Minął
miesiąc od zdarzenia na korytarzu. Po szkole rozniosła się wiadomość,
że Dziedzicem Slytherina jest Potter. Po zdarzeniu podczas pierwszego
spotkania klubu pojedynków, uczniowie upewnili się w tym przekonaniu.
Nie tylko Krukoni i Puchoni, ale także Gryfoni zaczęli się go bać. Nie
ma, co się im dziwić. W końcu uczeń atakujący znajomych z własnego domu?
Ślizgoni także nie darzyli go specjalną sympatią, chociaż najczęściej
po prostu go omijali szerszym łukiem. A bliźniacy Weasley’owie? Znaleźli
kolejny powód do żartów, chodząc za Hardym przez korytarz i drąc się
„przejście dla dziedzica Slytherina!”. A Elena?
Ku
zdziwieniu wszystkich Ślizgonów nic z tym nie robiła. Nikt o tym nie
wiedział, jednak Elena miała teraz inne rzeczy do roboty. A mianowicie:
obserwowała Ginny, pilnowałaby bazyliszek miał, co jeść, oraz czasami
rzucała na Ginny zaklęcie Imperiusa, by jej ojciec mógł nad nią lepiej
zawładnąć. Brunetka cały czas żyła nadzieją, że pod koniec tego roku ta
cząstka, która jest w dzienniku odzyska moc i połączy się z jej główną
częścią, przez co jej ojciec odzyska pełnię mocy. Pragnęła tego z całego
serca. Z tego, co robiła nie zwierzała się nikomu, nawet Severusowi i
Saphirze. Czuła, że to jest jej własna misja, o której nikt nie powinien
wiedzieć. To by zagroziło przebiegowi jej planu. Za każdym razem, gdy
schodziła do bazyliszka, spędzała w Komnacie jakieś 3-4 godziny na
badaniu całej komnaty. Interesował ją każdy, najmniejszy zakamarek tego
miejsca. Miejsca, które zbudował sam Slytherin. To miejsce emanowało
czarną magią. Wiedziała o tym.
Piątek
wieczór. 30 Listopad. Na dworze szaleje zamieć, jakiej nie widziano w
tych stronach od setek lat. Od 2 godzin nie wolno przebywać na
korytarzach żadnemu z uczniów. Wszyscy uczniowie są w pokojach wspólnych
swoich domów. Poza jedną osobą. Czarnowłosa dziewczyna w zielonym
golfie i jasnych jeansach siedziała na parapecie, w korytarzu trzeciego
piętra. Nogi miała podkulone i objęte dłońmi. Podbródek opierała na
kolanach, a jej oczy skierowane były w stronę okna. Patrzyła na zamieć
pogrążona we własnych myślach. Od zawsze taka pogoda kojarzyła jej się z
nią samą. Podobnie jak ta śnieżyca, Elena Morino była zimna, okrutna i
nieoszczędzająca nikogo. Czerwonooka miała podobny charakter. Jej celem
było jedynie niszczenie mugoli, szlam, mieszańców i zdrajców własnej
krwi. Zadaniem śnieżycy było niszczenie roślinności, domostw i zabijanie
słabych zwierząt. Czyż to nie
jest podobne? Poza tym Elena nie była kochana tak naprawdę przez kogoś
poza jej ojcem chrzestnym. Miłość była odbierana w jej domu jako oznaka
słabości.
Dziewczynie
nie przeszkadzało to, że wokół jest ciemno. Dla niej zawsze było
ciemno. Nawet kiedy na dworze była cudna pogoda i słońce ogrzewało twarz
dając przyjemne ciepło, dziewczyna nie czuła tego. Nauczyła się nie
czuć, ciepła, miłości i dobroci. Ponieważ nikt poza jej ojcem chrzestnym
tego nie okazywał względem niej.
W
końcu dziewczyna wstała i wolnym krokiem skierowała się w stronę pokoju
wspólnego Slytherinu. Całkowicie zapomniała jaki jutro miał być dzień.
Położyła się, przykryła kołdrą i usypiana przez zamieć za oknem oddała
się w objęcia Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz