-Potter, to
wcale nie powinno się tak potoczyć… Wystarczyło byś mnie wysłuchał i wspólnie moglibyśmy
stworzyć nowy świat… Świat, w którym byś mógł spokojnie żyć z Weasley’ówną,
świat bez obłudy i fałszu, bez kłamstw tak długo ciągniętych i powtarzanych
przez kolejne pokolenia Ministerstwa… Ty jednak wolałeś słuchać innych
doradców, którzy wiedzieli niewiele więcej od ciebie… Nawet jeśli to częściowo
jest moja wina, to jednak ty sam sprawiłeś, że znalazłeś się w takiej sytuacji…
Przesunęła delikatnie palcami po materiale kierując wzrok na
osobę znajdującą się obok i cicho szepcząc.
-Dumbledore, ty mogłeś już dawno temu wyjawić prawdę, jednak
wolałeś ją skrywać… Okazałeś się takim samym tchórzem jak wszyscy wokoło,
jedynie dbającym o własne bezpieczeństwo i wygodę. Gdybyś wcześniej się temu
sprzeciwił, nie doszłoby do tego wszystkiego…
Półmrok panujący w pomieszczeniu sprawiał, iż każdy ze
znajdujących się tutaj przedmiotów nadawał pokojowi tajemniczego, wręcz
mistycznego klimatu… Młoda, czarnowłosa dziewczyna ostatni raz rzuciła wzrokiem
na szklane łoża przypominające do pewnego stopnia trumny, jednak wykonane z
czystego szkła, po czym odwróciwszy się opuściła pomieszczenie wchodząc po
schodach w góre, aż znalazła się w jasno oświetlonym świecami korytarzu…
Wychodząc nie spojrzała na osoby stojące bo obu stronach wyjścia, a jedynie
przystanąwszy kilka kroków od swoich towarzyszy powiedziała równie cichym, co i
w podziemiach głosem.
-Możecie zamykać.
I opuściła budynek zmieniając się w kłąb czarnego dymu i
dematerializując się… Nim jednak to uczyniła, ostatni raz uniosła wzrok na
wschodzące powoli Słońce, a na jej ustach w tej samej chwili zalśnił delikatny
uśmiech…
***
-Tego się spodziewałeś mój drogi?
-Tak… Zdecydowanie tego. Właśnie takiej przyszłości
pragnąłem dla mojego pierworodnego.. Teraz jestem w pełni spokojny i mogę
umierać.
-Lucjuszu, aż tak bardzo spieszy ci się na tamten świat?
-Ależ nie Czar… Tom.. Po prostu teraz nareszcie jestem
pewien, iż jeśli cokolwiek mnie się stanie, mój syn będzie bezpieczny.
-W pełni rozumiem twoje podejście do tego wszystkiego.
Grupa dorosłych spojrzała na siebie z uwagą po czym na
twarzach każdego z nich pojawił się delikatny, naturalny uśmiech. W ich oczach
widoczna była ulga, która nie pojawiała się w ich sercach od bardzo dawna… Od
wielu długich lat ciągłego strachu, nienawiści i pragnienia zemsty.
-Co się dzieje z dementorami?
-Jest tak jak mówiła
moja córka. Każdy z dementorów nie jest
niczym innym jak duszą dawnego więźnia Azkabanu. Ponieważ więzienia już nie ma,
można odnaleźć chociażby jakąkolwiek pamiątkę po nich, jakąkolwiek informację,
którą można przekazać bliskim. Wtedy dopiero dusza może zaznać spokoju i
uwolnić te dusze, które pożarła.
-To niewyobrażalne. Więźniowie za życia, po śmierci musieli
stać się strażnikami tego, czego wcześniej za życia najbardziej nienawidzili…
-Tutaj się z tobą zgodzę Amadeusie… Żywili się tym, czym
sami żyli będąc więźniami, ponieważ to im pozostało nim zmarli.
-I ona to odkryła…
-Nie ONA… Oni… Razem, wspólnymi siłami odkryli to, odnaleźli
także wszystkie zapiski odnośnie więźniów, które znajdowały się w
Ministerstwie. To znacznie ułatwia im działanie, zwłaszcza że mogą się teraz
komunikować z dementorami.
-Nigdy nie sądziłem, że dożyję takich czasów…
Pomiędzy grupą czarodziejów zapanowała chwila milczenia,
podczas której z daleka docierał do nich śpiew ptaków i zapach rozkwitających
kwiatów… Mgła znad Wielkiej Brytanii zniknęła bezpowrotnie, na ulicach na nowo
zapanował spokój. Zarówno w części mugolskiej, jak i czarodziejskiej… Dopiero
po chwili milczenia Lucjusz Malfoy skierował wzrok na stojącego przy nim Toma
Riddle’a uśmiechając się delikatnie.
-Wyjasnij mi proszę jedną sprawę… Jakim cudem zostałeś
przywrócony do życia, skoro na naszych oczach zostałeś zabity…
-Wszystko dzięki Elenie oraz Salazarowi. Slytherin przekazał
Elenie informacje odnośnie horkruksów, a także pokazał sposób w jaki można je
połączyć, dlatego podczas poszukiwania hor kruksów, Elena zamykała duszę która
akurat była w danym przedmiocie, w swoim wisiorku, zbierając je stopniowo i
własną miłością i mocą je scalając. Ostatni kawałek otrzymała w momencie gdy
przybyła do Ministerstwa Magii po ucieczce z Azkabanu. Powiązała ostatni
kawałek duszy z moim ciałem, przez co ma dusza w nim pozostała, utrzymując je w
doskonałym stanie. Miałem duszę, okaleczoną, jednak miałem.
-A ten kawałek, który znajdował się w Potterze? Jakim cudem
go zdobyła?
-Umierając w tym samym momencie w którym ja zabiłem Pottera.
Cała nasza trójka była powiązana, dlatego Elena pojawiła się w tym samym
miejscu co Potter i gdy on odrzucił moją część duszy, ona ją przygarnęła i
połączyła z resztą, co do duszy w dzienniku, to Salazar zapieczętowany w
wisiorku, a raczej jego moc, sama przywołała do siebie ów fragment duszy bez
wiedzy Eleny. Slytherin wiedział, że moja córka nie jest jeszcze gotowa by
nieść takie brzemię dlatego wziął je na siebie…
-Rozumiem, lecz…
Nim jednak Amadeus zadał nowe pytanie, od strony wejścia
rozległy się donośnie głosy i radosne śpiewy…
-Więc już wracają.
Uśmiechnąwszy się grupa spojrzała na siebie, po czym ruszyli
do wejścia, by przywitać przybyłych… a szczególnie dwójkę z nich… Słońce jasno
świeciło na Niebie, ogrzewając ziemię wymarzłą długim okresem mgieł, wszystko
zaczynało odżywać.. Nad dziedzińcem została rozciągnięta olbrzyma, magiczna narzuta
tworząc w ten sposób sporej wielkości namiot… Po przywitaniach i gratulacjach
nadszedł czas na chwilę spokoju, przy której w podobną grupkę, jak wczesniej dorośli,
zebrało się wiele przedstawicieli młodego pokolenia czarodziejów. Dawni
Ślizgoni połączeni więzami przyjaźni, które zawiązały się w Hogwarcie, a przez
te wszystkie lata jeszcze dodatkowo się umocniły. Wraz z nimi w grupie znalazło
się także paru Krukonów, Puchonów, a nawet Gryfonów… Z ust nikogo nawet na
chwilę nie schodził ciepły uśmiech, gdy wzrok wszystkich skierował się na
czarnowłosą czarodziejkę.
-Więc to zrobiłaś, tak?
-Tak… Teraz już nie musimy się o nic martwić.
-Ale, co to właściwie było za zaklęcie? To, które wtedy
rzuciłaś na Pottera, Dumbledore’a i innych. Na pewno nie była to avada.
-Nie… Było to zaklęcie sprawiające iż, wszyscy oni pogrążyli
się w swego rodzaju letargu, stanie podobnym do snu, gdzie cały świat jest
kreowany w ich głowach.
-ale… Mogłaś się zemścić. Dlaczego tego nie zrobiłaś?
-To proste Pansy…
Na ustach Eleny Riddle zalśnił delikatny uśmiech, gdy
spojrzała na dziewczynę, z którą większość Hogwartu znajdowala się na jednym
roku.
-Zbyt dużo zostało już przelanej krwi. A ja już nie chcę
zabijać. Ani czarodziejów, ani mugoli. Nikogo. Dosyć już bólu i łez… Zbyt wiele
osób cierpiało przez działania Ministerstwa oraz fałszywe idee…
-Rozumiem, jednak…
-Tak?
-Jest coś co nie daje mi spokoju.
-Co takiego?
-Eleno… Wtedy, gdy razem z Draconem zemściliśmy się na tobie
w Zakazanym Lesie…
-To są stare dzieje Pansy.
-Wiem, jednak… Wtedy umarłas. Jestem tego pewna, nawet
Pomfrey mówiła, że nie było szans byś przeżyła, więc jak…
Na pytanie zadane przez Parkinson, czarnowłosa uśmiechnęła
się ciepło odgarniając z czoła pojedynczy kosmyk włosów.
-Nie ma jednego świata… istnieje wiele światów, z czego
dziewięć głównych, które dzielą się na różne rozgałęzienia… W momencie gdy
następuje jakieś ważne wydarzenie, rozgrywa się ono na dwa sposoby i oba się
zdarzają, jednak jeden z nich rozgrywa się w jednym świecie, a drugi w świecie
który się właśnie wytworzył… dlatego podczas gdy mój ojciec zaatakował Pottera,
gdy ten był niemowlęciem, to wtedy wytworzył się drugi świat, w którym wcale
nie zginął, a Potter zmarł… Rozumiecie?
-Tak, jednak to ciągle nie tłumaczy jakim cudem, tutaj stoisz…
-Wiem moja droga… i tutaj pojawia się pewna zależność,
ponieważ każdy z nas ma w każdym z owych 9 światów swojego odpowiednika,
dlatego w rzeczywistości gdzieś tam w innych światach istnieje jeszcze 8
różnych Pansy… jednak nie zawsze tak jest. Czasem rodzą się osoby, które nie
mają swojego odpowiednika w innym świecie. Są to osoby niezaplanowane,
narodzone wbrew historii. I takie własnie osoby otrzymują rekompensatę w ramach
tego, że nie mają swoich odpowiedników. A ta rekompensata jest bardzo jasna…
otrzymują w sumie 9 żyć, czyli tyle ile ich powinno być w świecie… dlatego też
gdy zostałam przez was zabita odrodziłam się, tracąc jedno ze swoich żyć…
-A ile ci jeszcze zostało?
-No cóż… to bardzo dobre pytanie…
-Są bardzo spokojni, prawda?
Wzrok wielu dorosłych skierował się w tym momencie na
stojącego przy nich czarodzieja.
-Co masz na myśli?
-Dokonali czegoś, co wydawało się niemożliwe do wykonania…
Zaklęcie, które rzucili Elena i Draco spowodowało, że Hogwart powstał taki jaki
powinien być od początku, bez tego niezdrowego podziału… do szkoły na nowo
wróciły wszystkie cztery domy, tak jak sobie tego życzył Slytherin.. Wojna,
która trwała przez tyle lat została zakończona w przeciągu kilku chwil, a ci,
którzy w rzeczywistości wygrali, właściwie w ogóle w tej wojnie nie powinni
brać udziału.
-To się zgadza… Ten nowy zamek, powstały z magii dwójki
czarodziejów, jest naprawdę niezwykły.
-Tak jak niezwykła jest ta dwójka.
W momencie gdy to pojedyncze zdanie padło z ust Lucjusza
Malfoya, zabrzmiała muzyka, jednocześnie obwieszczająca, iż wszyscy już
przybyli… stojący na podwyższeniu czarodziej uśmiechnął się ciepło rozkładając
ręce i witając wszystkich, po czym zapraszając na parkiet na początek
najważniejsze osoby w tym dniu… W całym namiocie rozbrzmiały oklaski, które
zagłuszyły delikatny stukot butów pary, gdy wspólnie wkroczyli na parkiet.
Okręcając dziewczynę wokół siębie, delikatnie ujął jej dłoń drugą dłoń kładąc
na jej talii i rozpoczynając pierwszy taniec. Czerwień i stal zetknęły się z
sobą i w tym momencie na ich ustach zalśnił ciepły, przepełniony szczęściem uśmiech…
-Pięknie wyglądasz…
Jego cichy szept był słyszalny jedynie przez nią i sprawił,
że jej oczy zalśniły delikatnie jakby ktoś zamknął w nich dwie gwiazdy.
-Ty także… wydajesz mi się być jeszcze bardziej przystojny.
-ale te blizny… Zabini znalazł podobno jakieś zaklęcie
dzięki któremu częściowo one znikną, ale…
-Nie musisz ich usuwać… Nie przeszkadzają mi one. Są
dowodem, że pozostałeś wierny sobie do końca, bez względu na wszystko.
Uśmiechnąwszy się ciepło, Elena przytuliła się do
trzymającego ją w swoich objęciach chłopaka. W owej szacie wyglądał jeszcze
przystojniej, zwłaszcza od czasu gdy stwierdził, że nie potrzebuje dłużej tony
żelu na włosach, od którego odzwyczaił się podczas pobytu w Azkabanie. Sama
miała na sobie delikatną suknię niemalże do ziemii lśniącą delikatnie…
-Od jutra będziemy musieli zacząć zbawiać świat…
-Tak… ale to dopiero jutro…
Tom i Lucjusz obserwowali ową dwójkę ze szczególnie ciepłymi
uśmiechami.
-Mój syn bardzo dojrzał. Nawet nie wiem kiedy… mam wrażenie,
że to za sprawą Eleny.
-Elena także wiele zawdzięcza Draconowi.. Dzięki niemu
ciągle wierzyła i dążyła do osiągnięcia celu. Razem na pewno osiągną wiele…
-Młode pokolenie czarodziejów… Nasza przyszłośc, ci którszy
dostrzegli to, czego my dorośli nie widzieliśmy… Oni potrafili patrzeć znacznie
lepiej niż Ministerstwo i wszyscy Śmierciożercy razem wzięci…
Widzieli jak na parkiecie pojawia się coraz więcej par, aż w
końcu prawie wszyscy młodzi czarodzieje tańczyli spokojnie, bez pośpiechu, do
muzyki płynącej od strony podwyższenia… Uśmiechnąwszy się delikatnie, brunetka
spojrzała na Zabiniego trochę potykającego się, co jednak wywoływało jedynie
cichy, przyjacielski śmiech jego partnerki.
-Zabini i Luna Lovegood. Uwierzyłbyś kiedyś, że Blaise od
tak dawna się w niej podkochiwał?
-W dawnym świecie na pewno by się do tego nie przyznał…
Wokoło nic nie byli jedynie Ślizgoni… W podziemiach gmachu
Ministerstwa, z których usunięto sale przesłuchań, znajdowali się jedynie ci,
którzy pragnęli pozabijać tych, rozpoczynających nową erę w świecie
czarodziejów… Ginny Weasley, Ronald Weasley, nie poteafili się z tym pogodzić…
jednak pozostałe ich rodzeństwo patrzyło na to wszystko inaczej… Chociaz nie
było tutaj Hermiony Granger, to ona także pozostała wolna i stopniowo oswajała
się z obecną sytuacją, a nawet miała wiele pomysłów jak rozpocząć współpracę ze
światem mugoli… na razie po cichu, nie podając żadnych informacji do opinii
publicznej… Znajdował się tutaj także Remus Lupin wraz z małżonką, mimo tego że
jego przyjaciel, Syriusz podzielił los Harry’ego Pottera… Elena nie uważała
tego za stał,e twierdziła, że może kiedyś nadejdzie dzien, w którym zostaną
uwolnieni, jednak najpierw świat musiał przyzwyczaić się do nowego ładu, co jak
na razie przychodziło im w miarę łatwo… Minerwa McGonagall została nowym dyrektorem
Hogwartu i sama wypowiedziała się na jednej z konferencji prasowych… Oczywiście
znajdowali się jeszcze tacy, którzy uważali że to wszystko sztuczki i
manipulacje, jednak wszyscy ci, którym tak zależało na pokoju byli pewni, że
prędzej czy później owe obawy znikną… Teraz już wokoło Eleny i Dracona tanczyli
zarówno Ślizgoni, jak i Krukoni, Puchoni i Gryfoni… bez podziału, bez
wzajemnego strachu i niechęci… tak ja powinno być… uśmiechnąwszy się ciepło,
dziewczyna uniosła wzrok na blondyna dajac się okręcić i przytulić ponownie.
-Minęło tyle czasu… Potrzebowałem tak dużo czasu by dorosnąć
i dogonić dojrzałością ciebie.
-Nie popędzałam cię Draco… Spokojnie czekałam… przez te
wszystkie lata ciągle czekałam i wierzyłam, że kiedyś to nastąpi.
-Potrzebowałem tyle czasu w Azkabanie oraz spotkania z dementorami
i przesłuchań by w końcu wszystko zrozumieć…
-Ale zrozumiałes, prawda?
-Tak… nareszcie tak…
-to dobrze Mon Dragon…
-Wiesz, że czeka nas jeszcze dluga droga? Od jutra zaczną
się kolejne wywiady, spotkania, odbudowa wielu miejsc, które zniszczyło
Ministerstwo i…
-Cii.. wiem. Wiem o wszystkim, ale to dopiero jutro.
-a teraz, czego sobie Panienka życzy?
Słysząc ów zwrot córka Czarnego Pana uśmiechnęła się ciepło.
Widziała spojrzenia zgromadzonych na Sali, widziała ich uśmiechy i radosne
oczy, w których dostrzegała spokój i nadzieję oraz wiarę w lepsze jutro… Chwilę
milczała, po czym kierując ponownie wzrok na blondyna uśmiechnęła się ciepło,
mówiąc cicho.
-a teraz niech pan mnie przytuli i pocałuje, Panie Malfoy…
-Jak sobie Pani życzy, Pani Malfoy…
Ślizgon uśmiechnął się szarmancko mówiąc te słowa, po czym
przyciągając do siebie Elenę przytulił ją opiekuńczo i pochylając się złaczył z
nią usta w pocałunku, na co dziewczyna przyległa pewniej swoim ciałem do jego,
odwzajemniając ów pocałunek. Niektórzy twierdzili, że to za wczesnie, jednak
gdy wraz z Draconem dzień po ostatecznej bitwie przyszli do ich rodziców i
Draco poprosił Voldemorta o rękę jego córki oraz własnego ojca o błogosławieństwo,
oni jedynie życzyli im szczęścia… Zbyt długo już na to czekali, zbyt często ich
drogi się splataly i rozpadały… Teraz bez tajemnic i problemów mogli zacząć
życie na nowo… wspólne życie… Muzyka powoli cichła i milkła, a oni nie
przerywali pocałunku. Nie wiedzieli ile on trwa i w sumie niewiele ich to
obchodziło. Byli szczęśliwi. Podobnie jak otaczający ich młodzi czarodzieje, na
których dorośli, weterani wojen, dawni śmierciożercy oraz poplecznicy
Dumbledore’a patrzyli z podziwem i ciepłem… Tak oto zakończyła się największa z
wojen czarodziejów trwająca od wielu lat. Cykl został zakończony, a wszelkie
problemy znalazły swoje rozwiązanie… Od tej pory już nikt nie interesował się przypominaj
kami. Tak jak powiedziala Elena- rozpoczęło się wypełnianie własnych
przeznaczeń, zamiast tego, co zostało narzucone… Elena Riddle także nie musiała
już być dłużej nadzieją świata czarnej magii… Nie przypominała już w niczym
owej dziewczynki, która przed laty przekroczyła peron 9 i ¾ by pierwszy raz
pojechać do Hogwartu… Nie była już Eleną Morino, Eleną Riddle, przywódczynią
Slytherinu, córką Czarnego pana… To wszystko zostało zsunięte na drugi tor… Od
tej pory mogła być po prostu Eleną… I nawet jeśli wiedziała, że nie będzie
łatwo, że wciąż czeka ją wiele problemów i krętych dróg, to jednak obecnie, gdy
znajdowała się w ramionach swojego męża, jakoś nie obawiała się przyszłości…
Przyszłość mogła poczekać, a cokolwiek miało w niej być, oni razem się tym
zmierzą. Bo byli razem przez te wszystkie lata, nic ich nie rozdzieliło i tak już
miało pozostać. Zawsze…
***KONIEC***