piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 40- Przepowiednia

-Panno Morino. Przykro mi ale musi panna wyjść. Już zamykamy.
Nad czerwonooką brunetką siedzącą spokojnie przy jednym ze stolików stała mierząc ją uważnym wzrokiem szkolna bibliotekarka. Zegar wybił 21 i zgodnie z zarządzeniem Wielkiej Pani Inkwizytor wszyscy prefekci podobnie jak reszta uczniów mieli obowiązek znaleść się w swych domach. Teraz było tak samo. Dlatego też Pani Pince stała przy kącie zajmowanym przez Elenę prosząc ją o opuszczenie największej skarbnicy wiedzy w zamku. Czerwonooka podniosła nie całkiem przytomny wzrok na kobietę jakby niepewna co się wokół niej dzieje. Bo i tak właśnie było. W ciągu ostatnich 3 godzin w szkole znajdowało się jedynie jej ciało. Jej dusza była w oddalonym od tegoż miejsca o tysiące mil- Little Hangleton. Dzięki niezwykłemu połączeniu umysłów jej i Czarnego Pana Elena nigdy nie czuła się samotna. Zawsze miała przy sobie swego ojca. Tak było i tym razem.
-T-tak.. Oczywiście. Dziękuję pani i przepraszam, że tak długo tu siedzę.
-Nie martw się. Uczysz się do SUM-ów. To zrozumiałe. Jednak z powodu nowej pani profesor...
-W pełni rozumiem.
Brunetka wstała posyłając bibliotekarce jeden ze swoich najbardziej czarujących i niewinnych uśmiechów. Jak zawsze zadziałało to bez zarzutu. Kobieta natychmiast zmiękła i prosząc by Elena się pospieszyła, sama zniknęła pośród regałów. Podopieczna Domu Węża wstała i chowając książki do torby wyszła z biblioteki kierując swoje kroki do lochów. Jej postać odziana w atłasowe ciemno-zielone spodnie i tunikę od ojca poruszało się po szkole z wdziękiem i gracją kobry sunącej pośród traw. Na szyi błyszczał srebrny wisiorek a we włosach spinka z kobrą. Idąc wspomniała poranną rozmowę z Glizdogonem. Na samą myśl przez twarz Eleny przemknął cień odrazy i wściekłości. jak wogóle ten marny sługus mógł się do niej odezwać w ten sposób. jak śmiał kwestionować jej zdanie. Wiedział o niej wiele. Wręcz bardzo wiele. Jednak wiedza ta nie dawała mu takiej władzy jak mu się zdawało. Coraz częściej zapominał gdzie jego miejsce. Jednak był im potrzebny. Jedynie to trzymało go jeszcze przy życiu.Wiedziała to. A jej ojciec to potwierdził. Ich rozmowa jak już wiele razy nie poruszała tematu ich przyszłości. Przecież wszystko byłó jasne i pewne. Bo któż mógłby ich teraz powstrzymać? Potter? Lada chwila Elena miała go zniewolić i wyniszczyć od środka... Dumbledore? Ten żałosny starzec, który nie zauważał ciągle, że jego czas już nadszedł...Nikt inny nie mógł im zagrozić. O tym byli przekonani. W tym przekonaniu brunetka przekroczyła próg królestwa Ślizgonów, weszła do swego dormitorium i przebierając się położyła się do łóżka. Niezwykle szybko jak na nią oddała się w objęcia Morfeusza pozwalając snom swobodnie sunąc przez jej umysł. Sen miała spokojny, aż do momentu gdy ze spokojnego lasu przeniosła się do Wielkiego Holu...
"Po całej sali niosły się odgłosy walki. Zaklęcia wypowiadane krzykiem, tupot wielu stóp, bojowe rozkazy, nawoływania różnych imion. Dziewczyna słysząc głos swego ojca wypowiadający klątwy powiódł ją wprost do Wielkiej Sali. Widziała wiele twarzy jednak nie mogła dostrzec tej jednej. Najbardziej ukochanej należacej do jedynej osoby ważnej w jej życiu. Nagle powietrze przeszył jeden dziewczęcy krzyk. Wrzask który nastąpił po pierwszym krzyku przepełniony był wściekłością, przerażeniem i bólem. Męski głos należący do tego, którego uważanego za nieznającego znaczenia słowa miłość:
-Potter! Jak śmiałeś! To moja córka! Nie waż się jej skrzywdzić!
Cała sala zamarła. Tylko echem niósł się głos Pottera mówiącego z taką drwiną, spokojem, pewnością siebie. Elena przepychała się przez tłum a jej serce wypełniło się przerażeniem i niewiadomym bólem. Co pewien czas słyszała także Jego głos. Udało jej się dotrzeć do kręgu jaki utworzyli w chwili gdy padły zaklęcia. Widziała odbitą Avadę godzącą w pierś...
-Ojcze! NIE!
Jej krzyk niósł się po sali, gdy Czarny Pan osuwał się na posadzkę trafiony w pierś własnym zaklęciem. Jego już niewidzące martwe oczy, zwrócone były w stronę dziewczyny stojącej naprzeciwko Eleny. Po policzkach tamtej płynęły obficie łzy. Klęczała ze związanymi na plecach dłońmi trzymana przez pewnego bruneta i brunetkę. Twarz klęczącej zakrywały krucze włosy sięgające jej łopatek. W chwili gdy postaci trzymające dziewczynę uniosły głowy, Elena zobaczyła swego chrzestnego oraz jego żonę patrzących z delikatnym uśmiechem na umeirającego Voldemorta. Młoda Riddle zaczęła się wycofywać z przerażeniem wymalowanym na twarzy. W tym momencie klęcząca uniosła twarz tak że ich oczy się spotkały. Na Elenę spoglądały przepełnione bólem i grozą... Jej własne czerwone tęćzówki. W tej samej chwili ciało Czarnego Pana całkowicie osunęło się na ziemię. Niewidzące już niczego oczy machinalnie zwróciły się na cofającą się Elenę. Oczy koloru szmaragdu..."
-NIE!!!!!
Elena zerwała się do siadu. Leżała w swoim dormitorium w łóżku. Zaciskając dłonie na włosach próbowała opanować drżenie całego ciała. na jej skronie wystąpił zimhy pot a po policzkach popłynęły słone łzy. Zwykle alabastrowa skóra teraz stała się nienaturalnie blada. Oczy jakby niczego nie widzące patrzyły w pościel w niemym przerażeniu. Ciałem dziewczyny wzruszył cichy szloch. Bo Elena wiedziała... Zdawała sobie sprawę, że to nie był tylko sen...
-Ale... Ale to się nie może tak skończyć... Poprostu nie może...
Przerażona własną wizją sięgnęła do szafki nocnej i wyjęła małą fiolkę z eliksirem nasennym. Łykając kilka kropel położyła się spowrotem. Powoli zasnęła ponownie. Już więcej sen się nie powtórzył...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz