…
-Jak ona
mogła…
Lord
Voldemort wyszeptał owe słowa patrząc niewidzącym wzrokiem w ogień , po raz
kolejny tego wieczoru próbując skontaktować się ze swoją córką…. I po raz kolejny
jego głos pozostał bez odzewu. Umysł Eleny został przed nim zamknięty… Tej nocy
był o krok od pozbycia się Pottera, a jego własna córka nie dość że uchroniła
Chłopca-Który-Przeżył, dodatkowo stanęła po jego stroni e i wraz z nim uciekła
oszałamiając wszystkich Ślizgonów, których wysłał do niej gdy tylko dotarła do
niego wiadomość, że na nowo znalazła się w Hogwarcie.
-Chyba ona nie myśli o tym...
-Panie mój...
-Wyjdźcie stąd!
Momentlanie Czarny Pan zerwał się na równe nogi i cofając zaklęcie rzucone uprzednio na Carrowa, spojrzał na kulącego się na podlodze mężczyznę z odrazą i wstrętem w swoich wężowych oczach by następnie powtórzyć.
-Wyjdźcie stąd! Chcę zostać sam...
Dostrzegł jak bardzo Bella się ociąga chcąc z nim zostać, jednakże wystarczyło szybkie machnięcie różdżką i rozcięcie Lestrange'ównie ramienia by kobieta bez słowa opuściła szybkim krokiem komnatę, zamykając za sobą drzwi.
-Połączenie... Gdy czarodzieje sprzeciwiają się własnemu przeznaczeniu... Gdy ci, którzy powinni być wrogami stają się sprzymierzeńcami... Ale dlaczego? Przecież ona nie mogła by...
Nie mógł uwierzyć w to co przemknęło przez jego umysł, jednakże chociaż owa myśl była równie ulotna co motyl złapany w dłoń, o tyle natychmiast wróciła ze zwielokrotnioną mocą sprawiając, że sam Voldemort musiał na nowo usiąść w fotelu. Spojrzawszy w płonący kominek wciąż i wciąż w głowie kołatała mu się jedna myśl. Że oto jego córka, następczyni Czarnego Pana, dorównująca mu mocą mogła poddać się tej nic nie wartej mocy o której zawsze mówił Dumbledore... Elena mogła zakochać się w Potterze... To by wszystko wyjaśniało... I tłumaczyłoby powód połączenia tej dwójki, albowiem gdy pojawia się uczucie, zakochany czarodziej jest w stanie przekazać część, a czasem i całą swoją moc kochanej osobie... Czyniąc ją niemalże niepokonaną i dając jej ochronę na którą nie ma sposobu... Czar potężniejszy nawet od tarczy, którą Lily Potter dała własnemu synowi poświęcając za niego własne życie... O tyle potężniejsze, ponieważ nie było na nie żadnego sposobu i jedynie ten, kto przekazał swoją moc, mógłby cofnąć tarczę cofając zarazem zaklęcie.
-Tylko czy ona mogłaby od tak pokochać chłopaka, przez którego straciłem moc? Przez którego 14 lat temu straciłem wszystko?
Mówiąc to ponownie wysłał odzew do Eleny, z zaskoczeniem dostrzegając, że udało mu się chociaż na chwilę wedrzeć do jej umysłu, jednak to co zobaczył sprawiło natychmiastowe zerwanie nici połączenia umysłu, a sam Lord Voldemort spuścił głowę kryjąc twarz w dłoniach, podczas gdy w oczach obserwującego go węża odbił się obraz brązowowłosego mężczyzny, w ogóle nie przypominającego węża...
***
Nad skrajem Zakazanego Lasu pojawiła się delikatna luna wschodzącego słońca odbijająca się w pierwszych okiennicach Hogwartu. Cały zamek pogrążony był jeszcze we śnie, nie licząc dwóch osób stojących w sowiarni i ze smutkiem nie dostrzegających nawet tak upragnionej przez nich sowy... Oboje spojrzeli na siebie po czym podchodząc do okna spojrzeli na horyzont cicho szepcząc.
-Znajdziemy cię bez względu na wszystko... Zawsze przy tobie będziemy...
-Panie mój...
-Wyjdźcie stąd!
Momentlanie Czarny Pan zerwał się na równe nogi i cofając zaklęcie rzucone uprzednio na Carrowa, spojrzał na kulącego się na podlodze mężczyznę z odrazą i wstrętem w swoich wężowych oczach by następnie powtórzyć.
-Wyjdźcie stąd! Chcę zostać sam...
Dostrzegł jak bardzo Bella się ociąga chcąc z nim zostać, jednakże wystarczyło szybkie machnięcie różdżką i rozcięcie Lestrange'ównie ramienia by kobieta bez słowa opuściła szybkim krokiem komnatę, zamykając za sobą drzwi.
-Połączenie... Gdy czarodzieje sprzeciwiają się własnemu przeznaczeniu... Gdy ci, którzy powinni być wrogami stają się sprzymierzeńcami... Ale dlaczego? Przecież ona nie mogła by...
Nie mógł uwierzyć w to co przemknęło przez jego umysł, jednakże chociaż owa myśl była równie ulotna co motyl złapany w dłoń, o tyle natychmiast wróciła ze zwielokrotnioną mocą sprawiając, że sam Voldemort musiał na nowo usiąść w fotelu. Spojrzawszy w płonący kominek wciąż i wciąż w głowie kołatała mu się jedna myśl. Że oto jego córka, następczyni Czarnego Pana, dorównująca mu mocą mogła poddać się tej nic nie wartej mocy o której zawsze mówił Dumbledore... Elena mogła zakochać się w Potterze... To by wszystko wyjaśniało... I tłumaczyłoby powód połączenia tej dwójki, albowiem gdy pojawia się uczucie, zakochany czarodziej jest w stanie przekazać część, a czasem i całą swoją moc kochanej osobie... Czyniąc ją niemalże niepokonaną i dając jej ochronę na którą nie ma sposobu... Czar potężniejszy nawet od tarczy, którą Lily Potter dała własnemu synowi poświęcając za niego własne życie... O tyle potężniejsze, ponieważ nie było na nie żadnego sposobu i jedynie ten, kto przekazał swoją moc, mógłby cofnąć tarczę cofając zarazem zaklęcie.
-Tylko czy ona mogłaby od tak pokochać chłopaka, przez którego straciłem moc? Przez którego 14 lat temu straciłem wszystko?
Mówiąc to ponownie wysłał odzew do Eleny, z zaskoczeniem dostrzegając, że udało mu się chociaż na chwilę wedrzeć do jej umysłu, jednak to co zobaczył sprawiło natychmiastowe zerwanie nici połączenia umysłu, a sam Lord Voldemort spuścił głowę kryjąc twarz w dłoniach, podczas gdy w oczach obserwującego go węża odbił się obraz brązowowłosego mężczyzny, w ogóle nie przypominającego węża...
***
Nad skrajem Zakazanego Lasu pojawiła się delikatna luna wschodzącego słońca odbijająca się w pierwszych okiennicach Hogwartu. Cały zamek pogrążony był jeszcze we śnie, nie licząc dwóch osób stojących w sowiarni i ze smutkiem nie dostrzegających nawet tak upragnionej przez nich sowy... Oboje spojrzeli na siebie po czym podchodząc do okna spojrzeli na horyzont cicho szepcząc.
-Znajdziemy cię bez względu na wszystko... Zawsze przy tobie będziemy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz