czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 57- "To twoja decyzja. I to będzie twoja wina..."



W tej jednej chwili wydawało się jakby cały świat zamarł, jakby każdy na świecie zastygł w bezruchu, a owa niezwykła klątwa pominęła jedynie dwójkę młodych adeptów magii, wpatrując się w siebie nawzajem.
-E…Eleno? Co ty zrobiłaś?
-Spowolniłam czas wokół nas, na tyle mocno, że wszyscy wokoło wydają się zatrzymani w czasie.
-Ale… dlaczego to zrobiłaś?
Słysząc pytanie chłopaka, młoda Riddle’ówna westchnęła cicho, wysuwając przed siebie dłoń.
-Chodź ze mną Harry.
-S… słucham?
-Chodź ze mną… Odejdźmy razem stąd.
-Ale… Ale walka… profesor Dumbledore… I Voldemort.. Możemy to nareszcie zakończyć. On jest już śmiertelny, wystarczy, że…
-Harry…
Brunet pierwszy raz słyszał taki ton głosu u swojej towarzyszki. Głosu przepełnionego jakby irytacją i zniecierpliwieniem. W tym momencie Elena brzmiała jak matka, która upomina swojego syna, zbytnio upierającego się przy nowej zabawce…
-Eleno? Co się dzieje?
Na pytanie chłopaka, Ślizgonka westchnęła cicho, po czym ruszyła do Pottera spokojnym krokiem. Odgłos jej butów niósł się po całej Wielkiej Sali, gdy zbliżała się do Złotego Chłopca, by w końcu ująć jego dłoń w swoją i patrząc mu w oczy powiedzieć.
-Harry, chodźmy… Wracajmy do Domu Założycieli.
-Ale… dlaczego?
-Przecież kochasz Hogwart… A Dom Założycieli został stworzony na podobieństwo Hogwartu, prawda? Będziesz tam szczęśliwy…
Po czym uśmiechnąwszy się czule, Elena przekrzywiła lekko głowę w bok mówiąc z ciepłem i delikatnością w głosie.
-Oboje będziemy tam szczęśliwi, nim nie powstanie nowy świat, który my…
-Eleno, o czym ty mówisz? Przecież jesteśmy o krok od pokonania Voldemorta, a ty…
-Harry… To twoja walka?
Na pytanie młodej Ślizgonki, stojący przed nią chłopak w pierwszej chwili zamarł niepewny co właściwie powinien odpowiedzieć na jej pytanie, ona zaś kontynuowała równie łagodnym głosem, chociaż zabrzmiała w nim już nutka zniecierpliwienia.
-To nie twoja walka… Jeśli chcą walczyć, to niech walczą, niech się nawzajem pozabijają… ale to nie jest nasza walka.. Chodź, wracajmy.
-Nie mogę.
-Słucham?
-Nie mogę. Eleno, tutaj czeka na mnie moje przeznaczenie. Znasz przepowiednię, wiesz że mam pokonać Voldemorta, albo on zabije mnie… Poza tym tutaj toczy się walka… Ty też walcz, nie odwracaj się od tych, którzy w ciebie wierzą…
-Czyli… Czyli odrzucasz moją pomoc?
-Nie… Eleno, ja przecież…
Widząc ów cień, który ukazał się w oczach dziewczyny  Gryfon natychmiast ujął jej dłoń pewniej mówiąc z delikatnym uśmiechem.
-Ja przecież cię potrzebuję… Oboje mamy tutaj zadanie do wykonania, więc wykonajmy je… Spełnijmy nasze przeznaczenie.
-Naprawdę tego pragniesz?
-Tak… Oczywiście… Eleno, bardzo tego pragnę…
Uśmiech zrozumienia, który pojawił się na ustach chłopaka gdy tylko brunetka zadała mu owe pytanie, bardzo szybko zamarł, w momencie gdy w oczach dziewczyny pojawił się chłód, a ona sama odsunęła się od niego zabierając swoje dłonie od jego, po czym cofając się, z każdym krokiem zwiększając tym samym odległość między nimi, sięgnęła dłonią po różdżkę.
-Eleno?
-Zapamiętaj jedno Potter… To ty wybrałeś to rozwiązanie. I to będzie twoja wina.
Po czym stając w odpowiedniej odległości, Riddle’ówna uniosła nad głowę różdżkę jednocześnie szepcząc odpowiednie zaklęcie, przez co z końca trzymanego w jej dłoni przedmiotu, wystrzelił w powietrze strumień potężnej energii i już w następnej chwili Harry ponownie poczuł jakby wrzucono mu do żołądka garść kostek lodu, a w następnej chwili już zaklęcie zostało cofnięte i czas wrócił do normalnego biegu… Jednak Harry nie zwrócił na to uwagi. Cały czas wpatrywał się w stojącą przed nim dziewczynę, nie będąc pewnym co się dzieje.
-Eleno… Dlaczego?
Siląc się na uśmiech, młody czarodziej zaśmiał się nerwowo, przez co zwrócił na siebie uwagę wielu obecnych w Wielkiej Sali, przerywając wszelkie walki. Wydawało się, jakby w tym momencie ponownie ktoś rzucił zaklęcie władzy nad czasem albowiem oczy wszystkich skupiły się na owej dwójce, której przez wiele miesięcy tak długo szukano.
-Eleno, czemu tam odchodzisz? Przecież… Przecież mieliśmy wypełnić nasze przeznaczenie. Więc stań po tej właściwej stronie.
-Potter, sam nie rozumiesz o czym mówisz… Nie wiesz tak wielu istotnych spraw, o których gdybyś wiedział, nigdy byś nie podjął wielu ze swych decyzji.
-Ale ty… dlaczego tam…
-Wypełniam moje przeznaczenie.
Po tych słowach dziewczyna podeszła i stanęła tuż przy Czarnym Panie, który nie spuszczał z niej czujnego spojrzenia wężowych oczu, chociaż na ustach błąkał mu się delikatny, ledwo widoczny uśmiech.
-Jak to? E… Eleno, przecież… To nie jest właściwa strona.
-Dla mnie tak.
-Co… Co to znaczy?
-To bardzo proste Potter… Przecież nie stanę do walki… Przeciw własnemu ojcu..
Słowa Eleny miała znacznie większą moc niż zaklęcie uśmiercające. W jednej chwili w całej Wielkiej Sali wszyscy zamarli w czasie gdy na ramieniu młodej czarownicy pojawiła się dłoń Lorda Voldemorta, a on sam powiedział cichym głosem.
-Dobrze znów mieć cię blisko siebie.
-Ja zawsze byłam blisko ojcze… Nawet gdy mnie nie widziałeś…
Oczy dwójki potężnych czarnoksiężników spotkały się, a na ich ustach pojawił się delikatny, przepełniony tęsknotą uśmiech…  W tej jednej chwili na nowo cała sala zamarła w bezruchu, gdy nagle ciszę niczym błyskawica, przeszył głos młodego Pottera, wpatrującego się w swą dawną towarzyszkę z niedowierzaniem oraz zawodem w oczach.
-Eleno… co to znaczy? O czym ty mówisz? Przecież…
-Potter, ty naprawdę jesteś aż tak głupi?
-Słucham?
-Aż tak ciężko ci zrozumieć to co właśnie do ciebie mówię?
Ślizgonka patrzyła na Harry’ego z mieszaniną drwiny oraz pewności w oczach, z uśmiechem pozbawionym wszelkich pozytywnych emocji, chociaż jeszcze nie tak dawno te same oczy patrzyły na chłopaka z ciepłem i czułością, niczym oczy matki albo siostry… albo ukochanej dziewczyny.
-Eleno, proszę przestań się wygłupiać… przecież mamy zadanie do wykonania. Przecież zaczęliśmy je wspólnie. Razem szukaliśmy horkruksów i…
-Potter, Potter… Nie sądziłam, że jesteś aż tak ograniczony… Chociaż w sumie należysz do Gryffindoru więc nie ma co się dziwić, że jesteś jaki jesteś…
-O czym ty mówisz?
-Jeśli nie rozumiesz, ja nie mam zamiaru wyprowadzać cię z błędu.
Nim Harry zdążył zareagować na słowa swojej dawnej towarzyszki, nim choćby był w stanie otworzyć usta by coś powiedzieć, Riddle’ówna wycelowała w niego różdżkę, co natychmiast sprawiło iż wszystko wokoło ponownie ożyło. Naraz ze strony zwolenników Dumbledore’a oraz młodego Pottera posypał się grad zaklęć na który natychmiast odpowiedzieli poplecznicy Czarnego Pana. Walka rozgorzała na nowo. Zaklęcia płynęły ze wszystkich stron, krzyki walczących rozbrzmiewały w Wielkiej Sali z niewiarygodną wprost siłą. Nawiązywały się nowe pojedynki, w których w pełni nie było wiadome kto walczy sam, a kto ma przy sobie towarzyszy  gotowych pomścić  poległego natychmiast po jego śmierci. Bitwa toczyła się wszędzie, w każdym zakamarku tego pomieszczenia, wręcz nie można było dojrzeć miejsca gdzie nie ścierały by się dwie różdżki, a ich właściciele w ten sposób nie starali się ukazać, iż to oni stoją po właściwej stronie podczas gdy przeciwnik się myli. Walki nie odpuszczał także żaden z czwórki najpotężniejszych czarodziejów. Elena i Czarny Pan, obecnie stojąc do siebie plecami i opierając się nawzajem o siebie odpierali ataki Harry’ego Pottera, a także jego mentora i wzoru, którego najwidoczniej starał się naśladować. Było jasne, że biała strona pragnie pokonać popleczników Czarnego Pana w jak najkrótszym czasie eliminując ich raz na zawsze. Rzecz jasna, każdy, kto postanowił stanąć po stronie Lorda Voldemorta, wierząc w jego wizję świata, a także ufając iż mężczyzna jest w stanie wprowadzić swoją wizję w życie… Każdy z owych czarodziejów i czarownic także nie miał zamiaru poddać się chcąc za wszelką cenę bronić własnych marzeń oraz przekonań. Takie przeświadczenie oraz pragnienie walki o słuszną swoim zdaniem sprawę można było dostrzec także na obliczu Eleny Riddle i jej ojca. Oboje ciskali zaklęciami z pogranicza czarnej magii we wszystkie strony, celując nie tylko w swoich dwóch, głównych przeciwników, ale także i w inne osoby, które zadeklarowały swoją przynależność do Armii Dumbledore’a. Młoda Ślizgonka jednym, sprawnym ruchem  trafiła zaklęciem paraliżującym Kingsleya, mającego właśnie zaatakować urokiem w Dracona Malfoy’a, a Czarny Pan w tej samej chwili udaremnił dwóm indyjskim czarodziejom uśmiercenie Yaxleya i Arachne, kolejnej Ślizgonki stawiającej dobro rodziny powyżej nieznanym jej czarodziejom i czarownicom. Jedynie dla wprawnego oka było widoczne, iż oboje w pełni znają się na tym co robią i że na pewno nie pozwolą przegrać własnym poplecznikom… W tej samej chwili, w której na nowo stanęli blisko siebie, młoda czarownica usłyszała cichy, kojący głos swojego ojca.
-Eleno, córeczko nie martw się. Lada chwila zjawią się tutaj nasi poplecznicy, których zostawiłem w Zakazanym Lesie. Ta walka jest już przesądzona.
Na słowa własnego rodziciela, brunetka uśmiechnęła się delikatnie unikając jednocześnie kolejnego uroku wymierzonego prosto w nią, po czym wymruczała równie cicho.
-To wspaniale tato… A kto dowodzi tymi posiłkami?
-Severus i Saphira.
-Kto?
W pierwszej chwili Elena była pewna, że się przesłyszała i dopiero po chwili dotarło do niej, iż jej ojciec nie zdaje sobie sprawy z prawdziwych intencji hogwarckiego Mistrza Eliksirów oraz jego żony.
-Tato, to zły pomysł… Oni…
Jednak już nie dane było Czarnemu Panu usłyszeć co chciała powiedzieć jego córka, albowiem w tej samej chwili w wejściu do Wielkiej Sali pojawiła się dwójka tak wyczekiwanych przez niego czarodziejów. Severus wraz z małżonką stanęli w wejściu jednocześnie dobywając różdżek i rzucając się w wir walki.
-Widzisz córko? Teraz już jest pewne, że…
Momentalnie uśmiech zamarł na twarzy mężczyzny gdy dostrzegł kogo atakuje dwójka przybyłych. Pierwszy raz od rozpoczęcia owej bitwy, ostatecznej walki pomiędzy czarną a białą magią, Lord Voldemort poczuł się zdezorientowany i niepewny, gdy widział jak dwoje osób, które uważał za swych wiernych popleczników atakuje Śmierciożerców powalając ich jednego, za drugim. A wraz z przybyciem Snape’ów do Sali wkroczyli także przedstawiciele Zakonu Feniksa, którzy wcześniej nie mogli się przedostać przez stworzoną za sprawą mocy Śmierciożerców osłonę. Teraz także i oni wkroczyli do walki powalając jednego czarnoksiężnika za drugim i zwiększając zarazem siły oddziałów Dumbledore’a.
-Co.. Co to znaczy? Gdzie jest Bella? Gdzie są inni..
-Ojcze… Pani Bella nie żyje… Minęłam jej ciało gdy tutaj biegłam…
Słowa Eleny całkowicie wyprowadziły Czarnego Pana z równowagi. W jednej chwili mężczyzna uniósł różdżkę i zaczął z zwielokrotnioną siłą uderzać w swych przeciwników, chcąc jak najszybciej zakończyć ową farsę. Patrzył na to co się dzieje i nie mógł w to uwierzyć. Oto jego najpotężniejsi poplecznicy padali, albo obracali się przeciwko niemu. Ci, którym zaufał i którym wybaczył ich winy, opuszczenie go, teraz ponawiali swoją zbrodnię a on nic nie mógł na to poradzić… Miał wrażenie jakby popadł w trans, z którego wyrwał go dopiero krzyk Eleny.
-Ty zdrajco! Nie waż się celować w swych dawnych uczniów!
Po czym Elena wyrwała się do biegu, zaciskając palce na różdżce i celując nią wprost w pierś Severusa Snape’a. Mężczyzny, któremu tak bardzo ufała, którego kochała, a który bezczelnie ją zdradził i zostawił, który ją oszukiwał przez całe życie i który właśnie walczył z wycofującymi się braćmi Flint. Czerwień i czerń ich oczu się spotkały w momencie gdy młoda Riddle’ówna krzyknęła.
-AVADA KE….
I w tej samej chwili tuż nad jej ramieniem przeleciał promień zielonego światła, a za plecami rozległ się pełen wściekłości wrzask.
-Potter! Nie waż się atakować mojej córki!
Te słowa… Niemożliwe…”
Elena Riddle zamierając wpół kroku opuściła różdżkę obracając się i kierując wzrok na swojego ojca. Niczym w transie widziała jak mężczyzna odbija zaklęcie Pottera, co wykorzystuje Dumbledore… Oraz sam Potter. Niczym na zwolnionym filmie młoda czarownica obserwowała z wyrazem przerażenia na twarzy, wargi dwóch czarodziejów wypowiadające zaklęcie uśmiercające, które ugodziło wprost w pierś największego czarnoksiężnika wszechczasów. Po policzkach dziewczyny potoczyły się łzy, gdy obserwowała jak ciało powoli osuwa się na podłogę, a oczy Lorda Voldemorta zastygają w wyrazie niemalże uprzejmego zdziwienia.
-Tato…
Wyszeptała cicho owe słowa i w następnej chwili została powalona i unieruchomiona z wykręconymi na plecy rękoma. Siła z którą ją potraktowano sprawiła, że wypuściła z dłoni różdżkę, która potoczyła się cicho po podłodze. Wszelkie walki zamarły, zostały przerwane, w tej jednej chwili. W momencie gdy Czarny Pan opadł na podłogę… martwy… Walka została zakończona, do każdego owa oczywistość docierała powoli, jednak na tyle mocno by spowodować, iż nagle wszyscy Śmierciożercy rzucili się do wyjścia… Poplecznicy Dumbledore’a oraz ci wszyscy, którzy zawierzyli Potterowi, rzucili się w pogoń wyłapując uciekinierów, jednego po drugim… Rozpoczął się pościg, w którym stojący po stronie czarnej magii nagle stali się zwierzyną.. Jednak do jej uszu to nie docierało… Czuła stalowy uścisk rąk Mistrza Eliksirów na swoich nadgarstkach, widziała radosne, przepełnione zadowoleniem i triumfem twarze osób, które pozostały w zamku… W zamku w którym naraz rozbrzmiał przepełniony rozpaczą i smutkiem krzyk brzmiący niczym skowyt zranionego zwierzęcia. I ów krzyk wydobywał się z ust samej Eleny… Czarodziejki, która była nadzieją świata czarnej magii na lepszy żywot… I która nie wypełniła swego przeznaczenia… Czarodziejki, która była chlubą Slytherinu… Z gardła młodej Riddleówny wyrwał się przepełniony rozpaczą i bólem krzyk… Krzyk po stracie ukochanego ojca…

***
Mimo, iż przez pewien czas brakowało tutaj dementorów, Azkaban nie zmienił się aż tak bardzo. Obecnie był on zapełniony, tak że nie było żadnej wolnej celi. Nawet jedna, przygotowana, chociaż nigdy wcześniej nie użyta obecnie była zajęta… Właśnie w kierunku owej celi szedł czarnowłosy czarodziej, z blizną w kształcie błyskawicy na czole i z determinacją wymalowaną na młodej twarzy. Nikt nie kłopotał się tym, by osoba która była sądzona pojawiła się na rozprawie, ponieważ i tak wszelkie dowody były już zebrane, a wyrok zapadł nim rozprawa się rozpoczęła. Zapewne także nikt by nie poinformował jej o podjętej decyzji, jedynie on jeden chciał to zrobić. By spojrzeć jeszcze raz w te oczy i możliwe, że otrzymać odpowiedzi na dręczące go pytania, dlatego też wszedł do nieuczęszczanego korytarza, na najniższym poziomie Azkabanu, gdzie znajdowała się tylko jedna cela, zabezpieczona wszelkimi zaklęciami oraz barierami ochronnymi. Stopniowo gdy przemierzał kolejne metry, zaklęcie unosiły się przed nim i opadały gdy tylko je minął, aż w końcu stanął przed stalowymi drzwiami i otworzywszy je, ponownie znalazł się w jej obecności. Ich oczy spotkały się, a brunet powiedział cicho.
-Eleno…
-Potter…
Młoda Riddle’ówna siedziała w rogu pomieszczenia. Cela nie była duża, o połowę mniejsza od pozostałych, a także pozbawiona wszelkich wygód.
-Postanowiono iż do konca swoich dni będziesz tutaj. Nie zastosują wobec ciebie pocałunku dementora, ponieważ  byłaby to zbytnio łagodna kara dla kogoś takiego jak ty.
Po swoich słowach Harry Potter był pewien, iż usłyszy jakąkolwiek odpowiedź dziewczyny, jednak ona milczała. Dlatego też zaczął zasypywać ją pytaniami. Chciał wiedzieć dlaczego to wszystko robiła, czemu go okłamała i czemu chciała go wykorzystać do swoich celów, jednak Elena ciągle milczała, jedynie patrząc w czarodzieja pozbawionym emocji wzrokiem. Jakby była marionetką, której lalkarz obciął sznurki i pozostawił samej sobie.. W końcu zniechęcony jej milczeniem, Potter zacisnął zęby i odwracając się powiedział.
-Spędzisz tutaj resztę swoich dni, odpowiadając za zbrodnie których się dopuściłaś.
I gdy już Harry miał opuścić celę, usłyszał za sobą cicho wypowiedziane swoje nazwisko, a gdy spojrzał na skazaną, Elena wyszeptała cichym glosem.
-Zapamiętaj Potter. To twoja decyzja i to będzie twoja wina… Ty poniesiesz tego konsekwencje.
Nic nie zrozumiał z jej słów. I nie był pewien czy chce zrozumieć. Bez słowa zamknął za sobą drzwi, a następnie opuścił Azkaban… W momencie gdy ostatnie zaklęcie ochronne opadło, cela, a wraz z nią całe piętro pogrążyło się w ciemności i ciszy… W owej ciszy nie było słychać nawet fal rozbijających się o brzeg wyspy, na której zbudowano więzienie dla czarodziejów. W owej ciemności można było dostrzec tylko dwie rzeczy… Oczy lśniące niczym oczy węża… A także lśniący w mroku medalion… Srebrny medalion z błyszczącymi, rubinowymi oczami…

***
I tutaj kończy się ma rola. Prawdopodobnie ostatni rozdział opowieści o Elenie Riddle. Co będzie dalej nie jest w pełni zależne ode mnie... Mam nadzieję, iż wszystko to co się działo odpowiadało wam, a pewne tajemnice, które nie zostały odkryte... Owe tajemnice możliwe, że po prostu pozostaną tajemnicami... Od was zależy czy córka Czarnego Pana zakończy swój żywot w podziemiach Azkabanu, czy też czeka ją inna przyszłość... 
Elena Riddle

4 komentarze:

  1. Ale jak .?
    Pytam się jak .!!
    To nie może być koniec .!
    Elena ma się zemścić i zabić Pottera .!
    Błagam
    Nie zostawiaj tak tego bloga ...
    Miej litośćććććć

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie! Niech Elena ucieknie z Azkabanu, zbierze armię i wielkim stylu zabije Pottera!
    Yuuki

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też tak uważam ;p.

    OdpowiedzUsuń