Ciemne ściany odbijały echem słowa Korneliusza Knota, londyńskiego Ministra Magii. Mężczyzna mierzył siedzącego przed nim bruneta chłodnym spojrzeniem. Chłopiec-Który-Przeżył... Dziecko, które swoim nierozważnym zachowaniem mogło zniszczyć całą jego karierę. Harry Potter był w stanie przekonać całą społeczność czarodziejską, że ma rację podczas gdy Ministerstwo skutecznie wprowadza w błąd obywateli. Jedynym sposobem przeszkodzenia Potterowi było odcięcie go od świata czarodziejów. I to na dobre. Knot, który cały czas twierdził, że chłopak zwariował od ciągłej sławy teraz znajdował się naprzeciwko niego i czekał w skupieniu na wyrok Rady. Wystarczyłoby jedno zdanie... Tylko jedno krótkie zdanie i miałby zapewniony spokojny dalszy ciąg swego życia.
Harry Potter patrzył na wszystkich członków Wizengamotu ze strachem w oczach bojąc się tego co za chwile miał usłyszeć. W jego umśle przesuwały się obrazy przeszłości i rozmaite wizje przyszłości. jego życie zależało od jednego zdania Ministra magii. Tego samego człowiek,a który nadzorował opisywane w proroku Codziennym artykuły. Mózg Harry'ego pokazywał mu różne obrazy, aż zatrzymał się na jednej scenie. Na chwili która wydarzyła się tuż przed przestąpieniem przez niego progu tejże sali...
***
-Harry?...
Zielonooki odwrócił się w stronę skąd dobiegł go znajomy, dziewczęcy głos. Gdy się obejrzał zobaczył idącą w jego stronę szybkim krokiem Elene. Dziewczyna- ubrana w czarne, jedwabne spodnie, popielaty kaszmirowy sweter i czarną pelerynę- patrzyła na niego zaskoczona idąc w jego kierunku. W chwili gdy brunetka stanęłap rzed Harry'm cicho powiedziała patrząc na Knota i kilku innych członków Wizengamotu wchodzących do sali.
-Słyszałam o tym incydencie z dementorami. Naprawdę pojawili się w domu twojej mugolskiej rodziny?
-Tak. jednak mam wrażenie, że Minister Magii nie do końca mi wierzy.
-Wierzy? Harry... Znam jego myśli- On uważa, że kompletnie ci odbiło. Chce cię uznać za winnego, złamać ci różdżkę i na stałe odgrodzić od świata czarodziejskiego.
Chłopak spojrzał na Ślizgonkę zszokowany słuchając jej słów z niedowierzaniem.
-Skąd ty to wszystko wiesz?
-Mówiłam ci, że znam się na legilimencji... A umysł Knota jest jak otwarta księga. Nie muszę się zbytnio wysilać by poznać wszystkie jego tajemnice, lęki i zamiary. jak na przykład, te względem ciebie.
-Czyli mogę się już pożegnać ze szkołą.
Potter spuścił głowę w geście rezygnacji. W tym momencie Elena uśmiechnęła się pocieszająco i pochylając się spojrzała brunetowi prosto w oczy.
-Wszystko będzie dobrze szanowny panie Wariacie... Jestem tego pewna. Nie będzie mnie tu, gdy wyjdziesz... Załatwiam tu pewne sprawy mojego chrzestnego, ale zaufaj mi... Wyjdziesz stąd wolny, niewinny i z różdżką w jednym kawałku... Wierzysz mi?
Brunet patrzył na dziewczynę osłupiały. Samemu nie wiedząc czemu wierzył jej słowom. Zawsze jej wierzył. W czerwonookiej było coś znajomego... Coś wyjątkowego co przekonywało do niej Harry'ego.
-Wierzę ci. Dzięki...
-Nie ma sprawy.. Radziłabym ci już wejść. Ja też muszę już iść. Sam rozumiesz...
Brunetka ostatni raz obdarzyła go ciepłym spojrzeniem i na chwilę ścisnęła jego dłoń w swojej.
***Zielonooki odwrócił się w stronę skąd dobiegł go znajomy, dziewczęcy głos. Gdy się obejrzał zobaczył idącą w jego stronę szybkim krokiem Elene. Dziewczyna- ubrana w czarne, jedwabne spodnie, popielaty kaszmirowy sweter i czarną pelerynę- patrzyła na niego zaskoczona idąc w jego kierunku. W chwili gdy brunetka stanęłap rzed Harry'm cicho powiedziała patrząc na Knota i kilku innych członków Wizengamotu wchodzących do sali.
-Słyszałam o tym incydencie z dementorami. Naprawdę pojawili się w domu twojej mugolskiej rodziny?
-Tak. jednak mam wrażenie, że Minister Magii nie do końca mi wierzy.
-Wierzy? Harry... Znam jego myśli- On uważa, że kompletnie ci odbiło. Chce cię uznać za winnego, złamać ci różdżkę i na stałe odgrodzić od świata czarodziejskiego.
Chłopak spojrzał na Ślizgonkę zszokowany słuchając jej słów z niedowierzaniem.
-Skąd ty to wszystko wiesz?
-Mówiłam ci, że znam się na legilimencji... A umysł Knota jest jak otwarta księga. Nie muszę się zbytnio wysilać by poznać wszystkie jego tajemnice, lęki i zamiary. jak na przykład, te względem ciebie.
-Czyli mogę się już pożegnać ze szkołą.
Potter spuścił głowę w geście rezygnacji. W tym momencie Elena uśmiechnęła się pocieszająco i pochylając się spojrzała brunetowi prosto w oczy.
-Wszystko będzie dobrze szanowny panie Wariacie... Jestem tego pewna. Nie będzie mnie tu, gdy wyjdziesz... Załatwiam tu pewne sprawy mojego chrzestnego, ale zaufaj mi... Wyjdziesz stąd wolny, niewinny i z różdżką w jednym kawałku... Wierzysz mi?
Brunet patrzył na dziewczynę osłupiały. Samemu nie wiedząc czemu wierzył jej słowom. Zawsze jej wierzył. W czerwonookiej było coś znajomego... Coś wyjątkowego co przekonywało do niej Harry'ego.
-Wierzę ci. Dzięki...
-Nie ma sprawy.. Radziłabym ci już wejść. Ja też muszę już iść. Sam rozumiesz...
Brunetka ostatni raz obdarzyła go ciepłym spojrzeniem i na chwilę ścisnęła jego dłoń w swojej.
Skąd Elena mogła wiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Że zostanie uniewinniony? Tego Potter nie wiedział. Zresztą tak jak wielu rzeczy o tej dziewczynie. Jednak trzymał się kurczowo jej słów wierząc, że okarzą się one prawdą.
-"To ta chwila... Zaraz pozbędę się tego chłopaka z mojego idealnego świata.. Zaraz.."- wszystkie myśli Knota jeszcze przed chwilą wypełnione pewnością się i czystą euforią nagle zamarły, w momencie gdy jego wzrok spoczął na najwyższym rzędzie siedzeń w sali, wysoko ponad krzesłem na którym siedział Potter. Znowu to widział... Widział JĄ... Patrzyła na niego w skupieniu i- choć nie widział jej twarzy- doskonale zdawał sobie sprawę, z tego czego postać oczekuje. Przedstawiła ona swoje życzenia poprzedniego wieczoru w biurze knota dając mu jasno do zrozumienia od czego zależy czy jego decyzja będzie odpowiednia...
***
Knot zbierał
ostatnie papiery rozmyślając o jutrzejszym procesie. Był pewien wyroku
skazującego młodego Pottera. Chłopcu., który wszędzie się wtrącał i
ciągle psuł mu szyki...
-Już jutro wszystko się skończy..
-Mylisz się Knot...
Mężczyzna zamarł szukając osoby, która wypoedziała te słowa. Wyjąwszy różdżkę drżącą dłonią rozejrzał się ponownie po gabinecie..
-Kim jesteś? O-ostrzegam, że m-mam różdżkę...
-Widzę głupcze...
Tuż za mężczyzną pojawiła się postać w długiej czarnej szacie i kapturze zakrywającym jej twarz. W całej postaci jedynie dobrze było widać oczy... krwisto-czerwone jak u węża, teraz wpatrywały się w Knota z pogardą i cieniem rozbawienia. Postać uniosła dłoń i momentalnie różdżka wyleciała Ministrowi z dłoni, by chwilę potem znaleść się w uścisku długich palców "widma". Knot przełknął głośno ślinę, chcąc oddalić się jak najdalej od postaci. Pomimo ogromnych wysiłków, gdy po raz kolejny otworzył usta, zamiast mocnego i pewnego siebie głosu, wydobył się z niego cichy pisk wystraszonej myszy...
-"Jak Petegrew"- pomyślała postać.
-Cz-Czego ty chcesz?
-Czego?
Postać roześmiała się cicho.
-Uniewinnienia Pottera.
-Nie ma mowy...
-Co proszę?
-Nie uniewinnię go. On...
Cała odwaga momentalnie uleciała z Knota w chwili gdy postać pochyliła się nad nim mierząc go spojrzeniem atakującej kobry.
-Posłuchaj Knot. Wypuścisz Pottera bez wyroku skazującego. Chyba, że chcesz by populacja czarodziejów poznała twoją przeszłość.
Postać zniknęła i pojawiła się po drugiej stronie biurka. Patrząc na knota, widmo usmiechnęło się tajemniczo, co na szczęście ukrył kaptur płaszcza.
-Nie mam nic do ukrycia.
-Ach tak? Knot. Jesteś tchórzem. Zawsze nim byłeś. Dlatego wydałeś dziesiątki Aurorów w ręce Śmierciożerców. Przez cały okres panowania Czarnego Pana byłeś jego zwolennikiem, podobnie jak Ptetergrew. Strach skłania cię do obcowania z osobami wyżej postawionymi... Czarny Pan, Dumbledore, Lucjusz Malfoy... Oni wszyscy są potężniejsi od ciebie Knot. Za czasów panowania Czarnego Pana wydałeś mu wielu Aurorów. Przez ciebie Longbotomowie trafili w łapy Bellatrix Lestrange.
-Sami się o to prosili- wyszeptał Minister- Poznali moją tajemnicę i chcieli o tym powiadomić Dumbledore'a. Nie mogłem do tego dopuścić.
-Dlatego też tu jestem.- postać spojrzała na Knota swymi czerwonymi ślepiami- Uniewinnisz Pottera. Czarny Pan ma wobec niego plany.
-To... to znaczy, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, naprawdę wrócił?
Twarz Ministra momentalnie pobladła przybierając kolor kredy.
-Oczywiście, że powrócił. i nie martw się Knot. W najbliższym czasie wezwie cię do siebie. Możesz być tego pewny.
W tym momencie wszystkie świece w gabinecie zgasły, a okno za fotelem otworzyło się na oścież. Mężczyzna obejrzał się ze strachem, po czym powoli przeniósł wzrok na widmo. jednak postaci już nie było. Tylko jej głos rozbrzmiewał jeszcze echem w pomieszczeniu wwiercając się w umysł Knota.
-"Uniewinnisz Pottera. Nic mu nie zrobisz... Inaczej nie dożyjesz wieczora..."
-Już jutro wszystko się skończy..
-Mylisz się Knot...
Mężczyzna zamarł szukając osoby, która wypoedziała te słowa. Wyjąwszy różdżkę drżącą dłonią rozejrzał się ponownie po gabinecie..
-Kim jesteś? O-ostrzegam, że m-mam różdżkę...
-Widzę głupcze...
Tuż za mężczyzną pojawiła się postać w długiej czarnej szacie i kapturze zakrywającym jej twarz. W całej postaci jedynie dobrze było widać oczy... krwisto-czerwone jak u węża, teraz wpatrywały się w Knota z pogardą i cieniem rozbawienia. Postać uniosła dłoń i momentalnie różdżka wyleciała Ministrowi z dłoni, by chwilę potem znaleść się w uścisku długich palców "widma". Knot przełknął głośno ślinę, chcąc oddalić się jak najdalej od postaci. Pomimo ogromnych wysiłków, gdy po raz kolejny otworzył usta, zamiast mocnego i pewnego siebie głosu, wydobył się z niego cichy pisk wystraszonej myszy...
-"Jak Petegrew"- pomyślała postać.
-Cz-Czego ty chcesz?
-Czego?
Postać roześmiała się cicho.
-Uniewinnienia Pottera.
-Nie ma mowy...
-Co proszę?
-Nie uniewinnię go. On...
Cała odwaga momentalnie uleciała z Knota w chwili gdy postać pochyliła się nad nim mierząc go spojrzeniem atakującej kobry.
-Posłuchaj Knot. Wypuścisz Pottera bez wyroku skazującego. Chyba, że chcesz by populacja czarodziejów poznała twoją przeszłość.
Postać zniknęła i pojawiła się po drugiej stronie biurka. Patrząc na knota, widmo usmiechnęło się tajemniczo, co na szczęście ukrył kaptur płaszcza.
-Nie mam nic do ukrycia.
-Ach tak? Knot. Jesteś tchórzem. Zawsze nim byłeś. Dlatego wydałeś dziesiątki Aurorów w ręce Śmierciożerców. Przez cały okres panowania Czarnego Pana byłeś jego zwolennikiem, podobnie jak Ptetergrew. Strach skłania cię do obcowania z osobami wyżej postawionymi... Czarny Pan, Dumbledore, Lucjusz Malfoy... Oni wszyscy są potężniejsi od ciebie Knot. Za czasów panowania Czarnego Pana wydałeś mu wielu Aurorów. Przez ciebie Longbotomowie trafili w łapy Bellatrix Lestrange.
-Sami się o to prosili- wyszeptał Minister- Poznali moją tajemnicę i chcieli o tym powiadomić Dumbledore'a. Nie mogłem do tego dopuścić.
-Dlatego też tu jestem.- postać spojrzała na Knota swymi czerwonymi ślepiami- Uniewinnisz Pottera. Czarny Pan ma wobec niego plany.
-To... to znaczy, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, naprawdę wrócił?
Twarz Ministra momentalnie pobladła przybierając kolor kredy.
-Oczywiście, że powrócił. i nie martw się Knot. W najbliższym czasie wezwie cię do siebie. Możesz być tego pewny.
W tym momencie wszystkie świece w gabinecie zgasły, a okno za fotelem otworzyło się na oścież. Mężczyzna obejrzał się ze strachem, po czym powoli przeniósł wzrok na widmo. jednak postaci już nie było. Tylko jej głos rozbrzmiewał jeszcze echem w pomieszczeniu wwiercając się w umysł Knota.
-"Uniewinnisz Pottera. Nic mu nie zrobisz... Inaczej nie dożyjesz wieczora..."
***
Mężczyzna patrzył w osłupieniu na postać stojącą u szczytu siedzeń. W chwili gdy mrugnął i na nowo otworzył oczy, widma już nie było. Postać miała rację. Knot był tchórzem. jego strach powodował, że Minister był w stanie zrobić wszystko. Teraz także nie było inaczej.
-Harry James Potter zostaje uniewinniony, gdyż działał w obronie koniecznej. Jego tymczasowe zawieszenie szkoły zostaje odwołane. Co za tym idzie, pan Potter za tydzień rozpocznie kolejny rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wraz z resztą uczniów. Mozna się rozejść.
Harry już dawno nie czuł takiej radości. Był wolny... i mógł wrócić do Hogwartu. Elena... Elena miała rację. Mówiła, że wszystko dobrze się skończy. Potter nie wiedział dlaczego ,jednak słowa brunetki utkwiły mu w głowie o iwele lepiej niż słowa otuchy Hermiony czy też Rona.
-Dziekuję Panie Malfoy.
-Nie masz za co dziękować Eleno. Możesz korzystać z mojego gabinetu ile tylko zapragniesz.
Na biurku Lucjusza leżała długa czarna peleryna z kapturem, a obok niej zwykła peleryna po którą właśnie sięgała wysoka brunetka o krwisto-czerwonych oczach. Młoda Riddle założyła pelerynę podróżną i po raz ostatni poprawiła włosy patrząc w lusterko stojące na biurku Malfoya. każdy kto by ją teraz zobaczył, stwierdziłby, że dziewczyna spedziła nudny dzień w Ministerstwie chodząc bez celu. jak bardzo minąłby się z prawdą.
-panie Malfoy. Niech Pan weźmie tą pelerynę do mojego domu. Ja jeszcze muszę coś załatwić.
-Co sobie tylko życzysz...
Elena wyszła z obszernego gabinetu Lucjusza i skierowała swe kroki do głównego celu jej pobytu w Ministerstwie Magii. Jej pewne kroki odbijały się echem wzdłuż ścian budynku do czasu aż zamknęły się za nia drzwi do królestwa Niewymownych. Do sali przepowiedni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz