Czujnie nasłuchiwała każdego jego kroku, podczas gdy jej
wzrok dokładnie obserwował każdy, choćby najlżejszy krok w jego wykonaniu. W
tym momencie, gdyby ktoś na nią spojrzał, zapewne jej wzrok by zabił tego
tajemniczego „ktosia” na miejscu, niczym spojrzenie bazyliszka. Machinalnie unosiła do ust widelec z sałatką, którą nałożyła sobie na
talerz chociaż zbytnio nie zwracała uwagi na to co je. Zapewne by dalej jadła w taki sposób, gdyby przy stole
nauczycielskim dodatkowo nie zjawiła się ONA. Na jej widok w młodej dziewczynie
zawrzała krew, podczas gdy ona sama wstając od stołu odsunęła od siebie talerz
i odwracając się na pięcie, ruszyła w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Nie
zwróciła uwagi na zdziwione spojrzenia członków jej domu, czy też na męski głos, który odezwał się w jej głowie
prosząc o chwilę rozmowy. Po chwili już była w lochach…
***
Minęły prawie 3 dni, odkąd Elena wróciła do Hogwartu z Little Hangleton po tym jak została
zaatakowana przez Dracona Malfoya. Nic nie wskazywało na to, że cokolwiek się
zmieniło pomiędzy tą dwójką i nawet tajemnicza rozmowa w Wigilię oraz pocałunek
w ciemności, a wraz z nim prośba jaką dziewczyna złożyła blondynowi, nic nie
zmieniła w jej stosunku do tego napuszonego- zdaniem wielu osób- młodego panicza. Jednak to nie on
zaprzątał umysł Śmierciożerczyni. Gdyby miała myśleć o kimś równie nieistotnym co Draco Malfoy,
już dawno by uznała, że zdecydowanie ma za dużo czasu… Nie, jej myśli krążyły wokół innej osoby…
Wokół postaci wysokiego bruneta ubranego w szaty , które sprawialy iż wielu
uczniom przypominał on wyrośniętego nietoperza. Obok niego, przyklejona do jego
ramienia kobieta o jasnobrązowych włosach, ubrana w popielatą szatę
profesorską. Severus i Saphira Snape.
Małżeństwo posiadające małą córeczkę, którą obecnie zostawili pod opieką matki
Saphiry, by mogli powrócić do Hogwartu.
-Na polecenie mojego ojca…
Wyszeptała z wściekłością Elena, mieląc jednocześnie w
ustach przekleństwo. Nie mogła uwierzyć w to, że jednak jest zmuszona ponownie
go oglądać, chociaż zagroziła mu śmiercią jeśli kiedykolwiek stanie na jej
drodze. Z drugiej strony, nie mogła mieć pretensji do swojego taty, któremu
przecież nic nie powiedziała odnośnie zdrady Mistrza Eliksirów oraz jego
małżonki, co oznaczało, że ci muszą tutaj zostać, bo taki jest rozkaz Czarnego
Pana. Na samą myśl w dziewczynie zaczęła się burzyć krew, przez co trudniej
było jej zachować spokój. Najchętniej by poszła teraz do gabinetu swojego ojca
chrzestnego i pozbyła się go raz na zawsze. Zamiast tego obecnie leżała na
łóżku w swoim dormitorium, z przymkniętymi powiekami i powtarzała w myślach
formułki zaklęć, które odnalazła w jednej z ksiąg zakazanych, gdy poprzedniej
nocy się tam zakradła. Jak zawsze podczas nocnych wypadów, tak i tym razem
towarzyszyła jej Pani Norris oczekując odrobiny pieszczot w postaci drapania za
uchem oraz pogłaskania po grzbiecie. Mając po swojej stronie tą wyliniałą
kotkę, nie musiała się obawiać wpadnięcia w kłopoty, a dzięki temu nie
potrzebne jej były przedmioty typu peleryny niewidki Pottera. Jednocześnie
podobnie jak Dumbledore, tak i ona gdy chciała potrafiła stać się niewidzialną
bez używania przedmiotów. Wielu osobom mogło się wydać, że jest zbytnio dobra w
magii i zapewne mieliby rację, jednak
trzeba spojrzeć w tym miejscu na jedną, zasadniczą kwestię- podczas gdy inne
dzieci bawiły się, dokazywały, zajadały
się słodyczami oraz cieszyły z zabawek, Elena się uczyła… Od najmłodszych lat
otoczona przez czarną magię, która stopniowo przesycała jej umysł oraz ciało i
sprawiała, że brunetka była wręcz przyzwyczajona do rzucania zaklęć bez
różdżki. Czym było dla niej użycie zaklęć z drugiego roku nauki w Hogwarcie,
gdy przed przybyciem do zamku nauczyła się rzucać zaklęcia niewybaczalne…
Dlatego też obecnie nie miała najmniejszych problemów z nauką i mogła poza
szkolnymi obowiązkami, spokojnie uczyć się nowych klątw, czy też w tajemnicy
przygotowywać nowe wywary i trucizny, którymi zapełnione miała dwie szafki… W końcu o to chodziło, by sprawić że Śmierciożercy
całkowicie uniezależnią się od Snape’a, którego wtedy będzie mogła po cichu
wyeliminować, a wraz z nim jego żonę oraz córkę. Gdyby tylko mogła…
-Słucham.
Elena odruchowo podniosła się na łóżku słysząc pukanie do
drzwi, jednak widok osoby za nimi stojącej sprawił, że ponownie ułożyła się w
pozycji leżącej i wzdychając cicho, powiedziała spokojnym, wręcz wypranym z
emocji głosem.
-Czego chcesz Draco?
Mówiąc to, dziewczyna obróciła głowę tak że spojrzała wprost
na stojącego w drzwiach blondyna. Oczywiście nie rozmyślała o nim, jednak to
nie broniło jej rozmawiać normalnie z tym chłopakiem, kiedy akurat byli sam na
sam. Nie bez powodu uczyniła go swoją bronią, światłem. Przez ten jeden gest
Draco Malfoy stał się jej najbardziej oddanym Ślizgonem o czym już zdążyła się
kilkakrotnie przekonać. Tym razem jednak mina Dracona wskazywała, że na pewno
nie ma dla niej miłych wieści.
-Eleno, jest taka sprawa.
-Sprawa? Co masz na myśli?
-Yy… No…
-Draco, nie denerwuj mnie. Mów o co ci chodzi, albo przestań
zawracać mi głowę.
Po tych słowach dziewczyna spokojnie uniosła się do siadu,
jednak kolejne słowa Dracona sprawiły, że natychmiastowo poderwała się na równe
nogi szybkim krokiem podchodząc do niego.
-Powtórz co powiedziałeś.
W jej głosie pobrzmiewała w tym momencie stanowczość, której
po prostu nie dało się odmówić.
-Profesor Snape wzywa
cię do swojego gabinetu, jak najszybciej…
-Więc jednak dobrze usłyszałam.
Elena wymruczała cicho do siebie mocno niezadowolonym
głosem, po czym podchodząc na nowo do stolika nocnego, wzięła z niego różdżkę,
chowając ją do czarnego kozaczka, który po chwili wylądował na jej stopie. Mimo
wszystko w szkolnych lochach było zimno, dlatego każdy Ślizgon był zaopatrzony
na ciepłe ubrania. Po raz ostatni poprawiła zielony, kaszmirowy golf, po czym
podchodząc do Dracona, powiedziała spokojnym głosem.
-Słyszałam, że grupa składająca się z członków innych domów
ostatnio zaczepiała naszych pierwszorocznych. Sprawdź to dyskretnie i jeśli coś
się będzie dziać daj mi znać. Będę miała otwarty umysł na wszelkie informacje
od ciebie.
Gdy tylko chłopak potwierdził skinieniem głowy, że się tym
zajmie, Elena już nie zwracając na niego uwagi opuściła swoje dormitorium, by
potem przejść szybkim krokiem przez pokój wspólny i przez dziurę w ścianie
wydostać się do lochów.
-Snape mógł narzucić na swój gabinet zaklęcia, żeby nikt z
zewnątrz nie mógł użyć legilimencji na kimś w środku… W takim razie…
Wyjmując szybkim ruchem różdżkę, dziewczyna wyszeptała
odpowiednie zaklęcie, przez co z różdżki wysunęła się czarna żmija, zwijając
się w kłębek przy drzwiach. Ona natomiast przekazała krótką wiadomość Draconowi
do myśli, co ma zrobić w razie gdyby jednak coś znalazł, po czym skierowała
swoje kroki do gabinetu Severusa. Idąc tam, Elena nie mogła wręcz uwolnić się od
wspomnień kiedy to z ogromną chęcią przychodziła do tego samego pomieszczenia
żeby porozmawiać ze swoim ojcem chrzestnym, albo po prostu z nim pobyć. On był
jej wtedy najbliższy i zrobiłaby w tym czasie wszystko, żeby ich więź nie
została zerwana. Teraz to się zmieniło wręcz diametralnie, jako że sama wręcz
marzyła o tym, by pewnego dnia wysadzić w powietrze ten gabinet z Severusem
oraz Saphirą w środku.
-Zbyt dużo krwi już mi napsuli.
Wyszeptała do siebie, stając przed tak dobrze znanymi jej
drzwiami, w które delikatnie zapukała czekając na pozwolenie, a gdy je uzyskała
od razu pociągnęła za klamkę dzięki czemu jej oczom ukazał się gabinet
profesorski, tak jak go zapamiętała. Chociaż obecnie, mimo tego że nic się nie
zmieniło, pomieszczenie wydało jej się nagle jakoś bardziej przytulne dla
Severusa oraz bardziej nieprzystępne- dla niej. W końcu teraz już nie mogła od
tak przyjść tutaj, teraz to miejsce było terenem jej wroga.
-Eleno, usiądź proszę.
Na ten głos dziewczyna podniosła wzrok wprost na siedzącego
za biurkiem Snape’a oraz stojącą za nim z dłońmi na oparciu jego fotela-
Saphirę. Brunetka na te słowa jedynie skinęła głową zamykając drzwi i siadając
we wskazanym jej miejscu.
-Pan profesor mnie wzywał.
Mówiąc to dziewczyna bez jakiegokolwiek lęku spojrzała w te
przepastnie czarne oczy, które obecnie były dla niej samej obce i zimne, tak
inne od tych które znała z dzieciństwa. Jednak tamte czasy odeszła i Elena
doskonale sobie zdawała z tego sprawę.
-Tak, mamy do ciebie sprawę.
-Czy ta sprawa dotyczy lekcji albo moich ocen?
-Nie, nie tego, ale…
-Czy ma jakiś związek z kłopotami, czy sprawiam jakieś
problemy albo inni profesorowie się na mnie skarżyli?
-Nie, oczywiście że nie, jednak…
-Czyli jest to powiązane ze Slytherinem, tak? Jako
przywódczyni tego Domu mam jakichś Ślizgonów pouczyć… Rozumiem, niech tylko pan
profesor poda mi ich nazwiska to…
-Nie chodzi o nic związanego ze szkołą, a o twoje życie poza
Hogwartem i to co robisz!
Na słowa Severusa oraz fakt, że mężczyzna podniósł głos
brunetka w ogóle nie zareagowała. Jedynie jej wzrok stał się jeszcze bardziej
chłodny, podczas gdy ona sama, powiedziała spokojnym głosem.
-Pana profesora nie powinno
interesować moje życie prywatne. Jakby to się wydało, ktoś mógłby
pomyśleć, że pan mnie faworyzuje.
-Eleno skończmy te gierki. Wiesz doskonale o co mi chodzi.
-Myli się pan. Nie mam pojęcia. Jest pan moim nauczycielem i
opiekunem mojego Domu. Jednak na tym się nasze relacje kończą i nie wykraczają
one poza granice profesor-uczeń. Więc jeśli nie ma pan do mnie sprawy związanej
z tym tematem, to pozwoli pan że już sobie pójdę. W tym roku mam SUM-y do
których chciałabym się dobrze przygotować.
Po czym wstając dziewczyna ruszyła do drzwi, jednak nim
wykonała więcej niż 3 kroki, usłyszała za sobą głos swojego chrzestnego.
-Zmieniłaś się. Gdzie jest ta Elena, która próbowała
dochodzić swoich racji wykłócając się ze mną i krzycząc?
Na te słowa, młoda Riddle’ówna, spojrzała na mężczyznę przez
ramię mówiąc spokojnym, wręcz lodowatym tonem.
-Ta dziewczyna dorosła.
-Masz dopiero 15 lat.
-I w ciągu 15 lat mojego życia przeżyłam więcej niż
większość czarodziejów nie doświadcza przez całą swoją egzystencję. Jednak moje
życie nie jest pana sprawą i dlatego prosiłabym, żeby pan…
Jednak nim dziewczyna dokończyła, na jej dłoni znikąd
pojawiła się bransoletka w kształcie węża, która przemówiła głosem Dracona,
informując ją gdzie powinna się teraz znaleźć, po czym zniknęła.
-Przepraszam pana, ale mam ważniejsze sprawy na głowie niż
tłumaczenie panu, gdzie istnieje granica profesor-uczeń.
-A ty gdzie się wybierasz?
Na jego pytanie, Elena odpowiedziała już przy drzwiach,
nawet na niego nie patrząc.
-Idę robić coś, co naprawdę ma znaczenie.
Po tych słowach brunetka wyszła, zamykając za sobą drzwi i
ruszyła szybkim krokiem w kierunku
wyjścia z zamku, by po tym puścić się niemalże biegiem w miejsce
wskazane przez Malfoya. Nie myślała teraz nad rozmową z Snape’m, nawet nie
zwróciła uwagi na fakt, że Saphira w tej rozmowie nie odezwała się ani razu.
-Mam ważniejsze sprawy…
Wyszeptała w duchu, po czym widząc co się dzieje tuż przy
Zakazanym Lesie, niewiele myśląc wyjęła różdżkę i wykonując nią szybki ruch,
posłała zieloną smugę energii w przestrzeń pomiędzy pierwszorocznymi, a bandą siódmo rocznych z
innych domów, na co śnieg tam leżący natychmiast poderwal się w górę tworząc
tornado, które następnie przekształciło się w śnieżnego węża, który zaczął
wypluwać niczym jad, śnieżki prosto w siódmo rocznych. Ona natomiast dobiegła
tam akurat, żeby stanąć przed pierwszorocznymi i jednocześnie za wężem. Widząc,
że tamtym udało się zniwelować jej zaklęcie, zmierzyła wojowniczym wzrokiem
tamtejszych chłopaków, a dostrzegając tam głównych prowokatorów, wręcz zmrużyła
z wściekłości ślepia.
-Weasleyowie…
-Co tam Morino? Planujesz bronić tych małe, oślizgłe
płazy? Sama nie dasz nam rady…
-Tak się składa Weasley, że węże są gadami. Ale masz rację. Nie pozwolę byście dręczyli
członków mojego domu. Co oni wam zawinili?
-A musieli coś zrobić? Wystarczy, że są… To plugawe dzieci
Śmierciożerców, powinni wiedzieć, że płaci się za grzechy…
-Swoich rodziców? Zaczynacie się bawić w sługusów Czarnego
Pana?
-Jak śmiesz…
-A śmiem… Bo to Czarny Pan ma w zwyczaju karać kogoś za to, gdzie
się urodził. Poza tym ta grupka to dzieci z rodzin, gdzie nie było ani jednego
Śmierciożercy. Raczcie sprawdzać dokładniej nim kogoś bezpodstawnie oskarżycie…
Po czym nim ci zdążyli cokolwiek powiedzieć, dziewczyna
machnęła różdżką, przez co nagle śnieg
tuż pod nogami jej przeciwników
zaczął się ruszać, a w następnej chwili,
ten przybrał postać bałwanów, które podobnie jak wcześniej wąż, zaczęły okładać
ich śniegiem, tyle że obecny twór brunetki zaczął gonić siódmo rocznych,
zmuszając ich do odwrotu. Na ten widok Elena zaśmiała się cicho, po czym
odwracając się przodem do członków swojego domu, chciała coś powiedzieć, jednak
jej słowa na widok grupy chłopców wraz z jedną dziewczynką, drżących z zimna,
nie ważne jakie by te slowa nie były, natychmiast zostały zastąpione przez krótkie rozporządzenie.
-Do szkoły, już.
Upewniając się, że grupa idzie tam gdzie powinna, Ślizgonka
złapała w Wielkiej Sali jednego z mijanych członków Domu Węża, wysyłając go
po parę kubków gorącej czekolady.
Zabierając grupę do pokoju wspólnego, poczekała aż ci pozdejmują pomoczone
kurtki i przemoknięte kozaki i wciągając w to jeszcze kilka innych dziewczyn,
zajęła się osuszaniem za pomocą magii ich ubrań i włosów, natartych śniegiem.
Dopiero po chwili odsuwając się od grupki, podeszła do bandy siódmo roczniaków
siedzących przy kominku.
-Moglibyście przenieść się gdzie indziej? W przeciwnym razie wszystkie nasze koty
wylądują w Skrzydle Szpitalnym. A chyba każde z nas wie, że Madame Pomfrey
najchętniej każdą chorobę leczyłaby syropem pieprzowym.
-Nie ma sprawy… Daj im jeszcze to.
Po czym jednym machnięciem różdżek, przyzwano dla
najmłodszych co cieplejsze koce ze swoich domitoriów, tak że gdy chwilę później
dotarły kubki z parującym kakaem, Pierwszoroczni już siedzieli rozgrzewając się
przy kominku, owinięcie kocami i z naczyniami w dłoniach. Po jakimś czasie w
pokoju wspólnym zapanowała zwyczajna atmosfera i dopiero gdy Elena podeszła do
grupki przy kominku po upływie kwadransa
od momentu gdy tam usiedli, jako pierwsza do nich zagadała.
-I jak? Jest wam już cieplej.
-Aha… Dziękujemy…
-Powinniście raczej podziękować chłopakom, którzy odeszli
wam od kominka…
-Ale my nie za to…
Na słowa grupki, w oczach Eleny pojawiło się niemałe zdziwienie.
W końcu sama nie widziała powodu dla którego
mieliby jej dziękować.
-Więc za co?
-Za pomoc z tymi z innych domów.
-Uwzięli się na nas, chociaż praktycznie nie wiemy dlaczego.
-Nic im nie zrobiliśmy, nawet ich nie znamy, więc dlaczego…
-Ponieważ jesteście Ślizgonami…
-Jak to?
Od razu wszystkie oczy zwróciły się na brunetkę, która
usiadła na oparciu jednego z foteli i zapatrzyła się w ogień. Przez dłuższy czas analizując w myślach co
powinna im powiedzieć.
-Widzicie… Czarny Pan pragnie oczyścić świat z czarodziejów,
którzy nie są czystej krwi. O tym wie każdy, podobnie jak o tym, że jeśli ktoś
zechce się do niego dobrowolnie przyłączyć, to Czarny Pan w pewnym sensie
roztoczy nad nim ochronę, nawet jeśli ta
osoba nie będzie czystej krwi. Za to mało kto mówi na głos o innej grupie
czarodziejów…
-Czyli, o jakiej?
Elena spojrzał na szarookiego chłopca z włosami trochę
podpadającymi pod rudy, jednak znacznie ciemniejszymi i zadbanymi.
-Jest To coś w rodzaju organizacji złożonej z czarodziejów,
którzy pamiętają to co zrobili Śmierciożercy ponad 15 lat temu. W tej grupie
znajdują się ci, których rodziny ucierpiały albo po prostu ci, którzy
nienawidzą Śmierciożerców, jednak ze względu na fakt, że poplecznicy Czarnego
Pana zniknęli, oni postanowili się mścić na prawdopodobnych poplecznikach.
Uważają, że my jako Ślizgoni na pewno jesteśmy spokrewnieni ze Śmierciożercami,
więc należy nas prześladować za „grzechy naszych ojców”. Nikt nigdy się nie
zastanawiał nad tym jak wyglądało życie rodzin po zniknięciu Czarnego Pana,
kiedy to Śmierciożercy z tych rodzin zostali złapani i osadzeni w Azkabanie.
Dla nich liczy się wymierzanie tej niby-sprawiedliwości. Nieważne, czy jest ona
prawdziwa, czy udawana. Dlatego nasz dom
trzyma się bardziej w grupie niż inne domy, które się wzajemnie ze sobą
przyjaźnią. My pochodzimy z rodzin o wielowiekowych tradycjach, z rodzin gdzie
czarną magię nie traktowano jak zło. Bo czarna magia nie jest zła, jest po
prostu bardzo potężną dziedziną magii. I do niej istnieją ludzie którzy
potrafią i nie potrafią tego zrozumieć. A tego, czego ktoś nie potrafi
zrozumieć, tego zaczyna się bać. Tak jest i z mugolami i z czarodziejami.
-To jest bardzo niesprawiedliwe.
-Masz rację.
Elena spojrzała na otaczających ją pierwszorocznych, po czym
skierowała wzrok na ogień.
-Zgadza się, to jest niesprawiedliwe. I właśnie dlatego tak
wielu czarodziejów czystej krwi opowiedziałoby się za Czarnym Panem. By chronić
swoje rodziny przed prześladowaniami. Ponieważ o ile Czarny Pan pokazuje wprost
do czego zmierza, o tyle ta druga organizacja działa z ukrycia, jak szczury…
Po tych słowach w grupie przy kominku zapanowała chwila
dłuższego milczenia, nim jeden z chłopców nie odezwał się cicho.
-Jeśli Czarny Pan powróci… Stanę po jego stronie. I ja i
moja rodzina. Wtedy tego nie zrobiliśmy, ale teraz będzie inaczej…
-U mnie tak samo.
-Ja też przekonam rodziców.
-Potrzebujemy opieki, przecież mamy prawo żyć bez strachu.
Elena słuchała jak pierwszoroczni zagłębiają się w tej
rozmowie, podczas gdy ona sama skierowała wzrok na ogień i skupiła się na
skaczących płomieniach. Wiedziała, że w tym momencie pozyskała kilkanaście
nowych popleczników dla swojego ojca, jednakże nie tylko to go cieszyło. Nie
okłamała tej grupki i teraz chodziło także o to, by inne rodziny czysto krwiste
dowiedziały się o prześladowaniach jakie mają miejsce nie tylko w szkole, ale i
w pracy i poza nimi.
„Tylko mój ojciec może zapewnić spokój i ład w świecie
czarodziejów. I tak się stanie… Zwyciężymy i nic nie będzie w stanie nas
powstrzymać. To my jesteśmy przyszłością
tego świata…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz