W tej jednej chwili wydawało się jakby cały świat zamarł,
jakby każdy na świecie zastygł w bezruchu, a owa niezwykła klątwa pominęła
jedynie dwójkę młodych adeptów magii, wpatrując się w siebie nawzajem.
-E…Eleno? Co ty zrobiłaś?
-Spowolniłam czas wokół nas, na tyle mocno, że wszyscy
wokoło wydają się zatrzymani w czasie.
-Ale… dlaczego to zrobiłaś?
Słysząc pytanie chłopaka, młoda Riddle’ówna westchnęła
cicho, wysuwając przed siebie dłoń.
-Chodź ze mną Harry.
-S… słucham?
-Chodź ze mną… Odejdźmy razem stąd.
-Ale… Ale walka… profesor Dumbledore… I Voldemort.. Możemy
to nareszcie zakończyć. On jest już śmiertelny, wystarczy, że…
-Harry…
Brunet pierwszy raz słyszał taki ton głosu u swojej
towarzyszki. Głosu przepełnionego jakby irytacją i zniecierpliwieniem. W tym
momencie Elena brzmiała jak matka, która upomina swojego syna, zbytnio
upierającego się przy nowej zabawce…
-Eleno? Co się dzieje?
Na pytanie chłopaka, Ślizgonka westchnęła cicho, po czym
ruszyła do Pottera spokojnym krokiem. Odgłos jej butów niósł się po całej
Wielkiej Sali, gdy zbliżała się do Złotego Chłopca, by w końcu ująć jego dłoń w
swoją i patrząc mu w oczy powiedzieć.
-Harry, chodźmy… Wracajmy do Domu Założycieli.
-Ale… dlaczego?
-Przecież kochasz Hogwart… A Dom Założycieli został
stworzony na podobieństwo Hogwartu, prawda? Będziesz tam szczęśliwy…
Po czym uśmiechnąwszy się czule, Elena przekrzywiła lekko
głowę w bok mówiąc z ciepłem i delikatnością w głosie.
-Oboje będziemy tam szczęśliwi, nim nie powstanie nowy
świat, który my…
-Eleno, o czym ty mówisz? Przecież jesteśmy o krok od
pokonania Voldemorta, a ty…
-Harry… To twoja walka?
Na pytanie młodej Ślizgonki, stojący przed nią chłopak w
pierwszej chwili zamarł niepewny co właściwie powinien odpowiedzieć na jej
pytanie, ona zaś kontynuowała równie łagodnym głosem, chociaż zabrzmiała w nim
już nutka zniecierpliwienia.
-To nie twoja walka… Jeśli chcą walczyć, to niech walczą,
niech się nawzajem pozabijają… ale to nie jest nasza walka.. Chodź, wracajmy.
-Nie mogę.
-Słucham?
-Nie mogę. Eleno, tutaj czeka na mnie moje przeznaczenie.
Znasz przepowiednię, wiesz że mam pokonać Voldemorta, albo on zabije mnie… Poza
tym tutaj toczy się walka… Ty też walcz, nie odwracaj się od tych, którzy w
ciebie wierzą…
-Czyli… Czyli odrzucasz moją pomoc?
-Nie… Eleno, ja przecież…
Widząc ów cień, który ukazał się w oczach dziewczyny Gryfon natychmiast ujął jej dłoń pewniej
mówiąc z delikatnym uśmiechem.
-Ja przecież cię potrzebuję… Oboje mamy tutaj zadanie do
wykonania, więc wykonajmy je… Spełnijmy nasze przeznaczenie.
-Naprawdę tego pragniesz?
-Tak… Oczywiście… Eleno, bardzo tego pragnę…
Uśmiech zrozumienia, który pojawił się na ustach chłopaka
gdy tylko brunetka zadała mu owe pytanie, bardzo szybko zamarł, w momencie gdy
w oczach dziewczyny pojawił się chłód, a ona sama odsunęła się od niego
zabierając swoje dłonie od jego, po czym cofając się, z każdym krokiem
zwiększając tym samym odległość między nimi, sięgnęła dłonią po różdżkę.
-Eleno?
-Zapamiętaj jedno Potter… To ty wybrałeś to rozwiązanie. I
to będzie twoja wina.
Po czym stając w odpowiedniej odległości, Riddle’ówna
uniosła nad głowę różdżkę jednocześnie szepcząc odpowiednie zaklęcie, przez co
z końca trzymanego w jej dłoni przedmiotu, wystrzelił w powietrze strumień
potężnej energii i już w następnej chwili Harry ponownie poczuł jakby wrzucono
mu do żołądka garść kostek lodu, a w następnej chwili już zaklęcie zostało
cofnięte i czas wrócił do normalnego biegu… Jednak Harry nie zwrócił na to
uwagi. Cały czas wpatrywał się w stojącą przed nim dziewczynę, nie będąc pewnym
co się dzieje.
-Eleno… Dlaczego?
Siląc się na uśmiech, młody czarodziej zaśmiał się nerwowo,
przez co zwrócił na siebie uwagę wielu obecnych w Wielkiej Sali, przerywając
wszelkie walki. Wydawało się, jakby w tym momencie ponownie ktoś rzucił zaklęcie
władzy nad czasem albowiem oczy wszystkich skupiły się na owej dwójce, której
przez wiele miesięcy tak długo szukano.
-Eleno, czemu tam odchodzisz? Przecież… Przecież mieliśmy
wypełnić nasze przeznaczenie. Więc stań po tej właściwej stronie.
-Potter, sam nie rozumiesz o czym mówisz… Nie wiesz tak
wielu istotnych spraw, o których gdybyś wiedział, nigdy byś nie podjął wielu ze
swych decyzji.
-Ale ty… dlaczego tam…
-Wypełniam moje przeznaczenie.
Po tych słowach dziewczyna podeszła i stanęła tuż przy
Czarnym Panie, który nie spuszczał z niej czujnego spojrzenia wężowych oczu,
chociaż na ustach błąkał mu się delikatny, ledwo widoczny uśmiech.
-Jak to? E… Eleno, przecież… To nie jest właściwa strona.
-Dla mnie tak.
-Co… Co to znaczy?
-To bardzo proste Potter… Przecież nie stanę do walki…
Przeciw własnemu ojcu..
Słowa Eleny miała znacznie większą moc niż zaklęcie
uśmiercające. W jednej chwili w całej Wielkiej Sali wszyscy zamarli w czasie
gdy na ramieniu młodej czarownicy pojawiła się dłoń Lorda Voldemorta, a on sam
powiedział cichym głosem.
-Dobrze znów mieć cię blisko siebie.
-Ja zawsze byłam blisko ojcze… Nawet gdy mnie nie widziałeś…
Oczy dwójki potężnych czarnoksiężników spotkały się, a na
ich ustach pojawił się delikatny, przepełniony tęsknotą uśmiech… W tej jednej chwili na nowo cała sala zamarła
w bezruchu, gdy nagle ciszę niczym błyskawica, przeszył głos młodego Pottera,
wpatrującego się w swą dawną towarzyszkę z niedowierzaniem oraz zawodem w
oczach.
-Eleno… co to znaczy? O czym ty mówisz? Przecież…
-Potter, ty naprawdę jesteś aż tak głupi?
-Słucham?
-Aż tak ciężko ci zrozumieć to co właśnie do ciebie mówię?
Ślizgonka patrzyła na Harry’ego z mieszaniną drwiny oraz
pewności w oczach, z uśmiechem pozbawionym wszelkich pozytywnych emocji,
chociaż jeszcze nie tak dawno te same oczy patrzyły na chłopaka z ciepłem i
czułością, niczym oczy matki albo siostry… albo ukochanej dziewczyny.
-Eleno, proszę przestań się wygłupiać… przecież mamy zadanie
do wykonania. Przecież zaczęliśmy je wspólnie. Razem szukaliśmy horkruksów i…
-Potter, Potter… Nie sądziłam, że jesteś aż tak ograniczony…
Chociaż w sumie należysz do Gryffindoru więc nie ma co się dziwić, że jesteś
jaki jesteś…
-O czym ty mówisz?
-Jeśli nie rozumiesz, ja nie mam zamiaru wyprowadzać cię z
błędu.
Nim Harry zdążył zareagować na słowa swojej dawnej
towarzyszki, nim choćby był w stanie otworzyć usta by coś powiedzieć,
Riddle’ówna wycelowała w niego różdżkę, co natychmiast sprawiło iż wszystko
wokoło ponownie ożyło. Naraz ze strony zwolenników Dumbledore’a oraz młodego
Pottera posypał się grad zaklęć na który natychmiast odpowiedzieli poplecznicy
Czarnego Pana. Walka rozgorzała na nowo. Zaklęcia płynęły ze wszystkich stron,
krzyki walczących rozbrzmiewały w Wielkiej Sali z niewiarygodną wprost siłą.
Nawiązywały się nowe pojedynki, w których w pełni nie było wiadome kto walczy
sam, a kto ma przy sobie towarzyszy gotowych
pomścić poległego natychmiast po jego
śmierci. Bitwa toczyła się wszędzie, w każdym zakamarku tego pomieszczenia,
wręcz nie można było dojrzeć miejsca gdzie nie ścierały by się dwie różdżki, a
ich właściciele w ten sposób nie starali się ukazać, iż to oni stoją po
właściwej stronie podczas gdy przeciwnik się myli. Walki nie odpuszczał także
żaden z czwórki najpotężniejszych czarodziejów. Elena i Czarny Pan, obecnie
stojąc do siebie plecami i opierając się nawzajem o siebie odpierali ataki
Harry’ego Pottera, a także jego mentora i wzoru, którego najwidoczniej starał
się naśladować. Było jasne, że biała strona pragnie pokonać popleczników
Czarnego Pana w jak najkrótszym czasie eliminując ich raz na zawsze. Rzecz
jasna, każdy, kto postanowił stanąć po stronie Lorda Voldemorta, wierząc w jego
wizję świata, a także ufając iż mężczyzna jest w stanie wprowadzić swoją wizję
w życie… Każdy z owych czarodziejów i czarownic także nie miał zamiaru poddać
się chcąc za wszelką cenę bronić własnych marzeń oraz przekonań. Takie
przeświadczenie oraz pragnienie walki o słuszną swoim zdaniem sprawę można było
dostrzec także na obliczu Eleny Riddle i jej ojca. Oboje ciskali zaklęciami z
pogranicza czarnej magii we wszystkie strony, celując nie tylko w swoich dwóch,
głównych przeciwników, ale także i w inne osoby, które zadeklarowały swoją
przynależność do Armii Dumbledore’a. Młoda Ślizgonka jednym, sprawnym
ruchem trafiła zaklęciem paraliżującym
Kingsleya, mającego właśnie zaatakować urokiem w Dracona Malfoy’a, a Czarny Pan
w tej samej chwili udaremnił dwóm indyjskim czarodziejom uśmiercenie Yaxleya i
Arachne, kolejnej Ślizgonki stawiającej dobro rodziny powyżej nieznanym jej
czarodziejom i czarownicom. Jedynie dla wprawnego oka było widoczne, iż oboje w
pełni znają się na tym co robią i że na pewno nie pozwolą przegrać własnym
poplecznikom… W tej samej chwili, w której na nowo stanęli blisko siebie, młoda
czarownica usłyszała cichy, kojący głos swojego ojca.
-Eleno, córeczko nie martw się. Lada chwila zjawią się tutaj
nasi poplecznicy, których zostawiłem w Zakazanym Lesie. Ta walka jest już
przesądzona.
Na słowa własnego rodziciela, brunetka uśmiechnęła się delikatnie
unikając jednocześnie kolejnego uroku wymierzonego prosto w nią, po czym
wymruczała równie cicho.
-To wspaniale tato… A kto dowodzi tymi posiłkami?
-Severus i Saphira.
-Kto?
W pierwszej chwili Elena była pewna, że się przesłyszała i
dopiero po chwili dotarło do niej, iż jej ojciec nie zdaje sobie sprawy z
prawdziwych intencji hogwarckiego Mistrza Eliksirów oraz jego żony.
-Tato, to zły pomysł… Oni…
Jednak już nie dane było Czarnemu Panu usłyszeć co chciała
powiedzieć jego córka, albowiem w tej samej chwili w wejściu do Wielkiej Sali
pojawiła się dwójka tak wyczekiwanych przez niego czarodziejów. Severus wraz z
małżonką stanęli w wejściu jednocześnie dobywając różdżek i rzucając się w wir
walki.
-Widzisz córko? Teraz już jest pewne, że…
Momentalnie uśmiech zamarł na twarzy mężczyzny gdy dostrzegł
kogo atakuje dwójka przybyłych. Pierwszy raz od rozpoczęcia owej bitwy,
ostatecznej walki pomiędzy czarną a białą magią, Lord Voldemort poczuł się
zdezorientowany i niepewny, gdy widział jak dwoje osób, które uważał za swych
wiernych popleczników atakuje Śmierciożerców powalając ich jednego, za drugim.
A wraz z przybyciem Snape’ów do Sali wkroczyli także przedstawiciele Zakonu
Feniksa, którzy wcześniej nie mogli się przedostać przez stworzoną za sprawą
mocy Śmierciożerców osłonę. Teraz także i oni wkroczyli do walki powalając
jednego czarnoksiężnika za drugim i zwiększając zarazem siły oddziałów
Dumbledore’a.
-Co.. Co to znaczy? Gdzie jest Bella? Gdzie są inni..
-Ojcze… Pani Bella nie żyje… Minęłam jej ciało gdy tutaj
biegłam…
Słowa Eleny całkowicie wyprowadziły Czarnego Pana z
równowagi. W jednej chwili mężczyzna uniósł różdżkę i zaczął z zwielokrotnioną
siłą uderzać w swych przeciwników, chcąc jak najszybciej zakończyć ową farsę.
Patrzył na to co się dzieje i nie mógł w to uwierzyć. Oto jego najpotężniejsi
poplecznicy padali, albo obracali się przeciwko niemu. Ci, którym zaufał i
którym wybaczył ich winy, opuszczenie go, teraz ponawiali swoją zbrodnię a on
nic nie mógł na to poradzić… Miał wrażenie jakby popadł w trans, z którego
wyrwał go dopiero krzyk Eleny.
-Ty zdrajco! Nie waż się celować w swych dawnych uczniów!
Po czym Elena wyrwała się do biegu, zaciskając palce na
różdżce i celując nią wprost w pierś Severusa Snape’a. Mężczyzny, któremu tak
bardzo ufała, którego kochała, a który bezczelnie ją zdradził i zostawił, który
ją oszukiwał przez całe życie i który właśnie walczył z wycofującymi się braćmi
Flint. Czerwień i czerń ich oczu się spotkały w momencie gdy młoda Riddle’ówna
krzyknęła.
-AVADA KE….
I w tej samej chwili tuż nad jej ramieniem przeleciał
promień zielonego światła, a za plecami rozległ się pełen wściekłości wrzask.
-Potter! Nie waż się atakować mojej córki!
„Te słowa…
Niemożliwe…”
Elena Riddle zamierając wpół kroku opuściła różdżkę
obracając się i kierując wzrok na swojego ojca. Niczym w transie widziała jak
mężczyzna odbija zaklęcie Pottera, co wykorzystuje Dumbledore… Oraz sam Potter.
Niczym na zwolnionym filmie młoda czarownica obserwowała z wyrazem przerażenia
na twarzy, wargi dwóch czarodziejów wypowiadające zaklęcie uśmiercające, które
ugodziło wprost w pierś największego czarnoksiężnika wszechczasów. Po
policzkach dziewczyny potoczyły się łzy, gdy obserwowała jak ciało powoli osuwa
się na podłogę, a oczy Lorda Voldemorta zastygają w wyrazie niemalże uprzejmego
zdziwienia.
-Tato…
Wyszeptała cicho owe słowa i w następnej chwili została
powalona i unieruchomiona z wykręconymi na plecy rękoma. Siła z którą ją
potraktowano sprawiła, że wypuściła z dłoni różdżkę, która potoczyła się cicho
po podłodze. Wszelkie walki zamarły, zostały przerwane, w tej jednej chwili. W
momencie gdy Czarny Pan opadł na podłogę… martwy… Walka została zakończona, do
każdego owa oczywistość docierała powoli, jednak na tyle mocno by spowodować,
iż nagle wszyscy Śmierciożercy rzucili się do wyjścia… Poplecznicy Dumbledore’a
oraz ci wszyscy, którzy zawierzyli Potterowi, rzucili się w pogoń wyłapując
uciekinierów, jednego po drugim… Rozpoczął się pościg, w którym stojący po
stronie czarnej magii nagle stali się zwierzyną.. Jednak do jej uszu to nie
docierało… Czuła stalowy uścisk rąk Mistrza Eliksirów na swoich nadgarstkach,
widziała radosne, przepełnione zadowoleniem i triumfem twarze osób, które
pozostały w zamku… W zamku w którym naraz rozbrzmiał przepełniony rozpaczą i smutkiem
krzyk brzmiący niczym skowyt zranionego zwierzęcia. I ów krzyk wydobywał się z
ust samej Eleny… Czarodziejki, która była nadzieją świata czarnej magii na
lepszy żywot… I która nie wypełniła swego przeznaczenia… Czarodziejki, która
była chlubą Slytherinu… Z gardła młodej Riddleówny wyrwał się przepełniony
rozpaczą i bólem krzyk… Krzyk po stracie ukochanego ojca…
***
Mimo, iż przez pewien czas brakowało tutaj dementorów,
Azkaban nie zmienił się aż tak bardzo. Obecnie był on zapełniony, tak że nie
było żadnej wolnej celi. Nawet jedna, przygotowana, chociaż nigdy wcześniej nie
użyta obecnie była zajęta… Właśnie w kierunku owej celi szedł czarnowłosy
czarodziej, z blizną w kształcie błyskawicy na czole i z determinacją
wymalowaną na młodej twarzy. Nikt nie kłopotał się tym, by osoba która była
sądzona pojawiła się na rozprawie, ponieważ i tak wszelkie dowody były już
zebrane, a wyrok zapadł nim rozprawa się rozpoczęła. Zapewne także nikt by nie
poinformował jej o podjętej decyzji, jedynie on jeden chciał to zrobić. By
spojrzeć jeszcze raz w te oczy i możliwe, że otrzymać odpowiedzi na dręczące go
pytania, dlatego też wszedł do nieuczęszczanego korytarza, na najniższym
poziomie Azkabanu, gdzie znajdowała się tylko jedna cela, zabezpieczona
wszelkimi zaklęciami oraz barierami ochronnymi. Stopniowo gdy przemierzał
kolejne metry, zaklęcie unosiły się przed nim i opadały gdy tylko je minął, aż
w końcu stanął przed stalowymi drzwiami i otworzywszy je, ponownie znalazł się
w jej obecności. Ich oczy spotkały się, a brunet powiedział cicho.
-Eleno…
-Potter…
Młoda Riddle’ówna siedziała w rogu pomieszczenia. Cela nie
była duża, o połowę mniejsza od pozostałych, a także pozbawiona wszelkich
wygód.
-Postanowiono iż do konca swoich dni będziesz tutaj. Nie
zastosują wobec ciebie pocałunku dementora, ponieważ byłaby to zbytnio łagodna kara dla kogoś
takiego jak ty.
Po swoich słowach Harry Potter był pewien, iż usłyszy
jakąkolwiek odpowiedź dziewczyny, jednak ona milczała. Dlatego też zaczął
zasypywać ją pytaniami. Chciał wiedzieć dlaczego to wszystko robiła, czemu go
okłamała i czemu chciała go wykorzystać do swoich celów, jednak Elena ciągle
milczała, jedynie patrząc w czarodzieja pozbawionym emocji wzrokiem. Jakby była
marionetką, której lalkarz obciął sznurki i pozostawił samej sobie.. W końcu
zniechęcony jej milczeniem, Potter zacisnął zęby i odwracając się powiedział.
-Spędzisz tutaj resztę swoich dni, odpowiadając za zbrodnie
których się dopuściłaś.
I gdy już Harry miał opuścić celę, usłyszał za sobą cicho
wypowiedziane swoje nazwisko, a gdy spojrzał na skazaną, Elena wyszeptała
cichym glosem.
-Zapamiętaj Potter. To twoja decyzja i to będzie twoja wina…
Ty poniesiesz tego konsekwencje.
Nic nie zrozumiał z jej słów. I nie był pewien czy chce
zrozumieć. Bez słowa zamknął za sobą drzwi, a następnie opuścił Azkaban… W
momencie gdy ostatnie zaklęcie ochronne opadło, cela, a wraz z nią całe piętro
pogrążyło się w ciemności i ciszy… W owej ciszy nie było słychać nawet fal
rozbijających się o brzeg wyspy, na której zbudowano więzienie dla
czarodziejów. W owej ciemności można było dostrzec tylko dwie rzeczy… Oczy
lśniące niczym oczy węża… A także lśniący w mroku medalion… Srebrny medalion z
błyszczącymi, rubinowymi oczami…
***
I tutaj kończy się ma rola. Prawdopodobnie ostatni rozdział opowieści o Elenie Riddle. Co będzie dalej nie jest w pełni zależne ode mnie... Mam nadzieję, iż wszystko to co się działo odpowiadało wam, a pewne tajemnice, które nie zostały odkryte... Owe tajemnice możliwe, że po prostu pozostaną tajemnicami... Od was zależy czy córka Czarnego Pana zakończy swój żywot w podziemiach Azkabanu, czy też czeka ją inna przyszłość...
Elena Riddle