Naturalny
gwar rozmów uczniowskich został gwałtownie przerwany odgłosem potężnego
grzmotu. Kilka sekund wcześniej na mrocznym nieboskłonie zalśniła złota
błyskawica chwilowo oświetlając pięć stołów ustawionych w Wielkiej
Sali. Uczniowie spożywający w tym samym czasie śniadanie nie zwrócili
większej uwagi na pogodę panującą za oknem. Z powodu zbliżającego się
Święta Duchów nikomu nie przeszła chęć podróży do Hogsmeade. W tej
wyjątkowej chwili nawet burza szalejącea na zewnątrz nie była w stanie
powstrzymać młodych wychowanków Szkoły Magii i Czarodziejstwa przed
wyprawą na zakupy. Dlatego też każdy student powyżej trzynastego roku
życia trzymał przy sobie parasol, kurtkę bądź płaszcz. Wszystko czym
mozna było się uchronić od zimna i deszczu zostało wydobyte z szaf i
kufrów by móc godnie posłużyć swym właścicielom. Wyjątku nie stanowili
nawet Ślizgoni. Zarówno ci, którzy kończyli śniadanie jak i każdy inny
który obecnie przekraczał próg Wielkiej Sali. Pośród radosnych
wychowanków Domu Węża jak dotąd nie pojawiła się jedynie samotna
wychowanka piątego roku, obecnie przemierzająca jeden z korytarzy
prowadzących do Skrzydła Szpitalnego. Bezszelestnie stawiała kroki jakby
obawiając się spotkania z nieproszonym gościem. Czerwone tęczówki
uważnie lustrowały korytarz rozciągający się przed nią długim pasem
zakończonym drzwiami. Elena Riddle doskonale wiedziała gdzie się
znajduje i jak niestosowne jest przychodzenie do tego miejsca w chwili
gdy do zdrowia wróciła profesor Umbridge. Wystarczył jeden nieostrożny
krok by zostać nakrytym i ukaranym szlabanem lub co gorsza zawieszeniem.
Jednak dziewczyna była pewna, że chce podjąć to ryzyko. Dlatego też
zakradła się do Skrzydła Szpitalnego podmieniajac niektóre specyfiki na
eliskiry własnej produkcji. Ich działanie i skłąd został przed wiekami
zapomniany przez alchemików, jednak ona odnalazła każdy z nich i w tym
momencie mogła zebrać plony swej cierpliwości. W odpowiednim momencie
dzięki jej staraniom Hogwart powinien pozostać bez środków leczniczych-
skazany na łaskę Czarnego Pana. Teraz spokojnie dziewczyna mogła udać
się na śniadanie. W chwili gdy jej dłoń znalazła się na klamce Elena
usłyszała nad sobą przeciągły śmiech i w następnym momencie w miejsce,
gdzie stała brunetka poleciał wodospad lodowatej wody. Irytek unoszący
sie nad drzwiami zawył z uciechy nie odrazu zdając sobie sprawę, z
udanej ucieczki jego potencjalnej ofiary. Elena natomiast szczęśliwa z
triumfalnym uśmiechem zbiegała po schodach prowadzących do głównego
Holu. W tej samej chwili, w której zeskoczyła z ostatniego stopnia i
wbiegła w zakręt usłyszała huk i w następnej sekundzie wylądowała na
ziemi. Unosząc wściekła wzrok zobaczyła stojących nad nią z głupim
usmiechem Dracona, jego goryli, Pansy Parkinson oraz Zabiniego Blaise'a.
Cała czwórka początkowo zaskoczona, szybko wybuchnęła śmiechem widząc
zbierającą się z podłogi Riddle'ównę.
-Malfoy. Może byś raczył przeprosić?
-Za
co? Wpadłaś na Goyle'a. Nie na mnie. Widzicie?- blondyn spojrzał na
swoją bandę uśmiechając się paskudnie.- pada przede mną na kolana sama
panna Ri...
Reszta
jego słów utonęła w ogłosie, który wydobył się wraz z wypowiedzeniem
przez Elenę słów klątwy. Zaskoczony Draco odrzucony siłą zaklęcia
uderzył plecami o ścianę by w następnej sekundzie zsunąć się po niej
otoczony błękitną poświatą. Gdy łuna zniknęła Elena cicho się zaśmiała
wstając z podłogi i mierząc Malfoy'a pełnym wyższości spojrzeniem.
-Skoczna z ciebie tchórzofredka, wiesz?
Draco
chciał odpowiedzieć dziewczynie na jej przytyk jednak z jego ust
zamiast słów wydobył się pisk gryzonia. Z przerażeniem blondyn zdał
sobie sprawę, że po raz drugi w swym życiu przemieniono go w białą
fredkę. Elena natomiast spojrzała na resztę znajomych obecnego gryzonia i
wypowiedziała jadowitym szeptem.
-Radzę wam szybko zabrać go do Skrzydła Szpitalnego. Za 3-4 minuty zostanie fredką na zawsze.
Po
czym nie czekając na ich reakcję ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
Spokojnie przekroczyła jej próg i zasiadła przy stole Domu Węża. Szybko
spożywając śniadanie udała się do dormitorium skąd wyszła szczelnie
okryta szmaragdowo-zieloną peleryną. Na dłonie założyła czarne, skórzane
rękawiczki, a szyję opatuliła onyksowym szalikiem. W dłoni trzymała
zielono-popielaty parasol, a przez jej klatkę piersiową przewieszona
została skórzana torebka. Stukając cicho obcasami czarnych kozaczków
dziewczyna udała się do Wielkiego Holu skąd udała się w rozszalała
zawieruchę, która rozpętała się na dworze. Pzed sobą widziała uczniów z
uporem brnących naprzód naprzekór fatalnej pogodzie. Elena nie spieszyła
się spokojnie przemierzając drogę. Gdy wreszcie dotarła do
czarodziejskiej wioski kupiła rzeczy niezbędne przy jej planie. Udała
się do sowiarni skąd wysłała list do swego chrzestnego z zapytaniem o
jego córeczkę Lauren oraz w sprawie pewnej księgi ukrytej w gabinecie
Mistrza Eliksirów. Nie chciała wysyłać żadnej ze szkolnych sów wiedząc,
że list może zostać przechwycony przez Umbridge. W Trzech Miotłach
dziewczyna spotkała Laurenca i resztę ślizgońskiej drużyny Quitticha.
Siadając z nimi obdarzyła każdego uśmiechem pozwalając by rozmowa zeszła
na mecz z Gryfonami, który miał odbyć się w ciągu przyszłego tygodnia.
Drużyna przygotowywała się do niego w tajemnicy przed resztą szkoły,
ćwicząc niespotykanie trudne zagrania i sekwencje. Nowy kapitan wybrany
przez Dumbledore'a świetnie spisywał się na swym miejscu rozbudzając w
Ślizgonach wolę walki. W czasie gdy Elena prowadziła spokojną
konwersację w Trzech Miotłach, kilkaset kilometrów dalej wysoka
blondynka o chlodnym spojrzeniu błękitnych oczu uważnie czytała list
przyniesiony minutę wcześniej przez sowę. Po przeczytaniu ostatniego
słowa, przerażona kobieta ruszyła przez salon oraz korytarz wprost do
gabinetu znajdującego się w drugiej części domu. Wbiegła tam nie pukając
czym wprawiła w zdziwienie siedzącego przy biurku blondyna. Mężczyzna
podniósł na nią uważny wzrok, jednak nim zdąrzył otworzyć usta, kobieta
zaintonowała przerażonym głosem:
-Lucjuszu, musisz w tej chwili pojechać do szkoły.
-Cyziu, co się stało? Czemu jesteś taka blada?
Lucjusz
Malfoy wstał z fotela podchodząc do przerażonej małżonki, Posadził ją
na kanapie stojącej obok drzwi i rozkazał skrzatom przynieść herbatę.
Niezwłocznie jego polecenie zostało wykonane i w następnej minucie
blondyn podał Narcyzie filiżankę z mocnym naparem.
-Teraz uspokój się i wyjaśnij czym się zdenerwowałaś.
-Listem od Dracona. Niedawno przyleciała jego sowa.
-Cóż to takiego mógł napisać nasz syn? Chyba nie zrobił niczego głupiego?
-Jeszcze nie, ale Lucjuszu...
Kobieta zacisnęła palce jednej dłoni na rękawie koszuli Malfoya.
-Wpadł dzisiaj na Elenę. Pokłócili się.
-Oni często się kłócą. A Draco nie jest na tyle nieodpowiedzialny by zaczynać z córką Czarnego Pana.
-Też tak sądziłam. Jednak zadarł z nią i Elena przemieniła go w tchórzofredkę. Dokładnie tak samo jak rok wcześniej ten Auror.
-Rozumiem, jednak Dra...
-Nasz
syn jest wściekły. W liście oświadczył mi, że ma dosyć służenia Elenie i
jej zachowania względem niego. ma zamiar coś z tym zrobić. Lucjuszu, on
chce zaatakować Elenę. Narazi się na gniew Czarnego Pana, jestem tego
pewna. Nie chcę stracić jedynego dziecka.
Po
policzkach kobiety pociekły łzy, podczas gdy oczy nieprzerwanie
patrzyły na Lucjusza. W oczach mężczyzny także pojawiła się niepewność.
Znając dumę swego syna, blondyn mógł się po nim spodziewać wszystkiego.
Dlatego też czuł, iż w tej chwili liczy się każda sekunda. Składając
delikatny pocałunek na dłoniach i czole swej małżonki, Lucjusz z
niebywała prędkością wstał i przywdziewając strój podróżny ruszył ku
wyjściu. Po chwili był już w drodze do Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
Skazany na jazdę samochodem z powodu nowych środków bezpieczeństwa,
blondyn modlił się o czas którego niestety miał niewiele.
Podczas
gdy Lucjusz jeszcze był w drodze, niebo nad Hogwartem pociemniało
jeszcze bardziej zwiastując zbliżający się wieczór. Uczniowie wracali z
Hogsmeade w świetnych humorach, pomimo przemoczonych ubrań. Torby
urywały im się pod ciężarem kupionych słodyczy, ubrań ingriediencji i
wielu innych. Pośród wracających była także Elena. Dziewczyna wracała
samotnie wyczekując na odpowiedni moment. Chwila ta nastąpiła, gdy
brunetka przekraczała bramę do szkoły. Skręcając na błonia szła otoczona
bezpiecznym mrokiem nieprzerwanie kierując się do Zakazanego Lasu.
Zagłębiła się w jego gęstwinę szukając wzrokiem drogi prowadzącej do
przybyłych niedawno do tegoż miejsca wilkołaków. Zadaniem Eleny, było
przeciągnięcie stworzeń na stronę Czarnego Pana, co jak spodziewała się
dziewczyna powinno przyjść jej bez trudu. pewna kolejnego sukcesu
przestała zwracać uwagę na bodźce otoczenia i dopiero świst zaklęcia
przywrócił ją do rzeczywistości. Zatrzymując się gwałtownie, młoda
Riddle wyjęła różdżkę rozglądajac się czujnie. Nie czekała długo na
kolejny atak, dzięki któremu odnalazła przeciwnika. Posyłając w jego
stronę Imperiusa, z łatwością zapanowała nad ciałem wroga rozkazując mu
zbliżyć się. Postać posłusznie wykonała polecenie stając przed
dziewczyną i zsuwając z głowy kaptur. Na twarzy Eleny zalśniło
niedowierzanie gdy niepewnym głosem wyszeptała:
-Laurence...
Zrobiła
krok w jego kierunku chcąc upewnić się, że stoi przed nią jej
przyjaciel. W tym samym momencie usłyszała za plecami stanowczy,
chłopięcy głos.
-Expelliarmus!
W
następnej sekundzie różdżka Eleny wyrwała się z uścisku jej smukłych
palców lecąc do właściciela głosu. Nim dziewczyna zdąrzyła się odwrócić
ponownie usłyszała głos.
-Brać ją!
Natychmiast
na rękach brunetka poczuła silny uścisk skutecznie ją unieruchamiający.
Podnosząc wzrok na oprawców dziewczyna ujrzała głupkowate uśmiechy na
twarzach goryli Malfoya.
-Co wy robicie idioci?! Puśćcie mnie jeśli wam życie miłe!
-Oni słuchają jedynie mnie, wiesz o tym doskonale.
Naokoło
Eleny rozległy się radosne śmiechy i w chwilę później otoczyło ją kilka
postaci okrytych ciemnymi płaszczami, z twarzami skrytymi w cieniu
kaptura. W chwili gdy każdy zsunął z twarzy materiał, brunetka ujrzała
wyszczerzonych w uśmiechu: Dracona Malfoya, Blaise'a Zabiniego, Pansy
Parkinson, Milicentę Bulstrode oraz trzech innych chłopaków, których nie
potrafiła przypomnieć sobie imion.
-Czego chcesz Malfoy?
-A
jak sądzisz ty mała zdziro? Pragnę zemsty. Za to co przez ciebie
przeżyłem w czasie ostarnich lat. Za upokorzenia oraz poniżanie mnie
przed wszystkimi.
-Sam jesteś sobie winien.
-To ty tak sądzisz. Twój dzisiejszy wyskok przepełnił szalę. Teraz się na tobie odpłacę.
-A co niby możesz mi...
Reszta
słów dziewczyny zanikła w zbiorowym "Crucio" wypowiedzianym przez
stojącą przed nią grupę. jednocześnie Draco wyszeptał "Silencio"
skutecznie uciszając Elenę. Osobno słabe, razem zaklęcie stanowiło
potężne zagrożenie sprawiające niewyobrażalny ból osobie, która go
doświadczyła. Elena zaciskając dłonie w pięści krzyczała niewerbalnie z
bólu, który rozrywał ją od środka. Po raz wtóry rzucone "Crucio" zwaliło
ją z nóg potęgując zadany wcześniej ból. Chwilowe zaskoczenie dało jej
napastnikom przewagę, która jednak niezwykle szybko się skończyła, w
momencie gdy Elena otrząsnąwszy się skoncentorwała całą swoją siłę woli,
przezwyciężając klątwę. Szybko oddychając podniosła pełne triumfu
spojrzenie na rozwścieczonego Dracona. Malfoy patrzył na nią w wyrazie
niemej furii. Widząc to, Pansy podeszła do niego kładąc dłoń na rameniu
blondyna i mówiąc cichym, spokojnym głosem:
-Draco, czas żebyśmy już poszli. Zemściłeś się na niej. Teraz musimy iść, nim ktoś nas przyłapie.
-Jeszcze nie. To nie wszystko co dla niej przygotowałem.
Na twarzy Eleny zalśnił usmiech podczas gdy usta wypowidziały po cichu:
-Czyżbyś chciał użyć kolejnej klątwy? Kiedy do ciebie dotrze, że jestem potężniejsza od ciebie?
Słysząc
słowa brunetki, krew zaczęła buzować w żyłach Dracona a umysł przestał
racjonalnie myśleć. Strącając z ramiena dłoń Pansy. chłopak rzucił się
na klęczącą przed nim Ślizgonkę zadając jej ciosy pięściami i
kopniakami. Draco Malfoy- chłopiec ze szlachetnego rodu, nieznoszący
szlam i mugoli, sam w tej chwili zaczął zachowywać się jak mugol. Nie
myślał logicznie i nie obchodził go sposób ataku. Pragnął by córka
Czarnego Pana czuła ból, by została upokorzona, tak jak on wcześniej.
Dlatego też użył Imperiusa na Laurencie Flincie zmuszając go do
zaatakowania Eleny, dlatego teraz zadawał jej kolejne ciosy,
jednocześnie wypowiadając coraz to nowe klątwy, rzucane przez różdżkę
nieprzerwanie trzymaną przez blondyna w dłoni. Atakował nieugięcie, do
czasu aż nie poczuł silnej dłoni zaciskającej się na jego ramieniu.
Podnosząc niewidzący wzrok ujrzał stojącego obok niego Zabiniego.
-Draco, skończ już. Zemściłeś się. Teraz musimy uciekać.
-Ja... ja się zem...
Malfoy
powiódł wzrokiem do klęczącej Eleny. Dziewczyna nieprzerwanie trzymana
przez goryli Dracona, jedynie dzięki nim obecnie nie leżała na ziemi.
Jej ciało pokryte było licznymi siniakami i ranami, z których obficie
sączyła się krew. Ze spuszczoną głową co chwila kasłała wypluwajac na
trawę ślinę pomieszaną ze szkarłatem krwii. Blondyn przerażony zrobił
krok do tyłu opierając się ramieniem o ramię Zabiniego. Za sobą słyszał
przerażony szept Pansy pomieszany z cichym szlochem paniki.
-Zaatakowaliśmy córkę Czarnego Pana. O czym myśmy myśleli. Zabiliśmy ją, a Czarny Pan zabije nas.
-Pansy uspokój się. Wiejemy stąd.
Crabbe
i Goyle puścili Elenę, która na wpół przytomna osunęła się bezwładnie
na ziemię. Nie miała siły ruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Usłyszała
odgłos uderzającej o ziemię różdżki i tupot uciekając oprawców. Nagle
pośród całego zgiełku dało się słyszeć głos Dracona, dochodzący jakby z
oddali.
-Nie możemy jej tak zostawić. Chłopaki gotowi?
Dwa
głosy sprawnie krzyknęły "Bombardia", a trzeci ciszej dopowiedział
"Avada Kedavra". Dziewczyna uniosła wzrok widząc błysk zielonego
światła. Przez jej myśl przebiegło otatnie zdanie:
-"Tato, przepraszam."
Słysząc
potężny huk jednocześnie poczuła przejmujący ból, który jednak
niewiarygodnie szybko ustąpił, a zastapiła go przejmująca ciemność i
pustka. W tym samym czasie kilkaset kilometrów dalej, Czarny Pan wydawał
nowe komendy Śmierciożercom przygotowując ich do zbliżającej się bitwy.
Nagle zamarł wpół słowa nieprzytomnym wzrokiem patrząc w przestrzeń.
Chwilę trwał nieruchomo, po czym cicho wyszeptał "Elena" i odwrócił się
kierując swe kroki po schodach, na piętro. Wchodząc do pokoju na końcu
korytarza usiadł na fotelu łącząc swój umysł z umysłem Petera Petigrew.
-"Glizdogonie!"
-"Tak Mój Panie?"
-"Gdzie jest Elena?"
-"Jeszcze nie wróciła z Hogsmeade."
-"Znajdź ją."
-"Ale Panie... Czy coś się stało?"
-"Nie mogę się z nią skontaktować. Więź między naszymi umysłami została gwałtownie przerwana! masz ją odnaleźć!"
-Tak jest Panie. Wyruszam natychmiast."
Wychodząc
z gabinetu, Glzdogon w pośpiechu ruszył ku wyjściu z zamku. W drzwiach
natrafił na przerażonych Dracona i jego znajomych. Wystarczyło jedno
spojrzenie na Goyle'a, by wejrzeć w jego umysł i dowiedzieć się prawdy.
Przerażony obrazem jaki zobaczył, Glizdogon popędził w stronę Zakazanego
Lasu.
-Glizdogonie!
Mężczyzna odwrócił się dostrzegając zmierzającego w jego stronę Lucjusza Malfoya.
-Witam Panie Malfoy. Przepraszam, jednak w tej chwili nie mogę rozmawiać. Muszę znaleść...
-Elenę?
-Skąd Pan to wie?
-Z listu mego syna. Wiesz gdzie ona jest?
-Tak.
Po czym obaj wbiegli w mroczną gęstwinę kierując swe kroki w miejsce, które Glizdogon ujrzał w umyśle Goyle'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz