SOBOTA: WIECZÓR
Elena szła jednym z korytarzy
w lochach. Przechadzała się tu zawsze, gdy chciała w spokoju pomyśleć. Z
ręki zdjęto jej opatrunek, jednak cały czas odczuwała ból gdy zbyt
gwałtownie ruszyła ręką.
-"Jeszcze tylko 1 tydzień. I tata się
odrodzi. Wyjdzie ze swojego dziennika i połączy się ze swoją częścią.
Razem go odnajdziemy."
Właśnie miała skręcić w kolejny korytarz,
gdy nagle ktoś ją popchnął na ścianę i przygwoździł swoim ciałem. Elena
nie miała jak wyjąć różdżki, czuła się całkowicie bezradna. Nieznajomy
odgarnął jej włosy. Dziewczyna poczuła gorący oddech na swoim karku.
Nieznajomy zaczął ją tam gwałtownie całować. Dziewczyna spojrzała
przerażona na oprawcę i zobaczyła idealnie ułożone platynowe włosy.
-Malfoy... Odwal się ode mnie.
Chłopak
uniósł twarz tak, że ich oczy znalazły się na jednej wysokości.
Czerwonooka rozpoznała ten triumfalny błysk w jego stalowo-szarych
oczach. Chłopak uśmiechnął się po czym wpił się w jej krwistoczerwone
usta. Po policzkach dziewczyny zaczęły lecieć łzy, podczas gdy usta
prosiły by przestał. Chłopak zaczął rozpinać jej bluzkę, cały czas
całując ją po szyji. Nic nie robił sobie z błagań dziewczyny. Po pzbyciu
się jej bluzki zajął się spodniami. Już zaczął jej rozpinać rozporek,
gdy nagle coś w niego walnęło. Siła zaklęcia była tak silna, że chłopak
przeleciał przez prawie cały korytarz i walnął w ścianę. Elena osunęła
się po murze, podkuliła nogi i zaczęła po cichu szlochać. Poczuła ciepłą
dłoń na ramieniu podciągającą ją du góry. Osoba ta nałożyła jej na
ramiona bluzkę której wcześniej pozbawił jej Malfoy i przytulił do
siebie. Dziewczyna wtuliła twarz w ramię wybawcy i powoli zaczęła się
uspokajać. Nie musiała podnosić głowy, żeby wiedzieć kto to. Poczuła
zapach wanilii z delikatną ntuką mięty. Tylko jedna osoba tak pachniała,
a był nią...
-Dziękuję Marcus.
Dziewczyna odsunęła lekko głowę do tyłu i spojrzała na uśmiechniętą twarz Flinta.
-Nie
masz za co mi dziękowac. A Malfoy odpowie za zdradę. Doskonale wie, że
nikomu nie wolno podchodzić do przywódcy Slytherinu bez jego wyraźnej
zgody. Chodź. Wrócimy już do Pokoju Wspólnego. Tak będzie dla ciebie
lepiej. Dużo przeszłaś. Nic dziwnego, że boisz się dotyku drugiej osoby,
a teraz będzie pewnie jeszcze gorzej.
Elena spojrzała w jego
brązowe oczy. Nagle coś ją tknęło. Dziewczyna zamknęła oczy i zbliżyła
swoją twarz do jego po czym złączyła ich usta w delikatnym pocałunku.
Marcus początkowo lekko zdezorientowany po chwili niepewnie odwzajemnił
pocałunek. Oderwali się od siebie, dopiero gdy obojgu zabrakło
powietrza. Oboje się lekko uśmiechnęli. Elena założyła i zapięła bluzkę,
po czym razem skierowali sie do Pokoju Wspólnego.
NASTĘPNEGO DNIA: RANEK
Elena weszła wraz z Marcusem i resztą drużyny do Wielkiej Sali. Usiedli i zaczęli jeść śniadanie, gdy nagle dyrektor przemówił:
-Drodzy,
uczniowie. Chciałbym wam oznajmić, że obecnie profesor Flitwick nie
może prowadzić lekcji, ponieważ wyjechał w bardzo ważnej sprawie do
Bułgarii. Jednak nie martwcie się. Nie będziecie mieć zaległości, gdyż
udało nam się znaleźć nauczyciela który narazei będzie zastępował
Profesora Flitwicka. Prosze, przywitajcie ciepło, syna naszej drogiej
profesor McGonagall, profesora Nicolasa McGonagalla.
Z wejścia dla nauczycieli wyszedł i podszedł do stołu mężczyzna o czarnych włosach i zielonych oczach.
Elena
zmierzyła go wzrokiem. Wydawał się nawet miły, do czasu aż brunetka
przeniosła wzrok na Saphirę. Ta wyglądała jakby miała się za chwilę
rozpłakać. Jej wujka nie było przy stole nauczycielskim. Czerwonooka z
powrotem spojrzała na Nicolasa. Przyjrzała mu się dokładniej i serce mu
zamarło. Rozpoznała go. Gdy tylko zobaczyła, że ten wstaje od stołu i
kieruje się w stronę bocznego wyjścia, przeprosiła resztę drużyny i
wybiegła z Wielkiej Sali. Pobiegła skrtem, także momentalnie znalazła
się w korytarzu którym szedł mężczyzna. Zatrzymała się tuż przed nim.
Brunet spojrzał na drugoklasistkę obojętnym wzrokiem i zaczął jej
wymijać, lecz ta złapała go za rękę.
-Czego chcesz, mała?
-Tylko nie mała. Znam cię.
-Oczywiście, że mnie znasz. Dyrektor przed chwilą mnie przedstawiał.
-Nie.
Już wcześniej ciebie znałam. Pomagałeś kiedyś pewnemu aurorowi zwanemu
Moody. Razem z nim pojmałeś wielu śmierciożerców, między innymi
rodzeństwo Lestrange. Próbowałeś i nadal próbujesz wepchnąć za kratki
Fenrira Greybacka, czyż nie?
-A nawet jeśli to co?
-Trzymaj
się od niego z daleka. Pamiętasz jak Lestrangowie ci mówili, że gdzieś
istnieje dziecko, które jak dorośnie dorówna siłą Czarnemu Panu, gdyż
jest jego potomkiem i następcą?
-To tylko mit. Jak Atlantyda czy Eldorado.
-Mylisz się Nicolasie.
Po czym dziewczyna zdjęła z ramienia bluzkę, tak że ten zobaczył wypalony na jej skórze zmieniony znak Śmierciożercy.
-To znaczy, że ty...
-Zgadza
się. Zapamiętaj dobrze mnie oraz moje imię i nazwisko. Jestem Elena
Riddle. Córka Czarnego Pana. A teraz posłuchaj. Wiem, że uciekasz przed
śmierciożercami wyznaczonymi przed laty po to by cię zabić. Jedno moje
słowo i oni się tu pojawią. Nikomu nie powiesz co się tu pomiędzy nami
wydarzyło. Nie tykaj Greybacka. Chyba że chcesz zostać zagryziony przez
wściekłe wilkołaki. I najważniejsza sprawa. Widziałam co zrobiłeś
Saphirze Dumbledore przed wejściem do Wielkiej Sali. Nieładnie jest tak
całować znienacka. Zwłaszcza kiedy chłopakime tej dziewczyny jest mój
ojciec chrzestny. Chyba rozumiesz co to oznacza? Trzymaj sie z daleka od
mojej przyszłej cioci, albo odrazu rzucę na ciebie zaklęcie
uśmiercające.
Dziewczyna machnęła zdrową ręką i momentalnie
mężczyzna przeleciał przez korytarz i zatrzymał się na ścianie.
Dziewczyna podeszła do niego i spojrzała mu w oczy:
-Zrozumiałeś co powiedziałam?
-T-t-t-tak.
-To dobrze. Miłego dnia, panie profesorze.
Po czym dziewczyna oddaliła się w stronę lochów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz