piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 44- Zdrada ma kolor czarny

-Dlatego właśnie nazywa się Gwardia Dumledore'a. Co o tym sądzisz?
-Pomysł doprawdy wspaniały. I rozumiem, ze wpadła na niego twoja przyjaciółka. Zgadza się?
-Tak. Wspólnie z Ronem, po jednej z kolejnych lekcji OPCM. Stwierdzili, że potrzebują prawdziwego nauczyciela i nie wiedzieć czemu... Wybrali mnie.
-Ja się nie dziwię. Posiadając tak szeroką wiedzę na temat czarnej magii nadajesz się na profesora.
-Tak uważasz?
-Harry, ja to wiem.
-Rozumiem... A jak ty się czujesz?
-Jakbym się nie czuła.
-Przeiceż kuracja trwa już tak długo a wcale nie widać poprawy.
-Mówisz tak przyjacielu, jakbym sama tego nie zauważyła.
-Ale dlaczego tak się dzieje? Dlaczego skończyło się jedynie na wyleczeniu rąk?
-Nie mam pojęcia. Widać na resztę przyjdzie czas później.
-Rozumiem. To naprawde niesprawiedliwe. To Malfoy powinien teraz cierpieć, nie ty.
-No cóż... Prędzej czy później los się odwróci.
-Zapewne masz rację. Jak zawsze... Jak ty to robisz?
-Talent....
-Kidyś się dowiem. O rany! Spóźnię się na spotkanie GD. Przepraszam.
-Nie ma sprawy. Miłego treningu. Polecam byś nauczył ich Patronusa.
-To dla nich za trudne. Przynajmniej narazie.
-Uwierz w nich, tak jak ja uwierzyłam w ciebie podczas twojego przesłuchania.
-Ok... Postaram się. Do zobaczenia.
-Taa... Cześć Harry...
Zawiasy lekko skrzypnęły gdy drzwi wróciły na swoje miejsce. Skupiając się dosłyszała oddalające się kroki ukrytego pod peleryną-niewidką piątorocznego Gryfona. Gdy wyszedł w dormitorium zaległa niczym niezmącona cisza. Powoli opadła na poduszki mimowolnie wydając cichy syk. Każdy nerw w jej ciele donośnie krzyczał z bólu. Pomimo upływu czasu rany nie chciały się goić i stopniowo młoda Riddle'ówna poczęła wątpić czy kiedykolwiek będzie mogła normalnie się poruszać. Mijał trzeci tydzień jej kuracji... O ile można to było nazwać kuracją. Organizm dziewczyny odrzucał każdy lek i antidotum przygotowane przez obecnego Mistrza Eliksirów oraz Madame Pomfrey. Dni upływały Elenie na bacznym obserwowaniu kroków wykonywanych przez jej ojca. Dodatkowo stałym gościem w jej dormitorium stał się Potter, który coraz częściej starał się uciec od dręczących go problemów. Ukojenie nerwów i zmazanie wszelkich niepewności zanjdował zawsze w komnacie Eleny. Dziewczyna znała doskonale sytuacje bruneta, ponieważ sama miała podobne problemy. Na każde z nich świat wywierał ogromną presję i oczekiwał że spełnią wyznaczone im zadania. Za sprawą swego ojca znacznie łatwiej było jej znieść ciążący na niej obowiązek. To co robił dla niej Czarny Pan, to samo robiła dla Pottera powoli uzależniając go od siebie. W pewnej chwili doszło do tego, iż Harry nie był w stanie wytrzymać jednego dnia bez choćby kilkuminutowej rozmowy z nią. Tak też było i tego dnia. Pomimo zbliżających się dwoch godzin eliksirów Potter wykradł się z obiadu i ukryty pod peleryną-niewidką przyszedł odwiedzić swoją koleżankę. Rzecz jasna, nie tylko on przychodził do Eleny. Każdego popołudnia w dormitorium Przywódczyni Domu Węża zbierało się po kilku Ślizgonow. Uważali oni za swój obowiązek zapewnić dziewczynie towarzystwo oraz rozrywkę. A w organizowaniu czasu niektórzy siódmoroczniacy mogliby się mierzyć z bliźniakami Weasley. W swym świętym przekonaniu Elena utwierdziła się w dniu, podczas którego w jej dormitorium nagle pojawiła się połowa Miodowego Królestwa. tej soboty dziewczyna z wiadomych przyczyn nie mogła odwiedzić Hogsmeade, dlatego żeby zrobić jej niespodziankę Ślizgoni wydali całe swoje kieszonkowe by zakupić jej tyle słodyczy ile tylko się dało. Jednocześnie sprowadzono jej do komnaty niezwykle rzadkie stworzenie potrafiące przybrać kształt dowolnego zwierzęcia. W dodatku zaqwsze mieszało odgłosy jakie zwierzę powinno wydawać oraz barwy w jakich powinno byc. Dlatego też w jednej chwili było zielonym feniksem by po chwili przemienić się w muczącego zająca w szkocką kratę. Pomimo tych wszystkich przyjemności dziewczyna z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Jej kontakt telepatyczny z ojcem także zaczął słabnąć co dodatkowo zaniepokoiło brunetkę.
-Ona powinna pojechać do domu.
-Nie zgadzam się Albusie. Tutaj ma wszystko czego jej potrzeba.
-Poza bliskością rodziny. Teraz przede wszystkim potrzebuje kontaktu z bliskimi. Odkąd Severusa i Saphiry nie ma w zamku dziewczyna nie ma tutaj nikogo naprawde bliskiego. Ja nie mogę byc cały czas przy niej ponieważ mam także innych uczniów.
-Rozumiem cię mój drogi, jednak nie wiem jak na to zareagują jej matka.
-Rozmawiałem z nią. Wyaraża nie tylko zgodę, lecz sama także nalega by ich córka wróciła na czas kuracji do domu.
-Albusie...
-Prosze przestań Minerwo. Zgadzam się by Elena Morino wróciła na ten czas do domu. Przyda jej się to.
-Dziękuję Albusie...
 
Powoli uchyliła powieki rozglądając się wokoło. Początkowo zdezorientowana, stopniowo poczęła przypominać sobie zdarzenia ostatniego dnia. Wczesnym rankiem na szkolnym dziedzińcu zatrzymało się eleganckie, czarne auto z którego wysiadło dwóch urzędników oraz 3 magomedyków. Jednym z przedstawicieli Ministerstwa Magii był nie kto inny jak sam Korneliusz Knot w towarzystwie Lucjusza Malfoya. Obaj nadzorowali przetransportowanie Eleny do samochodu a później całą jej podróż, prawie że do samego Little Hangleton. Jak Glizdogon jej obiecał kilka dni wcześniej zorganizował jej niezwykle wspaniały prezent na święta. Dzięki swemu niezwykłemu darowi przekonywania nakłonił Dumbledore'a by pozwolił odesłać Elenę do domu, gdzie zajęłaby się nią rodzina. To zrozumiałe dlaczego sam Minister Magii uczestniczył w przewiezieniu młodej Riddle'ówny do jej rodzinnego dworu. Dziewczyna od dawna miała pod swoją władzą Knota, który przez wzgląd na swoją słabość i uległość prawie natychmiast podporządkował się woli dziewczyny. Dzięki tym wszystkim zdarzeniom Elena Riddle obecnie leżała w swej komnacie w dworku na obrzeżach miasteczka Little Hangleton. Za oknem szalała ulewa, uderzając gwałtownie kroplami o szyby w oknie. Słysząc to dziewczyna przymknęła powieki z przyjemnością wsłuchując się w muzykę deszczu. Od czasu samego przybycia do Little Hangleton nie widziała ani razu swego ojca, jednak zapewne było to spowodowane faktem, iż Czarny Pan ostatnimi czasy był niezwykle zajęty. Szykując napaść na Ministerstwo Magii musiał zaplanować wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Nie uchylając powiek dziewczyna cicho wyszeptała:
-Ciekawe co teraz robi?....
-Przyszedł odwiedzić swoją córkę i spytać jak sie czuje...
Gwałtownie otwierając oczy podniosła się spoglądając na drzwi, w których stał nie kto inny jak sam Czarny Pan. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie widząc zdziwienie na twarzy swej córki, po czym ruszył do niej. Siadając na krawędzi łóżka delikatnie przytulił jej kruche ciało do siebie napawając się jej bliskością. Obecność Eleny zawsze działała na niego uspokajająco. Osoby tak podobnej do niego samego jak nikt inny. Sama brunetka także wtuliła się w swego ojca czując jakby cały ból nagle przeszedł. Pomimo tego wspanialego uczucia ból powrócił w chwili gdy ojciec wypuścił ją ze swych ramion. Opadła ciężko na poduszki z cichym sykiem.
-Widzę, że niewiele pomogły lekarstwa od tej kobiety, która uważa się za magomedyka?
-Prawie wcale nie pomogły... Tato nie wiem co się dzieje. Minęło już tyle czasu a ja z łóżka się ruszyć nie mogę. Zabiję Malfoya jak tylko przekroczy próg tego domu.
Słysząc słowa dziewczyny Voldemort delikatnie się uśmiechnął po czym wziął leżące na stoliku nocnym naczynie. Wcześniej Elena nie zauważyła kiedy je tam postawił. Teraz przysuwając miseczkę do ust swej córki wypowiedział jedno, krótkie słowo.
-Pij.
Ledwo poczuła zapach unoszący się od wywaru spojrzała ze zrozumienienm na ojca po czym zaczęła pić przygotowany przezeń eliksir. W tym czasie Voldemort tłumaczył swój tok myślenia.
-Jesteś potomkinią Szlachetnego Slytherina. Dodając do tego twoje umiejętności, jakich nie ma żaden inny czarodziej... Wniosek jest oczywisty moja córko. na ciebie nie działają zwykłe lekarstwa... Działa natomiast to co i mnie pomogło. Nagini użyczyła nam ponownie swojego jadu, a ja przygotowałem dla ciebie z niego eliksir. Nikomu innemu nie pozwoliłbym się do tego zbliżyć. W tym świecie, my dwoje możemy ufać naprawdę małej liczbie osób. Jednym z tych wyjątków jest Severus. Ma on nas za kilka dni odwiedzić.
Gdy dziewczyna skończyła pić odstawił naczynie na miejsce i uśmiechnąwszy sie delikatnie złożył na jej czole delikatny pocałunek. Jednocześnie podniósł coś z ziemii i położył na kołdrze. Po chwili przy piersi Eleny ułożyła się w kłębek Modnight i cicho pomiaukując spojrzała na swoją panią z troską w zielonych oczach.
-Teraz śpij kochanie. Musisz odpocząć i nabrać sił. Midnight będzie cię strzec. Podbnie jak Nagini. Leży pod twoim łóżkiem. I oczywiście ja...
Po raz ostatni obdarzył swoją córkę ciepłym uśmiechem, po czym cicho wyszedł z pokoju. Ledwie drzwi za nim się zamknęły dziewczyna przytuliła twarz do poduszki i oddała sie w ramiona Morfeusza.
 
-No już wyjdź! No pokaż się ty tchórzliwa zmiotko do kurzu! Weź współpracuj... Proszę cię sierściuchu. Wyjdź... Pokaż chociaż to coś co podobno jest ogonem... No proszę cię...
-Draco?...
Blondyn zesztywniał momentalnie podnosząc przerażony wzrok na stojącego za nim mężczyznę. Na jego bladej twarzy natychmiast odmalował się wyraz ulgi, gdy jego oczom ukazał się profesor eliskirów, ubrany jak zawsze w czarną szatę upodobniającą go do wielkiego nietoperza.
-To pan, panie profesorze... Juz bałem się, ze ktoś inny.
-Kogo się spodziewałeś?
-Nieważne.
Odwracając się chłopak ponowił poszukiwania, na co Snape pokręcił głową z powątpiewaniem w oczach,
-Draco... Możesz mi wyjaśnić, czemu własnymi kolanami czyścisz podłogę w salonie Czarnego Pana?
Rzeczywiście słowa bruneta znalazły pokrycie w rzeczywistości. Oto Draco Malfoy- syn Lucjusza oraz Narcyzy Malfoy'ów- przemierzał salon w posiadłości Czarnego Pana na czworaka, nawołując jedynie samemu sobie znane stworzenie. Słysząc pytanie Mistrza Eliksirów blondyn westchnął, po czym zaczął mówić nie przerywając poszukiwań.
-Rozkaz Czarnego Pana. Za to co się stało w Hogwarcie zostałem zniżony do roli psa, albo domowego skrzata. Teraz szukam kota Jego córki.
-Którego?
-Bodajże syjamskiego. A zresztą... Czy to ważne? Ważne jest to, że muszę go znaleść zanim Ona wybierze się na popołudniowy spacer, bo inaczej zostanę potraktowany Cruciatusem.
-Powiedziałeś, że jesteś traktowany jak domowy skrzat? Co jeszcze robisz?
-No więc... Gotuję jej obiady...
-Ty gotujesz?
przed oczami Severusa machinalnie stanął dumny Draco próbujący upichcić coś jadalnego, co by nie uciekało z talerza. Niestety, nawet wyobraźnia Severusa Snape'a, znana z wymyślania uczniom coraz to nowych kar nie była w stanie sprostać takiemu wyzwaniu jakim był gotujący Malfoy...
-Yhm... Co jeszcze?
-Piorę jej ciuchy, sprzątam jej rzeczy, karmię jej koty i robię jej zakupy... Czuję się jak domowy skrzat... Nie dosypiam, nie dojadam... Mam cały dzień podporządkowany pod nią...
-A teraz jeszcze czyścisz swoimi ulubionymi spodniami podłogę, tak?
-Dokładnie Tak... Zaraz, zaraz.. Słucham?
Severus ruszył w stronę schodów słysząc za plecami zawodzenie Malfoya próbującego doczyścisz białe, jedwabne spodnie, które otrzymał od rodziców na początku roku szkolnego. Ledwie Mistrz Eliksirów dotarł do schodów usłyszał z piętra tak miły mu, dziewczęcy głos.
-Witaj wujku.
Unoszac głowę mężczyzna obdarzył uśmiechem swoją nastoletnią chrześniaczkę. Elena uśmiechnąwszy się delikatnie ruszyła w stronę Snape'a. jej delikatne ciało zostało obleczone w czarny, skórzany płaszcz podszyty futerkiem. Na nogach miała ciepłe kozaczki, a na rękach rękawiczki. Podchodzac do swego chrzestnego dziewczyna odezwała się melodyjnym głosem.
-Idę na dwór. Może przejdziesz się ze mną? Mam jeszcze trochę czasu nim wybiorę się do miasta.
-Z wielką chęcią moja droga. Muszę z tobą porozmawiać.
Oboje ruszyli w stronę drzwi i po chwili już znaleźli się w ośnieżonym ogrodzie. Szli spokojnie, w przyjemnej ciszy przesuwając wzrok po drzewach okrytych białym puchem. W pewnym momencie Severus przeniósł wzrok na swoją chrześniaczkę obserwując uważnie każdy jej ruch. Szła swobodnie, jakby uwolniona od wszelkich trosk. W tej chwili nie przypominała córki Czarnego Pana- opanowanej pragnieniami swego ojca. Nie była zimną, pozbawioną uczuć czarownicą lubującą się w czarnej magii. W jej czerownych oczach lśniły iskierki niczym skrzący się na Słońcu śnieg. Na ustach błąkał się delikatny uśmiech, a dłonie jakby samoistnie sięgały po płatki. Z radością patrzyła jak śnieg topi się na jej dłoni. W tym momencie wyglądała jak każda normalna, szczęśliwa nastolatka.
-Eleno...
Dziewczyna przeniosła wzrok na swego chrzestnego obdarzając go pytającym spojrzeniem. Akurat dotarli do rzeki płynącej za posiadłością Czarnego Pana.
-Co się stało wujku?
-Jak się czujesz? Już jest lepiej?
-Tak... Oczywiście, ze tak.
Wychodzac przed siebie dziewczyna spojrzała na płynace po rzece kaczki i łabędzie.
-Mój ojciec bardzo mi pomógł. Robił dla mnie ten sam eliksir wzmacniający, który kiedyś ja mu przygotowywałam. Midnight także mi pomogła podobnie jak Nagini. Od kilku dni czuję się świetnie. Jestem całkowicie zdrowa. Teraz mogę wrócić do pomagania tacie.
Rozkładając ręce Elena spojrzała w Niebo uśmiechając się rozmażona.
-Nasze plany są tak wspaniale dopracowane. Wystarczy jeszcze trochę poczekać i będzie można zaatakować Ministerstwo. A potem, cały świat czarodziejów. Nikt się nam nie sprzeciwi. Nikt nie jest wystarczająco silny. Zniszczymy wszystkich po kolei, a gdy to nastapi mój ojciec i ja...
-Nie uda wam się.
Zaskoczona brunetka przeniosła wzrok z nieba na swojego chrzestnego patrząc na niego wzrokiem, mowiącym o jej niepewności.
-Chyba się przesłyszalam wujku. O czym ty mówisz?
-Nie uda wam się. Przybyłem tu, by cię prosić o pomoc. Namów swojego ojca, żeby zrezygnował z planów zapanowania nad światem czarodziejów. Dumbledore jest zbyt silny i ma Pottera.
-Wujku, o czym ty mówisz? Przecież wiesz jak jesteśmy potężni... Nikt nas nie zatrzyma. A Potter zginie wraz z Dumbledore'm jako pierwsi. Wygramy i pozbędziemy się niegodnych wizji świata Salazara Slytherina.
-Eleno mylisz się. Dumbledore ma wszędzie swoich ludzi. Twój ojciec nie jest wystarczająco silny. Nie wygra...
-U nas nie ma szpegiów. Wszyscy są lojalni wobec Czarnego Pana. Chyba że...
Momentalnie w oczach dziewczyny pojawiło się zrozumienie, a z ust zniknął uśmiech. Jej wargi prawie wogóle się nie poruszyły, gdy wyszeptała:
-...ty jesteś zdrajcą.
-Zgadłaś. Jestem po stronie Dumbledore'a od wielu lat. On jest zbytnio potężny. Nie dacie mu rady. Nie chcę żeby coś ci się stało.
Chciał dotknąć jej policzka, jednak odepchnęła jego rękę. Odsuwając się od niego spojrzała z niezrozumieniem w oczach.
-Elenko...
-Czyli kiedy mnie uczyłeś, wspierałeś, mówiłeś że pomożesz mi odnaleść mojego ojca... Kłamałeś...
-Musiałem. Nie mogłem pozwolić żeby On wrócił.
-Ale dlaczego?
-Bo mam córkę. Nie narażę Laury na utratę rodziców przez jakąś niepoważną, absurdalną wojnę wywołaną przez szalonego psychopatę...
Nim zdążył dokonczyć zdanie, mroczny znak zapiekł go z niewyobrażalną siłą. Padł na ziemię podnosząc wzrok na Elenę i dostrzegając, że to właśnie ona użyła tej diabelskiej sztuczki.
-Eleno...
Z jego gardła wydarł się kolejny wrzask gdy wzmocniła ból na przedramieniu bruneta. Podeszła bliżej niego patrząc mu w oczy zimnym spojrzeniem czerwonych oczu. Już nie przypominała beztroskiej dziewczyny sprzed chwili.
-Nie waż się obrazać mojego ojca. Przez całe moje życie odciągałeś mnie od celu mego istnienia... Twierdzisz bezsensowna wojna... Więc twoja córka także ma żyć w strachu przed mugolami? A co z twoją żoną?
-Saphira stoi po mojej stronie.
- Mogłam się tego spodziewać...
Odwracając się ruszyła w stronę wyjścia z posiadłości. Snape zadowolony z takiego obrotu sprawy, momentalnie zamilkł gdy zobaczył, że Elena zatrzymała się i na niego patrzy.
-Masz tydzień żeby wyjechać z rodziną za granicę. Nie wrócisz stamtąd już nigdy. Jeśli przekroczyć granicę Wielkiej Brytanii albo nie wyjedziesz mój ojciec pozna prawdę, kto był w jego szeregach zdrajcą. A ja osobiście zabiję ciebie, tego mieszańca, którego pojąłeś za żonę oraz twojego bękarta.
Nim Severus zdążył coś powiedzieć, dziewczyna wyrwała różdżkę zza paska i celując nią w rzekę wymamrotała jakąś formułkę. Momentalnie rzeka przybrała kolor czystego szkarłatu, po czym powracając do poprzedniego koloru zamarzla całkowicie, aż do dna.
-Pamiętaj, że nie należy mnie lekceważyć...
Odwracając się Elena ruszyła w stronę wyjścia z posiadłości. Od tej chwili jej oczy pozostały zimne i bez uczuć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz