piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 35- Pojedynek

-Ja mam już tego dosyć!
Głos młodego Malofya rozniósł się po całym Little Hangleton zbudzając do lotu ptaki i sprawiając, że kilkadziesiąt psów zaczęło wściekle ujadać. Blondyn wraz ze swoją dziewczyną właśnie wracał z mugolskiego sklepu obładowany różnego rodzaju pakunkami. Dwa tygodnie... Już ponad 14 dni usługiwał córce Czarnego Pana jak jakiś domowy skrzat. Na polecenie Voldemorta Draco musiał wykonać wszystko co zleciła mu Elena. Teraz niosąc jakieś materiały, biżuterię, ubrania i podobne temu rzeczy czuł że zaraz nie wytrzyma. W jego głowie nie miesciło się stwierdzenie, jak mógł tak nisko upaść by komuś usługiwać. I wiedział, że już dłużej tego nie wytrzyma. Nic nie dawały mu słowa pocieszenia jakie codziennie słyszał od Pansy. Bo cóż ona mogła o tym wiedzieć.... Dlatego w chwili gdy Draco przekroczył próg domu Czarnego Pana z wściekłością rzucił wszystkie paczki na podłogę. Hałas jaki narobił prawie natychmiast przywołał Elenę, która chwilę później już stała na szczycie schodów. Ubrana w zieloną szatę, z włosami spiętymi z tyłu w warkocz zmierzyła Dracona obojętnym wzrokiem, a z jej ust padło zaledwie kilka słów:
-Posprzątaj to.
-NIE MA MOWY!- Głos Dracona rozbrzemiawł w całym domu odbijając się od starych murów i wracając ze zdwojoną siłą- JESTEM ARYSTOKRATĄ! NIE TWOIM SŁUŻĄCYM. SAMA SOBIE TO POSPRZĄTAJ I WYKONUJ TE IDIOTYCZNE ROZKAZY! JEŚLI USŁYSZĘ JESZCZE JEDEN ROZKAZ Z TWOICH UST TO PRZYSIĘGAM ŻE CIĘ ZAMORDUJĘ! ZROZUMIA...
W tym momencie obok Eleny na szczycie schodów stanął jej ojciec oraz Pan Malfoy. Lucjusz patrząc na swego syna ze strachem co chwila przenosił wzrok na Czarnego Pana. Sam Voldemort miał w oczach ten niebezpieczny błysk, który zawsze przyprawiał Lucjusza o ciarki. Jednak zanim Czarny Pan wykonał jakikolwiek ruch usłyszał głos swojej córki:
-Ojcze... Malfoy ma rację.
Wszystkich oczy zwróciły się na nią a ona cały czas się uśmiechając kontynuowała swoją wypowiedź jednocześnie schodząc po schodach:
-No tak... Nie powinien mi od tak usługiwać.  Dlatego podjęłam decyzję...- stając koło  Dracona położyła mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się- że już nigdy nie będziesz tego robić...
Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni nie wiedząc co powiedzieć. jako pierwszy głos odzyskał Draco:
-N... Naprawdę?
-Pewnie że tak. Stawiam tylko jeden warunek. 
-Jaki?
W oczach Eleny pojawił się tajemniczy błysk a ona uśmiechając się podobnie jak jej ojciec powiedziała:
-Pojedynek czarnoksiężników. Jeśli nie chcesz już nigdy więcej mi usługiwać musisz mnie pokonać w pojedynku. Tylko różdżki, bez zaklęć niewybaczalnych. Walczymy do czasu aż jedno z nas się podda. Za godzinę za domem. Przyjmujersz wyzwanie Malfoy? Czy wymiękasz?
Draco patrzył na Elenę zaskoczony. Wyglądało jakby ją widział pierwszy raz w życiu. Dopiero po chwili dotarło do niego znaczenie słów brunetki. W tym samym momencie na jego twarzy pojawił się uśmiech a on sam powiedział swoim pewnym siebie jadowitym głosem:
-Oczywiście że przyjmuję wyzwanie. I napewno wygram.
Oboje uścisnęli sobie dłonie i rozeszli się by przygotować się do wygranej. Godzinę później za willą Czarnego bPana powstała bariera w której można było spokojnie czarować. Naokoło bariery zebrali się wszyscy Śmierciożercy oraz Czarny pan.  Wszyscy bez względu na wiek chcieli zobaczyc ta walkę która miała się odbyć pomiędzy młodym Malfoyem a córką Czarnego Pana.O dokładnie wyznaczonej godzinie w dwóch końcach bariery pojawiły się dwie postacie w ciemnych płaszczach. Obie miały maski Śmierciożerców i różdżki w dłoniach. W chwili gdy Voldemort dał znak pojedynek się rozpoczął. Z obu stron poleciały  zaklęcia i klątwy wypowiadane w myślach przez obie postacie. Jednocześnie unikając ataków z różdżek obojga wypływały co chwila strumienie energii. Każdy obserwował pojedynek z zapartym tchem, gdyż wyglądało, że oboje z młodych czarodziejów są tak samo silni. Ich umiejętności wykraczały daleko poza umiejętności ich rówieśników. Zarówno Draco jak i Elena byli zdeterminowani i gotowi zrobić wszystko by wygrać. szczególnie Malfoy, ponieważ wiedział jak wiele od tego zależy. Dlatego stosując się do ustalonych zasad wykonywał wszystko czego kiedykolwiek się nauczył. Jednoczesnie z drugiej strony Elena także go nie oszczędzała. Dzieki temu pojedynkowi mogła odpłacić się za wszystko co zrobił jej Draco. jak bardzo ją skrzywdził. Był pierwszym chłopakiem którego pokochała, jednak obecnie ta milość paliła ją w serce i napełniała ją mocą, która miała Dracona zniszczyć. W każdym ruchu widać było jak bardzo im zależy na wygranej. Wszyscy całkowicie się w tym upewnili w momencie, gdy nagle z jednej różdżki wystrzelił trumień czerwonej energi i uderzył w pierś przeciwnika. W tej samej chwili z gardła osoby, która  została trafiona  wydobył się pełen bólu dziewczęcy krzyk. Postać padła na kolana a z jej głowy zsunął się kaptur. Przezwyciężając ból Elena zerwała się z ziemi zrywając maskę z twarzy i mierząc malfoya miażdżącym spojrzeniem:
-Mielismy nie używać zaklęć niewybaczalnych. Czyli Cruciatusa także...
Draco zdjął maskę i kaptur uśmiechając się drwiąco:
-Z tego co mi wiadomo czarnoksiężnicy nigdy nie wyznawali zasad pojedynku. A ty zaraz przegrasz...
-Niby czemu tak sądzisz?
-Pomyślmy... Gdzie jest twoja różdżka?
Dopiero w tym momencie do Eleny dotarło że w jej dłoni już nie ma różdżki. W tym momencie lezała ona kilkanaście metrów od niej, gdzie wylądowała w chwili gdy Draco ugodził brunetkę Cruciatusem. Dziewczyna padając na ziemię wyrzuciała ją z dloni i teraz, jak sądził Draco- była całkowicie bezsilna. Na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech. W tym samym momencie gdy Elena wykonała krok by podejść i złapać swoja różdżkę Draco wykonał szybki krok w jej stronę i wystrzelił z różdżki zaklęcie, które w locie przekształciło się w ogień. Dziewczyna spojrzała na to a w jej oczach na ułamek sekundy pojawił się strach, który jednak prawie natychmiast zniknął. Draco pewien swojej wygranej patrzył na Elenę zadowolony, gdy nagle na jego twarzy uśmiech zamarł, podobnie jak na twarzach prawie wszystkich obecnych przy tej walce. Stało się to z jednego zasadniczego powodu. Dziewczyna wystawiła przed siebie dłoń i cały ogień skumulował się na niej tworząc niewielkich rozmiarów kulę, po czym jednym ruchem zgasiła ją. Brunetka uśmiechnęła się a jej oczy zajaśniły. patrząc na Dracona cicho się zaśmiała:
-Zapamiętaj jedno... Nie potrzebuję różdżki by cię pokonać. Czarna magia wypełnia moje ciało- mamrocząc zaklęcie odrzuciła na kilkadziesiąt metrów Malfoya, tak jak przed kilkoma tygodniami Czarny pan zrobił z Narcyzą- Nie jesteś w stanie mnie pokonać. Choć muszę przyznać że twoje umiejętnośc isą dosyc wysokie...
na jej rozlożonej dłoni pojawiła się kula zielonego ognia. Dziewczyna dmuchnęła na nią i wq tym momencie kula przekształciła się w olbrzymią ognistą kobrę z lśniącymi ślepiami. Wąż wielkości kilkunastu metrów zaczął sunąć w stronę Dracona sycząc wściekle. Elena patrząc z zadowoleniem na swoje dzieło roześmiała sie w głos. Każdy Śmierciożrca widział w niej teraz młodszą kopię Czarnego Pana, tak samo uwielbiającą mordować i zadawać ból zarówno szlamom jak i czarodziejom czystej krwi. Wystarczyło, że któryś z nich im się sprzeciwił.  W oczach Czarnego Pana natomiast było widać nieukrywaną radość i dumę z tego co własnie miał przed oczami. jego córka... następca tak podobny do niego samego... Wychowany w podobnych warunkach, żyjący by zabijać szlamy, charłaków i zdrajców krwi. Piękno i moc Salazara Slytherina w najczystszej postaci w tym momencie stało przed nim i niszczyło kolejną osobe, która stanęła jej na drodze.
Kobra Eleny z całą mocą uderzyła w Dracona raniąc jego ciało i spalając częśc szaty wraz z różdżką. Jednak to jeszcze nie był koniec. Elena wykonała kolejny ruch dłonią i natychmiast na ciele Dracona zaczęły się pojawiać węże wbijając kły w skórę i wprowadzając do krwioobiegu Dracona jad. Jednocześnie Draco poczuł przeszywajacy ból w chwili gdy na ramieniu pojawilo mu się rozcięcie i do jego ciała wpełzł jeden z węży. Gad jednak nic nie zdąrxzył zrobnic gdyż w tej samej chwili z gardła malfoya wyrwał się krzyk:
-Dosyć! Poddaję się!
Elena uśmiechnęła się i ruchem dłoni cofnęła klątwy. W tym samym momencie bariera została zdjęta i państwo Malfoyowie wraz z kilkoma osobami podbiegli do Dracona i klękając przy nim zaczęli go leczyć. Elena natomiast spokojnym krokiem podeszła i podnosząc swoją różdżkę schowała ją, jednocześnie patrząc na Czarnego Pana, który podszedł do niej uśmiechając się. Kładąc jej dłoń na ramieniu Czarny pan powiedzał z zadowoleniem w głosie:
-Jestem z ciebie dumny córko. Piękny pojedynek. Prawdziwa z ciebie znawczyni czarnej magii. A teraz wracajmy. Oni zajmą sie twym przeciwnikiem.
-Jak sobie życzysz ojcze.
 Elena odwzajemniając uśmiech ruszyła ze swym ojcem do ich wspólnego domu. Żadne z nich nie zrówciło uwagi na zamieszanie jakie wywołało się wokół rannego Dracona. Troska, opieka czy też współczucie nie należało do żadnej z tych dwóch osób. Byli tacy, jaki powinien być każdy Śmierciożerca. Niebo zasnuły czarne chmury. Zbierało się na burzę. Oczy Czarnego Pana i jego córki lśniły niczym oczy pary węży. ich życie było splątane ze sobą nierozerwalnie. Gdy z nieba spadły pierwsze krople oni już byli w domu. W pokoju na piętrze, na końcu korytarza, przy kominku. W pomieszczeniu gdzie naprawdę zaczęła się ich ws[pólna przygoda. Ich życie ojca i córki... Ich plany które wkrótce miały zniszczyć cały świat mugoli i czarodziejów. W tym pokoju i podczas tej burzy podjeli decyzję podarowania Draconowi zadania którego nie mógł wykonać. Zabicie Dumbledore'a wykraczało daleko poza jego mozliwości. Za niespełnienie zadania Elena miała dokończyć tego co rozpoczęła dziś. Całe Little Hangleton pokryło się ciemnością i łzami nieba, a ta dwójka... Dwójka ostatnich potomków Slytherina żyła i planowała to co było nieodwracalne. I co niebawem miało przynieść koniec. Przepowiednia przeznaczenia Eleny zaczęła się spełniać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz