sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 58- Nowy Ład



„Termin rozpoczęcia nauki w Hogwarcie przesunięty na 1 grudnia z powodu problemów w związku z naprawą zamku... Hogwarckie lochy zostają oficjalnie zamknięte i pozostają niedostępne dla osób postronnych do czasu wyjaśnienia nieznanych wątków z czasów szkolnego życia Toma Marvola Riddle’a znanego również jako Lord Voldemort… Wszyscy podejrzewani o współpracę z mroczną stroną, a także posądzeni o przynależność do popleczników Lorda Voldemorta otrzymają wezwanie do Ministerstwa Magii w celu przesłuchania… Trwają poszukiwania zbiegłych Śmierciożerców- swą pomoc w akcji zgłaszają zagraniczne Ministerstwa Magii…”
„Podobno wszystko miało się zakończyć wraz z wojną.. A obecnie jest gorzej niż było…”
Jasnowłosa czarownica siedziała w jednym z pierwszych rzędów opierając na udzie notatnik oraz dzierżąc w dłoni swój oręż pisarski, jakim było pióro pochodzące z ogona kruka rosyjskiego. Już dawno zrezygnowała ze swego znanego stylu, ciętego języka oraz ostrego pióra dzięki któremu zdobyła zarówno rzesze wielbicieli, jak i grono wrogów. Jednak praca przy często zmieniających się ministrach magii, a także z wykwalifikowaną kadrą dziennikarską jaką przedstawiał sobą skład twórców „Proroka Codziennego” już dawno ją nauczył, iż nie należy być ślepo wiernym swoim poglądom oraz przekonaniom, albowiem nie zawsze to co wydaje się dobre, w rzeczywistości jest czymś pozytywnym…  Przekonała się o tym na przestrzeni lat, od momentu gdy zaczęła pisać drobne artykuły, przez całą swą pisarską karierę, a skończywszy na chwili obecnej, kiedy to została uznana za jednego z najbardziej awangardowych dziennikarzy . Odznaczała się wybitną inteligencją, chociaż wiele osób nie zdawało sobie z tego sprawy, przez co mogła wykorzystywać fakt, iż twierdzą że przy rozmowie z dziennikarką mogą wypowiadać się jak chcą, a ona tego nie zrozumie… jednakże jej inteligencja ukazywała się także w podobnych do tej sytuacjach, gdy siedziała w pierwszym rzędzie notując słowa obecnego ministra magii stojącego przed znajdującą się na Sali publicznością, wypowiadającego się swoim głębokim, niskim głosem, zapewniając o prężnych działaniach Ministerstwa i wszystkich organów współpracujących z nimi.
-Mogą Państwo być pewni, że w najbliższym czasie zostaną wyłapani ostatni Śmierciożercy, a o ich losie zadecydują nieprzerwanie obecni w Londynie wszyscy członkowie Rady Winzegamotu, z samym Albusem Dumbledore’m na czele.
-Panie Ministrze, co Pan ma zamiar zrobić z mgłą, która ciągle unosi się nad całą Wielką Brytanią?
-Na pytania przyjdzie czas później drodzy Państwo…
„No tak… Znowu… jak zawsze stosują taktykę odwlekania niewygodnych kwestii. Mogło się wydać, że nowy minister magii ma w głowie choćby odrobinę więcej rozumu, niż poprzednicy. A jednak jest to jedynie kolejny pozer”.
Dziennikarka cicho prychnęła pod nosem, notując kolejne zdania do artykułu, który i tak ukaże się w całkiem odmiennej formie, niż by sobie tego życzyła. Już od dawna chciała napisać prawdę. Tak jak to widzi, co się dzieje z światem czarodziejów, jak bardzo NIE zmienił się od czasu gdy został pokonany Czarny Pan, a jego córka osadzona w Azkabanie… No właśnie, córka Lorda Voldemorta. Było przez długi czas o niej głośno w mediach, podobnie zresztą jak o Potterze. Gdy wydało się, iż dziewczyna jest potomkinią najpotężniejszego czarnoksiężnika wszechczasów, natychmiast poczęły pojawiać się domniemania oraz insynuacje na temat powiązań Złotego Chłopca oraz Dziedziczki Slytherina, jednak każda z owych plotek była z miejsca dementowana, przez samego Harry’ego, udzielającego szereg wywiadów, a w każdym nieustannie powtarzał, iż nic go z Eleną Riddle nie łączyło…
-Jednak mogę oczywiście odnieść się do Pańskiego pytania, albowiem nie chciałbym by pewne kwestie zostały pominięte, bądź byście Państwo pomyśleli, iż chcę uniknąć niewygodnych pytań. Rzecz jasna, robimy wszystko co w naszej mocy, by opanować dementorów, jednak nie jesteśmy w stanie zapanować nad nimi od tak. Na to potrzeba czasu, zwłaszcza że rozpierzchli się oni po całej Wielkiej Brytanii, co więcej ich liczba znacznie wzrosła. Jak wiadomo nieznane są przyczyny powstawania nowych dementorów i dlatego też, pewną trudność stanowi wytropienie ich oraz wyznaczenie dokładnej ich liczby.
„No tak… Od roku nie są w stanie ich wyłapać, a twierdzą że wszystko jest w porządku. W dodatku, czarodzieje w to wierzą. Banda kretynów… Sądzą, że skoro Minister brał udział w Bitwie o Hogwart, że wydał tylu Śmierciożerców do Azkabanu i skoro ma po swojej stronie Pottera i Dumbledore’a, to automatycznie ma po swojej stronie poparcie całej rzeszy ludzi.”
Cóż, jeśli Kingsley tak uważał, na pewno niewiele się pomylił. Oczywiście żaden czarodziej, nie był na tyle ślepy, by nie zauważyć mrocznej mgły unoszącej się od ponad roku, chociaż powinna ona już dawno zniknąć, w końcu dementorzy podobno wrócili do Azkabanu… Podobno… Minister zakończył swoje przemówienie przepełnionym wzniosłością i pewnością zdaniem, iż „Jeśli wszyscy będziemy wspólnie pracować, uda nam się nie tylko odbudować właściwy porządek, ale także stworzyć nowy, wspaniały świat, w którym będziemy żyć w pokoju”. Rzecz jasna, wszyscy obecni na Sali, wzruszeni wypowiedzią Kingsleya, zaczęli klaskać jak szaleni, naraz zapominając o wszelkich wątpliwościach i pytaniach, które pragnęli zadać mężczyźnie. Dziennikarka była jedyną osobą, której ów entuzjazm się nie udzielił. Uniosła się ze swego miejsca, jeszcze nim Minister zszedł z mównicy, po czym bez słowa opuściła salę, przemierzając korytarz w kierunku swojego gabinetu.
„Zgraja kretynów… Można im wcisnąć wszystko, rozumu za knuta nawet u nich nie uświadczysz… Dlatego właśnie, że nasze społeczeństwo jest tak bardzo podatne, bez trudu uwierzy we wszystko co im się powie. Jeśli teraz Minister by stwierdził, że Grindelwald był dobry, każdy by zaczął przepraszać rodzinę owego czarnoksiężnika, a znaleźliby się zapewne natychmiast czarodzieje i czarownice twierdzący, że oni cały czas wiedzieli, że Grindelwald to w sumie spoko koleś, jak zwykła mówić młodzież”.
Westchnąwszy cicho, Rita Skeeter weszła do swojego obecnie niewielkiego gabinetu i zasiadłszy za biurkiem, zajęła się artykułem na temat dzisiejszej konferencji. Miał on ukazać się w wieczornym wydaniu Proroka, co oznaczało, że nie ma zbyt wiele czasu. Mimo jednak owego ograniczenia, dziennikarka nie była w stanie skupić się na tym co pisze. Litery rozmazywały jej się przed oczyma, tworząc zwartą, jednolitą plamę czerni na białym pergaminie, podczas gdy myśli Rity ponownie uciekły swobodnie wędrując po faktach i plotkach, które pojawiły się w ostatnim czasie.
Minął rok, od czasu gdy Lord Voldemort zniknął z tego świata, a jego córka oraz poplecznicy, trafili do Azkabanu. Ktoś słyszał, że po pierwszym miesiącu Stary Parkinson, dziadek Pansy, popełnił samobójstwo po tym jak dowiedział się, że jego córka, zięć oraz wnuczka trafili na dożywocie do najgorszego więzienia dla czarodziejów. Z rozpaczy połknął truciznę .Zresztą nie tylko jego ciało znaleziono, ale także wielu czarodziejów i czarownic powiązanych z mroczną stroną. Inni mówili, że połowa Śmierciożerców doświadczyła jedynej atrakcji w Azkabanie, jaką jest pocałunek dementora, a jednym z domniemanych „szczęśliwców” miał być Lucjusz Malfoy, obecnie pozbawiony zaszczytów i tytułów. Jego majątek został już dawno przejęty przez Ministerstwo, które chciało sprzedać spuściznę wielu pokoleń rodziny za marne parę galeonów.  Co więcej- nikt w Ministerstwie nie uważał tego, za coś złego czy też niepokojącego. Stare rody czarodziejskie zaczęły znikać jeszcze szybciej niż działo się to do tej pory, dlatego też w pewnej chwili dziennikarka postanowiła, iż napisze serię książek poświęconych rodzinom czarodziejów, w których magia nieprzerwanie trwała od wielu setek lat. I tutaj pojawiło się kolejne zaskoczenie, gdy poczęła odwiedzać biblioteki oraz magiczne zbiory, albowiem wszystkie półki na których stały woluminy poświęcone tematom ją interesującym, po prostu zniknęły. Jakby nigdy ich tam nie było… Co dziwniejsze, przebywając w jednej z owych bibliotek kilka miesięcy wcześniej, Rita widziała iż owe regały wręcz uginały się od stosów ksiąg, pergaminów i woluminów. Teraz pozostały tam książki o rodach stojących od początku po stronie białej magii. I jak ona miała to rozumieć? No cóż… Możliwe było, że książki zostały zniszczone przez osoby, których dotyczyły, a tak przynajmniej tłumaczyli się bibliotekarze i opiekunowie zbiorów, jakby jednym chórem twierdząc, iż pewnego dnia zjawili się Śmierciożercy i zniszczyli wszystkie zbiory, wydające im się niewygodne. Skoro jednak tak było, to ostatnim miejscem, gdzie Rita mogła odnaleźć to, czego szukała, była biblioteka Hogwartu- w końcu nie było szans by ktokolwiek tam się od tak włamał. Pani Pince była gorsza niż cała armia dementorów, Śmierciożerców i popleczników Dumbledore’a razem wziętych, jeśli chodziło o książki i poszanowanie ich. Dlatego zdobyła pozwolenie i pojawiła się w Hogwarcie, który… wyglądał jakby nigdy nie został zniszczony. Nie rozumiała tego, zwłaszcza, że do szkoły dotarła w sierpniu, a jak wynikało z opowieści Dumbledore’a oraz pozostałych nauczycieli, szkoła nie nadawała się do użytku bo zniszczenia były zbyt wielkie, by można było je w miarę szybko naprawić. Tak… Wszystko tutaj było mocno podejrzane, a w swej pewności na temat nieczystych intencji Ministerstwa i Hogwartu, Rita upewniła się, w momencie gdy w hogwarckiej bibliotece znalazła tak samo puste regały, jak i w pozostałych księgozbiorach. Jak to było możliwe, ze nagle wszędzie poczęły znikać wzmianki o czysto krwistych rodach… To pytanie nurtowało Ritę przez niezwykle długi czas i nie dawało jej spokoju do tego stopnia, iż czarownica postanowiła odwiedzić ponownie Hogwart, po rozpoczęciu roku szkolnego, co też uczyniła niespełna dwa tygodnie temu, choć początkowo postanowiła zjawić się tam niezauważona w postaci żuka… I to był pomysł wręcz w pełni trafiony, albowiem w szkole odkryła coś, o czym nie mówiła żadna gazeta… coś, o czym w żadnym z wywiadów nie wspomniał ani Dumbledore, ani Potter, ani Minister Magii.
-Jak tak można…
Dopiero w tej chwili do Rity dotarło, iż od dawna jej dłoń znajduje się kilka milimetrów nad pergaminem, a ona zamiast pisać ponownie uciekła myślami w swoje rozważania i podejrzenia.. Jakby w transie sięgnęła dłonią do biurka i wyjmując czysty pergamin, narysowała na nim replikę Hogwartu, znacznie uproszczoną, rzecz jasna i najpierw zaczęła zaznaczać miejsca gdzie rozegrały się bitwy i walki, potem miejsca związanego z poszczególnymi uczniami… Aż w końcu zaznaczyła miejsca związane z poszczególnymi Założycielami Hogwartu. Część, w której ewidentnie dominował Gryffindor, Huffelpuff, Ravenclaw… Aż wreszcie Slytherin. W momencie gdy zaznaczyła miejsca przynależne do ostatniego czarodzieja, zmieniła jednym ruchem różdżki kolor atramentu i kolejno poczęła skreślać to, co zniknęło z Hogwartu… Zbiory na temat rodów czystokrwistych, lochy, Komnata Tajemnic, sala eliksirów, pokój wspólny Ślizgonów… Ślizgoni… Na samą myśl nad tym ostatnim, Rita z trudem powstrzymywała wściekłość. Sama w przeszłości należała do Ravenclawu, jednak nie była w stanie zrozumieć jakim cudem, w tym roku zrezygnowano z użycia Tiary Przydziału publicznie, oficjalnie, a zamiast tego zastosowano, nieznaną dotąd metodę. Jak co roku wprowadzono pierwszorocznych do Wielkiej Sali gdzie stały zaledwie trzy stoły, a pośród barw domów, zabrakło srebra i zieleni. Potem wniesiono na stołku Tiarę Przydziału, a ta pierwszy raz wyśpiewała pieśń przepełnioną goryczą, kłamstwem i obłudą, twierdząc, iż w murach Hogwartu ponownie zapanowały własnie te emocje, iż zaniknęło to co było prawdziwe, a ci którzy podobno chcą dobrze, w rzeczywistości działają wbrew prawości. Po wysłuchaniu pieśni Tiary, Minerwa McGonagall natychmiast wyniosła stołek i każdy z pierwszorocznych był kolejno wyczytywany, po czym przechodził do pomieszczenia, gdzie przed laty zebrali się uczestnicy  Turnieju Trójmagicznego. I po przyznaniu domu, wracał na salę, już z odpowiednim emblematem na szacie. Wyjątkiem byli ci, których Tiara przydzieliła do Slytherinu, albowiem ci uczniowie, jeszcze tego samego wieczoru zostali odwiezieni do domów, a ich rodzice otrzymali wezwanie do Ministerstwa. Mieli zostać przesłuchani w sprawie korzystania z czarnej magii oraz powiązań z Lordem Voldemortem, nawet jeśli przez cały czas należeli do zwolenników Dumbledore’a.
-To wszysto jest chore. Jak oni mogą tak postępować, przecież te dzieciaki nie są niczemu winne.
Jasne, że Rita nie była święta. Jej artykuły nie raz mieszały wiele osób z błotem, sprawiały, że pojawiały się skrajnie różne komentarze i opinie. Jednak nigdy jej się nie zdarzyło skrzywdzić w ten sposób tak młodych dzieci oraz w pełni i całkowicie niewinnych ludzi. A teraz Ministerstwo działało, jakby chciało doprowadzić do całkowitego usunięcia z historii nie tylko czarodziejów czystej krwi, ale także wszystkich, w jakikolwiek sposób powiązanych z Salazarem Slytherinem oraz jego domem. Na samą myśl o niesprawiedliwości oraz o wszystkich dziwnych rzeczach jakie miały miejsce w świecie czarodziejów od momentu zakończenia wojny z Lordem Voldemortem, dziennikarka nabierała coraz więcej wątpliwości odnośnie wszystkiego co się działo wokół niej. Mechanicznie ujęła w palce różdżkę i spaliwszy pergamin, usunęła popiół przykładając końcówkę różdżki do kupki popiołu i wciągając ją jak odkurzaczem, po czym na nowo jej myśli uciekły do Bitwy o Hogwart… Minister ogłosił wtedy, że każdy kto brał w niej udział, mógł bez żadnych testów dostać się do Biura Aurorów, z czego skorzystało wiele osób, między innymi Harry Potter i jego dobry przyjaciele- Ronald Weasley, Neville Longbottom, Ginevra Weasley.. jedynie Hermiona Granger postanowiła wybrać inny kierunek i obecnie pracowała już w Szpitalu Świętego Munga.. Każde z nich nie zawracało sobie głowy działaniami Ministerstwa i jak wynikało z rozmów, które Rita osobiście z nimi przeprowadziła, byli nawet zadowoleni i dumni, iż nareszcie Wielka Brytania otrzymała porządnego Minsitra Magii, współpracującego z dyrektorem Hogwartu i na pewno wspólnie zaprowadzą odpowiedni ład i porządek. Gdy teraz nad tym myślała, wydawało jej się, że każdy z tych młodych czarodziejów jest całkiem inną osobą, niż jej się wydawało, jakby nagle ukazali swoje inne, nieznane oblicze. Rita westchnąwszy cicho, odmieniła kolor atramentu na pierwotny i biorąc po pióro  już miała sięgnąć do pergaminu, by powrócić do pisania artykułu na temat wywiadu z Ministrem Magii, gdy nagle usłyszała dochodzący z pięter niżej popłoch oraz zaskakujące zamieszanie. Natychmiast rzecz jasna, czarownica zerwała się z miejsca zmierzając w kierunku źródła zamieszania, jednak nim zdążyła dojść do windy, drogę zagrodził jej jeden z dziennikarzy.
-Rito słyszałaś?
-A o czym miałam słyszeć Aliciusie?
Alicius był jednym z dziennikarzy, zawsze znajdujących się przy biurze Aurorów, dlatego zawsze on był jednym z pierwszych, którzy dowiadywali się o ważnych oraz nagłych sprawach.
-Ktoś został zaatakowany.
-Kto?
-Severus Snape!
-Słucham? Jak to? Przecież Snape miał być w Hogwarcie, uczy tam ciągle eliksirów, prawda?
-Oczywiście miał tam być, jednak na weekend przyjechał do swojej żony i córki.
-I co? Nie dotarł do nich?
-Nie… Rito, on…

***
-Harry, widzisz to samo co ja?
-Zaczekaj Ron.
Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Ubrany w szatę Aurora Harry Potter stał pośrodku ładnie i przytulnie urządzonego saloniku. W kominku jeszcze dopalał się zielony płomień, po tym jak wraz z Ronem i Tonks przenieśli się za pomocą sieci Fiuu, do domu Snape’ów, na kominku oraz na stolikach stały zdjęcia Severusa Snape’a, jego małżonki Saphiry oraz ich córeczki Victorii. Jeśli by wcześniej tutaj nie był, nigdy by nie pomyślał, iż jest to dom Snape’a, choć możliwe, że była to zasługa córki Dumbledore’a, która za nic na świecie, nie pozwoliłaby swojej córce wychowywać się w mrocznych klimatach, jakie panowały w tak uwielbianych przez jego chrzestnego lochach. Tak… Harry Potter wiedział, że hogwarcki Mistrz Eliksirów jest jego chrzestnym i nawet zaczęli się dogadywać, gdy wreszcie obaj zrzucili z siebie wszystko co im leżało na sercu. W końcu wszystko zaczynało się układać dobrze… A teraz brunet patrzył nie mogąc do końca uwierzyć w to co widzi. Jego wzrok skupiony był na trójce ciał leżących na dywanie. Oczy Severusa Snape’a zatrzymane były w wyrazie zdziwienia, Victoria jeszcze tuż przed rzuceniem zaklęcia uśmiercającego. Saphira leżała z oczami skierowanymi wprost na drzwi, jakby yo ona jako pierwsza zobaczyła zabójcę.
-Co się tutaj stało…
Wiedzial, że oni już nie żyją. Bez problemu to rozpoznał, gdy tylko wyszedł z kominka i jego spojrzenie padło na całą rodzinę Snape’ów, leżących na dywanie. Dopiero po chwili coś przykuło jego uwagę. Coś, czego początkowo żadne z nich nie dostrzegło. Przestąpiwszy ciało swego chrzestnego, podszedł do ściany i oświetliwszy ją różdżką, zobaczył wypisane specjalnym atramentem, widocznym jedynie w świetle różdżki litery układające się w zdanie.
„Zdrajcy krwi zapłacą za to co zrobili, za każdą przelaną krew niewinnych”
-Ale to przecież niemożliwe…
Harry Potter patrzył na litery jak spetryfikowany, nie mogąc w to wszystko uwierzyć i dopiero kolejny krzyk Rona, do którego dopiero po chwili dotarł krzyk Tonks sprawił, że w końcu ruszył do wyjścia przed dom, gdzie stała dwójka jego towarzyszy.
-Co się dzieje, że tak krzyczycie?
-Harry…
-Zobacz…
-Co takie…
Westchnąwszy cicho, brunet powiódł za przerażonym spojrzeniem Rona, po czym… sam zamarł w momencie gdy jego wzrok padł na unoszący się nad domem Snape’ów lśniący zieloną łuną niczym Avada, Mroczny Znak…
-Nie… To niemożliwe… Przecież..
Harry od razu skierował spojrzenie na swoich towarzyszy i w tym momencie dostrzegł coś jeszcze. Niedowierzając własnym oczom, przetarł je zsuwając na chwilę z nosa okulary, po czym ponownie spojrzał w tym samym kierunku, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie widział…
-Idziemy!
-Dokąd?
Tonks i Weasley, natychmiast spojrzeli na chłopaka, który zaczął zabezpieczać drzwi od domu Snape’a, by nikt więcej tam nie wszedł, po czym powiedział nieznoszącym sprzeciwu, ale także i mocno zniecierpliwionym głosem.
-Do Ministerstwa Magii.
-Po co?
-Żeby uzyskać pozwolenie na podróż.
-Dokąd Harry?!
-Do Azkabanu!
Po tych słowach Potter nie czekając na swoich towarzyszy natychmiast deportował się wprost do Ministerstwa Magii, a pozostała dwójka natychmiast wykonała to samo. Nie zatrzymując się, Harry puścił się biegiem do gabinetu Kingsleya, podczas gdy przed oczami ciągle to miał… ciągle widział… Tą lśniącą niczym ślepia Nagini, parę błyszczących w mroku czerwonych, wężowych ślepi skierowanych wprost na niego…

___________
I oto pojawił się nowy rozdział. Znacznie później niż planowałam, jednak pojawił się, niosąc ze sobą nowy świat, już po bitwie o Hogwart… Mam nadzieję, iż po tym jak wszyscy domagaliście się dalszych rozdziałów, teraz was nie rozczaruję. Czekam na wasze opinie na temat rozdziału.
Pozdrawiam

3 komentarze:

  1. Myślałam że się nie doczekam nowego rozdziału .
    Ale jak go teraz przeczytałam to warto było czekać ;)
    życzę weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany! Super notka. Naprawdę nie mogę zrozumieć, jak ci idioci mogą bezwzględnie wierzyć w Dumble'a i Ministerstwo! Hm... Nie lubię filmowej ani książkowej Rity, ale u ciebie wydaje się fajną postacią.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny
    Yuuki

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy i wciągający rozdział:) Nie mogę się doczekać kolejnego:)
    Miłego i pisania i pełno pomysłów na nowy rozdział :)
    Ola

    OdpowiedzUsuń