środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 56- Prawda

Krótka informacja:
Z boku bloga od dzisiaj została umieszczona ankieta, w której możecie zagłosować czy chcecie dalszej opowieści o Elenie Riddle z innym zakończeniem, czy też w pełni was obecne zakończenie satysfakcjonuje. na podstawie owych głosów zdecyduję, czy pojawią się następne rozdziały. A teraz zapraszam do czytania.
Elena Riddle


***

Znów ta ciemność… Mrok, który ją otaczał nie różnił się w niczym od tamtych mrocznych dni przepełnionych bólem, okrucieństwem i samotnością… Nie był to ten sam mrok, który otoczył ją gdy stała się ofiarą zemsty Malfoya.. Nie był to ten sam rodzaj ciemności, znany jej z momentu gdy spadała z wieży w Dolinie Godryka. Nie… To była inna ciemność, inny mrok… Przypominał on wręcz łudząco, ów mrok który spowijał całe jej dzieciństwo spędzone w domu niekochającej jej matki. Przypominał te czasy, kiedy nocami drżała ze strachu, a w ciągu dnia z nieprzerwanie zadawanego bólu. Najgorzej było wtedy gdy przez dłuższy czas w posiadłości rodziny Morino nie pokazywał się Severus. Wtedy Narcyza Morino zaczynała czuć się coraz bardziej bezkarnie i wykorzystywać owe uczucie przeciwko własnej córce katując ją zaklęciami niewybaczalnymi oraz urokami z pogranicza czarnej magii… Tak, zdecydowanie to był TEN rodzaj mroku. Ciemność, w której czasem pojawiała się mała iskierka ciepła i światła, niknąca jednak równie szybko, jak szybko się pojawiała. A zjawiala się na ogół nocą gdy już spała… Wtedy też czuła na swoim czole i włosach delikatny, ciepły dotyk, a do jej uszu docierał cichy, męski głos dodający jej otuchy i zapewniający o swojej obecności i ochronie.. Lecz ów głos zanikał gdy tylko zaczynała wybudzać się opuszczając objęcia Morfeusza i nim zdążyła otworzyć oczy, ciepła dłoń znikała, a wraz z nią także ów głos… jednak teraz było inaczej. Ponownie poczuła ową dłoń i tak jak w przeszłości, do jej uszu dotarł cichy szept przywołujący jej imię. Pierwotnie młoda Riddle’ówna miała wrażenie, iż nie da rady wyrwać się z owej ciemności, w której zaczynała się dusić. Jak w bagnie, niczym w głębokim mule, ale w tej jednej chwili poczuła przypływającą iskierkę nadziei i wiary. Powoli wynurzała się z odmętów ciemności, a do jej bezwładnego ciała i umysłu poczęły docierać wszelkie bodźce z zewnątrz. Zaczęła czuć zimno śniegu na którym leżała, czuła czyjś dotyk, gdy dziwnie znajome ręce obróciły ją na plecy, a następnie owa dłoń otarła jej z policzka śnieg, a po chwili poczuła coś jeszcze. Delikatne łaskotanie na policzku, które sprawiło, że jeszcze silniej zaczęła walczyć o wyrwanie się z owego odrętwienia, w które wpadła aż w końcu jej się udało. Stopniowo zaczęła uchylać powieki, obserwując jak początkowo niewyraźny obraz zaczyna się wyostrzać, by w końcu ułożyć się w postać…
- Pan Malfoy…
Patrzyła na pochylającego się nad nią mężczyznę niby w transie, jednocześnie czując na policzku muskanie jego blond włosów. Czarodziej ewidentnie sprawdzał jej puls oraz oddech, a teraz gdy otworzyła oczy, nie mógł oderwać od niej wzroku, tylko po to by naraz ująć delikatnie jej dłoń cicho mówiąc.
-Żyjesz..
-Gdzie… Gdzie jest pański syn?
-Minąłem go podczas patrolu… I wtedy powiedział mi co się stało.
-Ale… dlaczego pan tu jest? Dlaczego tak bardzo mi pan pomaga?
-No dobrze… teraz musisz się przez chwilę nie ruszać, aż twoje cialo względnie się ogrzeje.
Mówiąc to, Lucjusz wydawał się nie słuchać młodej Ślizgonki, zdejmując z podróżną pelerynę i po chwili, gdy dziewczyna usiadła, od razu założył jej ów kawałek odzieży na ramiona, a Elena natychmiast poczuła przyjemne ciepło.
-Panie Malfoy?
-Ja zaraz będę musiał wracać do twego ojca, bitwa się jeszcze nie skończyła, a ty gdy tylko wydobrzejesz uciekniesz stąd, dobrze?
-Panie Malfoy!
Dziewczyna nie wiedziała dlaczego, jednak z każdym dniem miała wrażenie, iż wszyscy wokoło coraz mniej słuchają tego co chce powiedzieć, dlatego też teraz musiała krzyknąć by zwrócić na siebie uwagę Lucjusza Malfoya. Mężczyzna słysząc jej krzyk, spojrzał na brunetkę ze zdziwieniem i lekką obawą w oczach, jakby nie był pewien czy chce usłyszeć o co Riddle’ówna chce zapytać.
-Dlaczego mi pan pomaga przez cały ten czas?
-Bo… To nie jest teraz ważne Eleno.
-Dlaczego?!
-Ale…
-PANIE MALFOY!
Dziewczyna spojrzała z uporem w te bladoniebieskie oczy… Tak, w tym momencie były bladoniebieskie, chociaż na ogół ich kolorem był intensywny odcień stali. Elena nie była w stanie oderwać od niego wzroku, a blondyn czuł, iż dłużej nie może uciekać przed jej pytaniami, toteż wzdychając cicho, spuścił lekko wzrok i zaczął mówić.
-W naszym świecie niezwykle ważną częścią rozwoju magicznego każdego dziecka są rodzice… oraz ci, których rodzice wybiorą na opiekunów swoich dzieci. Ci opiekunowie stanowią swoistą ochronę i barierę broniącą ich podopiecznych, a także zaczyna ich z podopiecznymi łączyć szczególna, silno magiczna więź… Gdy się urodziłaś twoja matka była z tym sama i nie chciała zapewnić ci takiej ochrony, podczas gdy w momencie rozpoczęcia działania bariery, nie traci on na sile nawet wtedy, gdy opiekun jest daleko. Twojej matce to odpowiadało bo wierzyła, że w ten sposób pozbędzie się problemu. A gdy się o tym dowiedziałem, zacząłem działać mówiąc jej i przypominając o pewnej wściekłości Czarnego Pana, gdy ten dowie się że jego potomkini nie jest chroniona, dlatego też twoja matka dała mi wolną ręke, jednoczesnie przysyłając do mnie Severusa do pomocy. Tyle, że Severus był już czyimś opiekunem… W naszym świecie zawsze wybiera się jednego opiekuna, a jeśli jest ich dwóch, to zawsze są tej samej płci bo to zwiększa ochronę, którą dają nawzajem dziecku… i to też zrobili Potterowie dając swojemu potomkowi ochronę w postaci dwójki swoich przyjaciół… Syriusza Blacka i Severusa Snape’a.
-To… To znaczy, że…
Młoda Riddle’ówna, nie była już w stanie się powstrzymać słysząc słowa pana Malfoya. Oto wszystko czym była karmiona w dzieciństwie stawało się stopniowo coraz większym kłamstwem… Aż Elena zaczęła się obawiać co jeszcze może usłyszeć. Czarodziej zaś spojrzał na nią i kładąc jej dłoń na dłoni zaczął mówić dalej.
-Ponieważ nie można mieć dwóch podopiecznych, a raczej Severus nie chciał ich mieć dwóch, zdecydowałem iż sam zostanę twoim ojcem chrzestnym i zapewnię ci barierę, której będziesz potrzebować. Ceniłem twojego ojca i wszystko co robił… A w tobie nie widziałem potomka Narcyzy i Czarnego Pana, a delikatną i kruchą istotkę, która jedyne kogo ma to matkę, która jej nie chciała. Dlatego też użyłem zaklęcia wiążącego łącząc nas więzią opiekuna i podopiecznej a od Severusa jedynie wyciągnąłem obietnicę, by nikomu nie mówił o tym, że nie jest twoim ojcem chrzestnym… A potem wojna się zakończyła i nagle moja rodzina na długi czas popadła w niełaskę, a przecież nie mogłem ciebie za sobą pociągnąć, przecież miałaś wtedy niespełna rok, dlatego też namówiłem Severusa by oficjalnie podał się za twego ojca chrzestnego, tak by nikt nie wiązał ciebie z moim mrocznym rodem, a z Severusem- mistrzem eliksirów, który miał wakat zaufania u Dumbledore’a…
-To znaczy, że…
-Przez te wszystkie lata, to ja otaczałem cię ochroną, a większość prezentów od Snape’a było prezentami ode mnie… Jak to…
Mówiąc te słowa Lucjusz Malfoy sięgnął do szyi Eleny i uniósł po chwili na srebrnym łańcuszku wisiorek z szmaragdowym wężem. Ten sam, który brunetka nieprzerwanie nosiła na szyi od początku szkoły, a nawet i wcześniej.
-Więc… Więc to wszystko było od pana?
-Większośc…
-A Marvolo?
-Mówiłaś, że lubisz koty, prawda?
Dziewczyna patrzyła na siedzącego przed nią blondyna, a wszystko zaczynało jej się układać w jedną całość. Już rozumiała dlaczego Lucjusz Malfoy stawiał ją ponad jej ojca i mimo zagrożenia kontaktował się z nią… Zrozumiała, dlaczego to Lucjusz Malfoy powstrzymywał jej matkę przed katowaniem jej i to Lucjusz Malfoy jej doradzał po cichu i był przy niej gdy była mała… Nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu Elena bez słowa przytuliła policzek do dłoni mężczyzny, by po dłuższej chwili wyszeptać cicho.
-Dziękuję panie Malfoy.. Za wszystko…
-Wiedziała, iż dla takiego czarodzieja fakt ukrywania tego co robił musiało być ciężkie, bo po prostu jako Malfoy lubił by jego praca była zauważana i doceniana.
-To co robiłem, to wszystko było po to byś czuła się dobrze i byś była bezpieczna Eleno.
-Wiem o tym, ja…
Już dziewczyna miała dokończyć gdy nagle dotarł do niej wybuch pochodzący od strony szkoły.
-Walka dalej się toczy.
-Tak… Czarny Pan zgładził Pottera i ruszył na szkołę. Teraz toczy się walka o wszystko.
-Ja… Muszę tam iść.
Elena była pewna, iż mężczyzna będzie próbował ją powstrzymać, on jednak bez słowa protestu wstał i wysunął dłoń by także i jej pomóc się podnieść, a młoda Ślizgonka od razu zrozumiała, że w tym przypadku nic nie musi mówić. Ten czarodziej po prostu wiedział… Dlatego też prostując się, pozwoliła by Lucjusz zapiął jej pod szyją podróżną pelerynę, widząc że i tak mężczyzna nie zgodzi się na oddanie mu jej, po czym cicho szepcząc „dziękuję”, odwróciła się ruszając  w kierunku szkoły, gdy nagle usłyszała za sobą swoje własne imię wypowiedziane przez Lucjusza.
-Eleno!
Dziewczyna zamarła wpół kroku obracając się, by w następnej chwili z refleksem godnym prawdziwego szukającego złapać lecącą w jej kierunku różdżkę.
-To twoje, zgadza się? Znalazłem ją za barierą.
-Tak… Dziękuję panie Malfoy.
Po czym obracając się brunetka popędziła w kierunku miejsca, gdzie w tej chwili rozgrywała się ostateczna bitwa o przyszłość świata czarodziejów. Nie zwalniała, nawet gdy poczuła kłucie w boku. Wiedziała, że jest osłabiona, ale ze wszystkich sił zmuszała się do ciągłego biegu, byle tylko dotrzeć w końcu do Hogwartu… Do Pottera. Wybiegła z Lasu nie zwracając uwagi na walki pomiędzy olbrzymami, a centaurami rozgrywające się na szkolnych błoniach. Nie dostrzegła trytonów, ciskających gradem strzał w najeźdźców, a także nie widziała zbroi, na ogół stanowiących ozdobę zamku, a obecnie rozbitych i poległych w walce. Wbiegała po schodkach, odruchowo dobywając różdżki i celując jej koniec w olbrzyma zmierzającego na drzwi i natychmiast go oszałamiając.
-Już niedaleko.
Dziewczyna wyszeptała do siebie cicho te słowa, jakby obawiała się, że jej własna determinacja ją zawiedzie i w ostatniej chwili zmusi do ucieczki. Na szczycie schodów wbiegła przez pozbawione wrót wejście, mijając ciała poległych… i zamierając, gdy na jej drodze znalazło się ciało Bellatriks Lestrange.
-Pani Bella.
Mimowolnie brunetka uklękła, zamykając kobiecie powieki i odsyłając jej ciało w bezpieczne miejsce, a następnie kierując kroki do Wielkiej Sali. To co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Tak jak podejrzewała, Potter także żył i obecnie toczył walkę z Śmierciożercami, podczas gdy sam Czarny Pan nieprzerwanie pojedynkował się z Albusem Dumbledore’m. Elena dostrzegła także Dracona walczącego z krępym czarodziejem w turbanie na głowie, o ciemnej karnacji i orientalnym stroju, widziała braci Flint nieprzerwanie odpierających ataki aurorów… A pośród tego wszystkiego był młody Gryfon z którym spędziła tyle czasu.. Widziała, że inaczej się do niego nie dostanie dlatego nie wiedząc co zrobić, zacisnęła palce na różdżce, po czym unosząc ją do góry krzyknęła.
-Substito natus!
Po czym uśmiechnąwszy się delikatnie, spojrzała na Harry’ego, który rozglądając się wokoło, skierował spojrzenie zielonych oczu wprost na Elenę.
-Eleno… Co ty zrobiłaś?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz