piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 41- Zemsta

Naturalny gwar rozmów uczniowskich został gwałtownie przerwany odgłosem potężnego grzmotu. Kilka sekund wcześniej na mrocznym nieboskłonie zalśniła złota błyskawica chwilowo oświetlając pięć stołów ustawionych w Wielkiej Sali. Uczniowie spożywający w tym samym czasie śniadanie nie zwrócili większej uwagi na pogodę panującą za oknem. Z powodu zbliżającego się Święta Duchów nikomu nie przeszła chęć podróży do Hogsmeade. W tej wyjątkowej chwili nawet burza szalejącea na zewnątrz nie była w stanie powstrzymać młodych wychowanków Szkoły Magii i Czarodziejstwa przed wyprawą na zakupy. Dlatego też każdy student powyżej trzynastego roku życia trzymał przy sobie parasol, kurtkę bądź płaszcz. Wszystko czym mozna było się uchronić od zimna i deszczu zostało wydobyte z szaf i kufrów by móc godnie posłużyć swym właścicielom. Wyjątku nie stanowili nawet Ślizgoni. Zarówno ci, którzy kończyli śniadanie jak i każdy inny który obecnie przekraczał próg Wielkiej Sali. Pośród radosnych wychowanków Domu Węża jak dotąd nie pojawiła się jedynie samotna wychowanka piątego roku, obecnie przemierzająca jeden z korytarzy prowadzących do Skrzydła Szpitalnego. Bezszelestnie stawiała kroki jakby obawiając się spotkania z nieproszonym gościem. Czerwone tęczówki uważnie lustrowały korytarz rozciągający się przed nią długim pasem zakończonym drzwiami. Elena Riddle doskonale wiedziała gdzie się znajduje i jak niestosowne jest przychodzenie do tego miejsca w chwili gdy do zdrowia wróciła profesor Umbridge. Wystarczył jeden nieostrożny krok by zostać nakrytym i ukaranym szlabanem lub co gorsza zawieszeniem. Jednak dziewczyna była pewna, że chce podjąć to ryzyko. Dlatego też zakradła się do Skrzydła Szpitalnego podmieniajac niektóre specyfiki na eliskiry własnej produkcji. Ich działanie i skłąd został przed wiekami zapomniany przez alchemików, jednak ona odnalazła każdy z nich i w tym momencie mogła zebrać plony swej cierpliwości. W odpowiednim momencie dzięki jej staraniom Hogwart powinien pozostać bez środków leczniczych- skazany na łaskę Czarnego Pana. Teraz spokojnie dziewczyna mogła udać się na śniadanie. W chwili gdy jej dłoń znalazła się na klamce Elena usłyszała nad sobą przeciągły śmiech i w następnym momencie w miejsce, gdzie stała brunetka poleciał wodospad lodowatej wody. Irytek unoszący sie nad drzwiami zawył z uciechy nie odrazu zdając sobie sprawę, z udanej ucieczki jego potencjalnej ofiary. Elena natomiast szczęśliwa z triumfalnym uśmiechem zbiegała po schodach prowadzących do głównego Holu. W tej samej chwili, w której zeskoczyła z ostatniego stopnia i wbiegła w zakręt usłyszała huk i w następnej sekundzie wylądowała na ziemi. Unosząc wściekła wzrok zobaczyła stojących nad nią z głupim usmiechem Dracona, jego goryli, Pansy Parkinson oraz Zabiniego Blaise'a. Cała czwórka początkowo zaskoczona, szybko wybuchnęła śmiechem widząc zbierającą się z podłogi Riddle'ównę.
-Malfoy. Może byś raczył przeprosić?
-Za co? Wpadłaś na Goyle'a. Nie na mnie. Widzicie?- blondyn spojrzał na swoją bandę uśmiechając się paskudnie.- pada przede mną na kolana sama panna Ri...
Reszta jego słów utonęła w ogłosie, który wydobył się wraz z wypowiedzeniem przez Elenę słów klątwy. Zaskoczony Draco odrzucony siłą zaklęcia uderzył plecami o ścianę by w następnej sekundzie zsunąć się po niej otoczony błękitną poświatą. Gdy łuna zniknęła Elena cicho się zaśmiała wstając z podłogi i mierząc Malfoy'a pełnym wyższości spojrzeniem.
-Skoczna z ciebie tchórzofredka, wiesz?
Draco chciał odpowiedzieć dziewczynie na jej przytyk jednak z jego ust zamiast słów wydobył się pisk gryzonia. Z przerażeniem blondyn zdał sobie sprawę, że po raz drugi w swym życiu przemieniono go w białą fredkę. Elena natomiast spojrzała na resztę znajomych obecnego gryzonia i wypowiedziała jadowitym szeptem.
-Radzę wam szybko zabrać go do Skrzydła Szpitalnego. Za 3-4 minuty zostanie fredką na zawsze.
Po czym nie czekając na ich reakcję ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Spokojnie przekroczyła jej próg i zasiadła przy stole Domu Węża. Szybko spożywając śniadanie udała się do dormitorium skąd wyszła szczelnie okryta szmaragdowo-zieloną peleryną. Na dłonie założyła czarne, skórzane rękawiczki, a szyję opatuliła onyksowym szalikiem. W dłoni trzymała zielono-popielaty parasol, a przez jej klatkę piersiową przewieszona została skórzana torebka. Stukając cicho obcasami czarnych kozaczków dziewczyna udała się do Wielkiego Holu skąd udała się w rozszalała zawieruchę, która rozpętała się na dworze. Pzed sobą widziała uczniów z uporem brnących naprzód naprzekór fatalnej pogodzie. Elena nie spieszyła się spokojnie przemierzając drogę. Gdy wreszcie dotarła do czarodziejskiej wioski kupiła rzeczy niezbędne przy jej planie. Udała się do sowiarni skąd wysłała list do swego chrzestnego z zapytaniem o jego córeczkę Lauren oraz w sprawie pewnej księgi ukrytej w gabinecie Mistrza Eliksirów. Nie chciała wysyłać żadnej ze szkolnych sów wiedząc, że list może zostać przechwycony przez Umbridge. W Trzech Miotłach dziewczyna spotkała Laurenca i resztę ślizgońskiej drużyny Quitticha. Siadając z nimi obdarzyła każdego uśmiechem pozwalając by rozmowa zeszła na mecz z Gryfonami, który miał odbyć się w ciągu przyszłego tygodnia. Drużyna przygotowywała się do niego w tajemnicy przed resztą szkoły, ćwicząc niespotykanie trudne zagrania i sekwencje. Nowy kapitan wybrany przez Dumbledore'a świetnie spisywał się na swym miejscu rozbudzając w Ślizgonach wolę walki. W czasie gdy Elena prowadziła spokojną konwersację w Trzech Miotłach, kilkaset kilometrów dalej wysoka blondynka o chlodnym spojrzeniu błękitnych oczu uważnie czytała list przyniesiony minutę wcześniej przez sowę. Po przeczytaniu ostatniego słowa, przerażona kobieta ruszyła przez salon oraz korytarz wprost do gabinetu znajdującego się w drugiej części domu. Wbiegła tam nie pukając czym wprawiła w zdziwienie siedzącego przy biurku blondyna. Mężczyzna podniósł na nią uważny wzrok, jednak nim zdąrzył otworzyć usta, kobieta zaintonowała przerażonym głosem:
-Lucjuszu, musisz w tej chwili pojechać do szkoły.
-Cyziu, co się stało? Czemu jesteś taka blada?
Lucjusz Malfoy wstał z fotela podchodząc do przerażonej małżonki, Posadził ją na kanapie stojącej obok drzwi i rozkazał skrzatom przynieść herbatę. Niezwłocznie jego polecenie zostało wykonane i w następnej minucie blondyn podał Narcyzie filiżankę z mocnym naparem.
-Teraz uspokój się i wyjaśnij czym się zdenerwowałaś.
-Listem od Dracona. Niedawno przyleciała jego sowa.
-Cóż to takiego mógł napisać nasz syn? Chyba nie zrobił niczego głupiego?
-Jeszcze nie, ale Lucjuszu...
Kobieta zacisnęła palce jednej dłoni na rękawie koszuli Malfoya.
-Wpadł dzisiaj na Elenę. Pokłócili się.
-Oni często się kłócą. A Draco nie jest na tyle nieodpowiedzialny by zaczynać z córką Czarnego Pana.
-Też tak sądziłam. Jednak zadarł z nią i Elena przemieniła go w tchórzofredkę. Dokładnie tak samo jak rok wcześniej ten Auror.
-Rozumiem, jednak Dra...
-Nasz syn jest wściekły. W liście oświadczył mi, że ma dosyć służenia Elenie i jej zachowania względem niego. ma zamiar coś z tym zrobić. Lucjuszu, on chce zaatakować Elenę. Narazi się na gniew Czarnego Pana, jestem tego pewna. Nie chcę stracić jedynego dziecka.
Po policzkach kobiety pociekły łzy, podczas gdy oczy nieprzerwanie patrzyły na Lucjusza. W oczach mężczyzny także pojawiła się niepewność. Znając dumę swego syna, blondyn mógł się po nim spodziewać wszystkiego. Dlatego też czuł, iż w tej chwili liczy się każda sekunda. Składając delikatny pocałunek na dłoniach i czole swej małżonki, Lucjusz z niebywała prędkością wstał i przywdziewając strój podróżny ruszył ku wyjściu. Po chwili był już w drodze do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Skazany na jazdę samochodem z powodu nowych środków bezpieczeństwa, blondyn modlił się o czas którego niestety miał niewiele.
Podczas gdy Lucjusz jeszcze był w drodze, niebo nad Hogwartem pociemniało jeszcze bardziej zwiastując zbliżający się wieczór. Uczniowie wracali z Hogsmeade w świetnych humorach, pomimo przemoczonych ubrań. Torby urywały im się pod ciężarem kupionych słodyczy, ubrań ingriediencji i wielu innych. Pośród wracających była także Elena. Dziewczyna wracała samotnie wyczekując na odpowiedni moment. Chwila ta nastąpiła, gdy brunetka przekraczała bramę do szkoły. Skręcając na błonia szła otoczona bezpiecznym mrokiem nieprzerwanie kierując się do Zakazanego Lasu. Zagłębiła się w jego gęstwinę szukając wzrokiem drogi prowadzącej do przybyłych niedawno do tegoż miejsca wilkołaków. Zadaniem Eleny, było przeciągnięcie stworzeń na stronę Czarnego Pana, co jak spodziewała się dziewczyna powinno przyjść jej bez trudu. pewna kolejnego sukcesu przestała zwracać uwagę na bodźce otoczenia i dopiero świst zaklęcia przywrócił ją do rzeczywistości. Zatrzymując się gwałtownie, młoda Riddle wyjęła różdżkę rozglądajac się czujnie. Nie czekała długo na kolejny atak, dzięki któremu odnalazła przeciwnika. Posyłając w jego stronę Imperiusa, z łatwością zapanowała nad ciałem wroga rozkazując mu zbliżyć się. Postać posłusznie wykonała polecenie stając przed dziewczyną i zsuwając z głowy kaptur. Na twarzy Eleny zalśniło niedowierzanie gdy niepewnym głosem wyszeptała:
-Laurence...
Zrobiła krok w jego kierunku chcąc upewnić się, że stoi przed nią jej przyjaciel. W tym samym momencie usłyszała za plecami stanowczy, chłopięcy głos.
-Expelliarmus!
W następnej sekundzie różdżka Eleny wyrwała się z uścisku jej smukłych palców lecąc do właściciela głosu. Nim dziewczyna zdąrzyła się odwrócić ponownie usłyszała głos.
-Brać ją!
Natychmiast na rękach brunetka poczuła silny uścisk skutecznie ją unieruchamiający. Podnosząc wzrok na oprawców dziewczyna ujrzała głupkowate uśmiechy na twarzach goryli Malfoya.
-Co wy robicie idioci?! Puśćcie mnie jeśli wam życie miłe!
-Oni słuchają jedynie mnie, wiesz o tym doskonale.
Naokoło Eleny rozległy się radosne śmiechy i w chwilę później otoczyło ją kilka postaci okrytych ciemnymi płaszczami, z twarzami skrytymi w cieniu kaptura. W chwili gdy każdy zsunął z twarzy materiał, brunetka ujrzała wyszczerzonych w uśmiechu: Dracona Malfoya, Blaise'a Zabiniego, Pansy Parkinson, Milicentę Bulstrode oraz trzech innych chłopaków, których nie potrafiła przypomnieć sobie imion.
-Czego chcesz Malfoy?
-A jak sądzisz ty mała zdziro? Pragnę zemsty. Za to co przez ciebie przeżyłem w czasie ostarnich lat. Za upokorzenia oraz poniżanie mnie przed wszystkimi.
-Sam jesteś sobie winien.
-To ty tak sądzisz. Twój dzisiejszy wyskok przepełnił szalę. Teraz się na tobie odpłacę.
-A co niby możesz mi...
Reszta słów dziewczyny zanikła w zbiorowym "Crucio" wypowiedzianym przez stojącą przed nią grupę. jednocześnie Draco wyszeptał "Silencio" skutecznie uciszając Elenę. Osobno słabe, razem zaklęcie stanowiło potężne zagrożenie sprawiające niewyobrażalny ból osobie, która go doświadczyła. Elena zaciskając dłonie w pięści krzyczała niewerbalnie z bólu, który rozrywał ją od środka. Po raz wtóry rzucone "Crucio" zwaliło ją z nóg potęgując zadany wcześniej ból. Chwilowe zaskoczenie dało jej napastnikom przewagę, która jednak niezwykle szybko się skończyła, w momencie gdy Elena otrząsnąwszy się skoncentorwała całą swoją siłę woli, przezwyciężając klątwę. Szybko oddychając podniosła pełne triumfu spojrzenie na rozwścieczonego Dracona. Malfoy patrzył na nią w wyrazie niemej furii. Widząc to, Pansy podeszła do niego kładąc dłoń na rameniu blondyna i mówiąc cichym, spokojnym głosem:
-Draco, czas żebyśmy już poszli. Zemściłeś się na niej. Teraz musimy iść, nim ktoś nas przyłapie.
-Jeszcze nie. To nie wszystko co dla niej przygotowałem.
Na twarzy Eleny zalśnił usmiech podczas gdy usta wypowidziały po cichu:
-Czyżbyś chciał użyć kolejnej klątwy? Kiedy do ciebie dotrze, że jestem potężniejsza od ciebie?
Słysząc słowa brunetki, krew zaczęła buzować w żyłach Dracona a umysł przestał racjonalnie myśleć. Strącając z ramiena dłoń Pansy. chłopak rzucił się na klęczącą przed nim Ślizgonkę zadając jej ciosy pięściami i kopniakami. Draco Malfoy- chłopiec ze szlachetnego rodu, nieznoszący szlam i mugoli, sam w tej chwili zaczął zachowywać się jak mugol. Nie myślał logicznie i nie obchodził go sposób ataku. Pragnął by córka Czarnego Pana czuła ból, by została upokorzona, tak jak on wcześniej. Dlatego też użył Imperiusa na Laurencie Flincie zmuszając go do zaatakowania Eleny, dlatego teraz zadawał jej kolejne ciosy, jednocześnie wypowiadając coraz to nowe klątwy, rzucane przez różdżkę nieprzerwanie trzymaną przez blondyna w dłoni. Atakował nieugięcie, do czasu aż nie poczuł silnej dłoni zaciskającej się na jego ramieniu. Podnosząc niewidzący wzrok ujrzał stojącego obok niego Zabiniego.
-Draco, skończ już. Zemściłeś się. Teraz musimy uciekać.
-Ja... ja się zem...
Malfoy powiódł wzrokiem do klęczącej Eleny. Dziewczyna nieprzerwanie trzymana przez goryli Dracona, jedynie dzięki nim obecnie nie leżała na ziemi. Jej ciało pokryte było licznymi siniakami i ranami, z których obficie sączyła się krew. Ze spuszczoną głową co chwila kasłała wypluwajac na trawę ślinę pomieszaną ze szkarłatem krwii. Blondyn przerażony zrobił krok do tyłu opierając się ramieniem o ramię Zabiniego. Za sobą słyszał przerażony szept Pansy pomieszany z cichym szlochem paniki.
-Zaatakowaliśmy córkę Czarnego Pana. O czym myśmy myśleli. Zabiliśmy ją, a Czarny Pan zabije nas.
-Pansy uspokój się. Wiejemy stąd.
Crabbe i Goyle puścili Elenę, która na wpół przytomna osunęła się bezwładnie na ziemię. Nie miała siły ruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Usłyszała odgłos uderzającej o ziemię różdżki i tupot uciekając oprawców. Nagle pośród całego zgiełku dało się słyszeć głos Dracona, dochodzący jakby z oddali.
-Nie możemy jej tak zostawić. Chłopaki gotowi?
Dwa głosy sprawnie krzyknęły "Bombardia", a trzeci ciszej dopowiedział "Avada Kedavra". Dziewczyna uniosła wzrok widząc błysk zielonego światła. Przez jej myśl przebiegło otatnie zdanie:
-"Tato, przepraszam."
Słysząc potężny huk jednocześnie poczuła przejmujący ból, który jednak niewiarygodnie szybko ustąpił, a zastapiła go przejmująca ciemność i pustka. W tym samym czasie kilkaset kilometrów dalej, Czarny Pan wydawał nowe komendy Śmierciożercom przygotowując ich do zbliżającej się bitwy. Nagle zamarł wpół słowa nieprzytomnym wzrokiem patrząc w przestrzeń. Chwilę trwał nieruchomo, po czym cicho wyszeptał "Elena" i odwrócił się kierując swe kroki po schodach, na piętro. Wchodząc do pokoju na końcu korytarza usiadł na fotelu łącząc swój umysł z umysłem Petera Petigrew.
-"Glizdogonie!"
-"Tak Mój Panie?"
-"Gdzie jest Elena?"
-"Jeszcze nie wróciła z Hogsmeade."
-"Znajdź ją."
-"Ale Panie... Czy coś się stało?"
-"Nie mogę się z nią skontaktować. Więź między naszymi umysłami została gwałtownie przerwana! masz ją odnaleźć!"
-Tak jest Panie. Wyruszam natychmiast."
Wychodząc z gabinetu, Glzdogon w pośpiechu ruszył ku wyjściu z zamku. W drzwiach natrafił na przerażonych Dracona i jego znajomych. Wystarczyło jedno spojrzenie na Goyle'a, by wejrzeć w jego umysł i dowiedzieć się prawdy. Przerażony obrazem jaki zobaczył, Glizdogon popędził w stronę Zakazanego Lasu.
-Glizdogonie!
Mężczyzna odwrócił się dostrzegając zmierzającego w jego stronę Lucjusza Malfoya.
-Witam Panie Malfoy. Przepraszam, jednak w tej chwili nie mogę rozmawiać. Muszę znaleść...
-Elenę?
-Skąd Pan to wie?
-Z listu mego syna. Wiesz gdzie ona jest?
-Tak.
Po czym obaj wbiegli w mroczną gęstwinę kierując swe kroki w miejsce, które Glizdogon ujrzał w umyśle Goyle'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz