sobota, 4 maja 2013

Posłowie



Zaczęłam tego bloga pisać bardzo dawno temu. Elenę stworzyłam po przeczytaniu trzeciej części Harry’ego Pottera, jednak dużo czasu zajęło mi, nim rozpoczęłam pisanie owej historii. Teraz nastąpił koniec przygód córki Czarnego Pana. Nie wiem czy to zakończenie jest w stanie was bardziej usatysfakcjonować, niż poprzednie jednak dla mnie Elena zasłużyła na spokojne życie teraz… Pojawiły się głosy odnośnie nowej opowieści i powiem Wam, że mam zamiar zacząć pisać nową historię jednak nie wiem za ile. Zapewne za mniej więcej miesiąc, kiedy zbiorę myśli i zdecyduję w jakim czasie ową historię umieścić. Na pewno na blogu pojawi się informacja odnośnie nowej historii, a na razie dziękuję wszystkim którzy śledzili losy Eleny i wytrwali przy niej. Wasze komentarze sprawiały, że miałam ochotę pisać dalej.
Dziękuję
Elena Malfoy (Riddle)

EPILOG- Rozdział 63- Nowy początek



-Potter, to wcale nie powinno się tak potoczyć… Wystarczyło byś mnie wysłuchał i wspólnie moglibyśmy stworzyć nowy świat… Świat, w którym byś mógł spokojnie żyć z Weasley’ówną, świat bez obłudy i fałszu, bez kłamstw tak długo ciągniętych i powtarzanych przez kolejne pokolenia Ministerstwa… Ty jednak wolałeś słuchać innych doradców, którzy wiedzieli niewiele więcej od ciebie… Nawet jeśli to częściowo jest moja wina, to jednak ty sam sprawiłeś, że znalazłeś się w takiej sytuacji…

Przesunęła delikatnie palcami po materiale kierując wzrok na osobę znajdującą się obok i cicho szepcząc.

-Dumbledore, ty mogłeś już dawno temu wyjawić prawdę, jednak wolałeś ją skrywać… Okazałeś się takim samym tchórzem jak wszyscy wokoło, jedynie dbającym o własne bezpieczeństwo i wygodę. Gdybyś wcześniej się temu sprzeciwił, nie doszłoby do tego wszystkiego…

Półmrok panujący w pomieszczeniu sprawiał, iż każdy ze znajdujących się tutaj przedmiotów nadawał pokojowi tajemniczego, wręcz mistycznego klimatu… Młoda, czarnowłosa dziewczyna ostatni raz rzuciła wzrokiem na szklane łoża przypominające do pewnego stopnia trumny, jednak wykonane z czystego szkła, po czym odwróciwszy się opuściła pomieszczenie wchodząc po schodach w góre, aż znalazła się w jasno oświetlonym świecami korytarzu… Wychodząc nie spojrzała na osoby stojące bo obu stronach wyjścia, a jedynie przystanąwszy kilka kroków od swoich towarzyszy powiedziała równie cichym, co i w podziemiach głosem.

-Możecie zamykać.

I opuściła budynek zmieniając się w kłąb czarnego dymu i dematerializując się… Nim jednak to uczyniła, ostatni raz uniosła wzrok na wschodzące powoli Słońce, a na jej ustach w tej samej chwili zalśnił delikatny uśmiech…

***

-Tego się spodziewałeś mój drogi?

-Tak… Zdecydowanie tego. Właśnie takiej przyszłości pragnąłem dla mojego pierworodnego.. Teraz jestem w pełni spokojny i mogę umierać.

-Lucjuszu, aż tak bardzo spieszy ci się na tamten świat?

-Ależ nie Czar… Tom.. Po prostu teraz nareszcie jestem pewien, iż jeśli cokolwiek mnie się stanie, mój syn będzie bezpieczny.

-W pełni rozumiem twoje podejście do tego wszystkiego.

Grupa dorosłych spojrzała na siebie z uwagą po czym na twarzach każdego z nich pojawił się delikatny, naturalny uśmiech. W ich oczach widoczna była ulga, która nie pojawiała się w ich sercach od bardzo dawna… Od wielu długich lat ciągłego strachu, nienawiści i pragnienia zemsty.

-Co się dzieje z dementorami?

 -Jest tak jak mówiła moja córka. Każdy z dementorów  nie jest niczym innym jak duszą dawnego więźnia Azkabanu. Ponieważ więzienia już nie ma, można odnaleźć chociażby jakąkolwiek pamiątkę po nich, jakąkolwiek informację, którą można przekazać bliskim. Wtedy dopiero dusza może zaznać spokoju i uwolnić te dusze, które pożarła.

-To niewyobrażalne. Więźniowie za życia, po śmierci musieli stać się strażnikami tego, czego wcześniej za życia najbardziej nienawidzili…

-Tutaj się z tobą zgodzę Amadeusie… Żywili się tym, czym sami żyli będąc więźniami, ponieważ to im pozostało nim zmarli.

-I ona to odkryła…

-Nie ONA… Oni… Razem, wspólnymi siłami odkryli to, odnaleźli także wszystkie zapiski odnośnie więźniów, które znajdowały się w Ministerstwie. To znacznie ułatwia im działanie, zwłaszcza że mogą się teraz komunikować z dementorami.

-Nigdy nie sądziłem, że dożyję takich czasów…

Pomiędzy grupą czarodziejów zapanowała chwila milczenia, podczas której z daleka docierał do nich śpiew ptaków i zapach rozkwitających kwiatów… Mgła znad Wielkiej Brytanii zniknęła bezpowrotnie, na ulicach na nowo zapanował spokój. Zarówno w części mugolskiej, jak i czarodziejskiej… Dopiero po chwili milczenia Lucjusz Malfoy skierował wzrok na stojącego przy nim Toma Riddle’a uśmiechając się delikatnie.

-Wyjasnij mi proszę jedną sprawę… Jakim cudem zostałeś przywrócony do życia, skoro na naszych oczach zostałeś zabity…

-Wszystko dzięki Elenie oraz Salazarowi. Slytherin przekazał Elenie informacje odnośnie horkruksów, a także pokazał sposób w jaki można je połączyć, dlatego podczas poszukiwania hor kruksów, Elena zamykała duszę która akurat była w danym przedmiocie, w swoim wisiorku, zbierając je stopniowo i własną miłością i mocą je scalając. Ostatni kawałek otrzymała w momencie gdy przybyła do Ministerstwa Magii po ucieczce z Azkabanu. Powiązała ostatni kawałek duszy z moim ciałem, przez co ma dusza w nim pozostała, utrzymując je w doskonałym stanie. Miałem duszę, okaleczoną, jednak miałem.

-A ten kawałek, który znajdował się w Potterze? Jakim cudem go zdobyła?

-Umierając w tym samym momencie w którym ja zabiłem Pottera. Cała nasza trójka była powiązana, dlatego Elena pojawiła się w tym samym miejscu co Potter i gdy on odrzucił moją część duszy, ona ją przygarnęła i połączyła z resztą, co do duszy w dzienniku, to Salazar zapieczętowany w wisiorku, a raczej jego moc, sama przywołała do siebie ów fragment duszy bez wiedzy Eleny. Slytherin wiedział, że moja córka nie jest jeszcze gotowa by nieść takie brzemię dlatego wziął je na siebie…

-Rozumiem, lecz…

Nim jednak Amadeus zadał nowe pytanie, od strony wejścia rozległy się donośnie głosy i radosne śpiewy…

-Więc już wracają.

Uśmiechnąwszy się grupa spojrzała na siebie, po czym ruszyli do wejścia, by przywitać przybyłych… a szczególnie dwójkę z nich… Słońce jasno świeciło na Niebie, ogrzewając ziemię wymarzłą długim okresem mgieł, wszystko zaczynało odżywać.. Nad dziedzińcem została rozciągnięta olbrzyma, magiczna narzuta tworząc w ten sposób sporej wielkości namiot… Po przywitaniach i gratulacjach nadszedł czas na chwilę spokoju, przy której w podobną grupkę, jak wczesniej dorośli, zebrało się wiele przedstawicieli młodego pokolenia czarodziejów. Dawni Ślizgoni połączeni więzami przyjaźni, które zawiązały się w Hogwarcie, a przez te wszystkie lata jeszcze dodatkowo się umocniły. Wraz z nimi w grupie znalazło się także paru Krukonów, Puchonów, a nawet Gryfonów… Z ust nikogo nawet na chwilę nie schodził ciepły uśmiech, gdy wzrok wszystkich skierował się na czarnowłosą czarodziejkę.

-Więc to zrobiłaś, tak?

-Tak… Teraz już nie musimy się o nic martwić.

-Ale, co to właściwie było za zaklęcie? To, które wtedy rzuciłaś na Pottera, Dumbledore’a i innych. Na pewno nie była to avada.

-Nie… Było to zaklęcie sprawiające iż, wszyscy oni pogrążyli się w swego rodzaju letargu, stanie podobnym do snu, gdzie cały świat jest kreowany w ich głowach.

-ale… Mogłaś się zemścić. Dlaczego tego nie zrobiłaś?

-To proste Pansy…

Na ustach Eleny Riddle zalśnił delikatny uśmiech, gdy spojrzała na dziewczynę, z którą większość Hogwartu znajdowala się na jednym roku.

-Zbyt dużo zostało już przelanej krwi. A ja już nie chcę zabijać. Ani czarodziejów, ani mugoli. Nikogo. Dosyć już bólu i łez… Zbyt wiele osób cierpiało przez działania Ministerstwa oraz fałszywe idee…

-Rozumiem, jednak…

-Tak?

-Jest coś co nie daje mi spokoju.

-Co takiego?

-Eleno… Wtedy, gdy razem z Draconem zemściliśmy się na tobie w Zakazanym Lesie…

-To są stare dzieje Pansy.

-Wiem, jednak… Wtedy umarłas. Jestem tego pewna, nawet Pomfrey mówiła, że nie było szans byś przeżyła, więc jak…

Na pytanie zadane przez Parkinson, czarnowłosa uśmiechnęła się ciepło odgarniając z czoła pojedynczy kosmyk włosów.

-Nie ma jednego świata… istnieje wiele światów, z czego dziewięć głównych, które dzielą się na różne rozgałęzienia… W momencie gdy następuje jakieś ważne wydarzenie, rozgrywa się ono na dwa sposoby i oba się zdarzają, jednak jeden z nich rozgrywa się w jednym świecie, a drugi w świecie który się właśnie wytworzył… dlatego podczas gdy mój ojciec zaatakował Pottera, gdy ten był niemowlęciem, to wtedy wytworzył się drugi świat, w którym wcale nie zginął, a Potter zmarł… Rozumiecie?

-Tak, jednak to ciągle nie tłumaczy jakim cudem, tutaj stoisz…

-Wiem moja droga… i tutaj pojawia się pewna zależność, ponieważ każdy z nas ma w każdym z owych 9 światów swojego odpowiednika, dlatego w rzeczywistości gdzieś tam w innych światach istnieje jeszcze 8 różnych Pansy… jednak nie zawsze tak jest. Czasem rodzą się osoby, które nie mają swojego odpowiednika w innym świecie. Są to osoby niezaplanowane, narodzone wbrew historii. I takie własnie osoby otrzymują rekompensatę w ramach tego, że nie mają swoich odpowiedników. A ta rekompensata jest bardzo jasna… otrzymują w sumie 9 żyć, czyli tyle ile ich powinno być w świecie… dlatego też gdy zostałam przez was zabita odrodziłam się, tracąc jedno ze swoich żyć…

-A ile ci jeszcze zostało?

-No cóż… to bardzo dobre pytanie…

-Są bardzo spokojni, prawda?

Wzrok wielu dorosłych skierował się w tym momencie na stojącego przy nich czarodzieja.

-Co masz na myśli?

-Dokonali czegoś, co wydawało się niemożliwe do wykonania… Zaklęcie, które rzucili Elena i Draco spowodowało, że Hogwart powstał taki jaki powinien być od początku, bez tego niezdrowego podziału… do szkoły na nowo wróciły wszystkie cztery domy, tak jak sobie tego życzył Slytherin.. Wojna, która trwała przez tyle lat została zakończona w przeciągu kilku chwil, a ci, którzy w rzeczywistości wygrali, właściwie w ogóle w tej wojnie nie powinni brać udziału.

-To się zgadza… Ten nowy zamek, powstały z magii dwójki czarodziejów, jest naprawdę niezwykły.

-Tak jak niezwykła jest ta dwójka.

W momencie gdy to pojedyncze zdanie padło z ust Lucjusza Malfoya, zabrzmiała muzyka, jednocześnie obwieszczająca, iż wszyscy już przybyli… stojący na podwyższeniu czarodziej uśmiechnął się ciepło rozkładając ręce i witając wszystkich, po czym zapraszając na parkiet na początek najważniejsze osoby w tym dniu… W całym namiocie rozbrzmiały oklaski, które zagłuszyły delikatny stukot butów pary, gdy wspólnie wkroczyli na parkiet. Okręcając dziewczynę wokół siębie, delikatnie ujął jej dłoń drugą dłoń kładąc na jej talii i rozpoczynając pierwszy taniec. Czerwień i stal zetknęły się z sobą i w tym momencie na ich ustach zalśnił ciepły, przepełniony szczęściem uśmiech…

-Pięknie wyglądasz…

Jego cichy szept był słyszalny jedynie przez nią i sprawił, że jej oczy zalśniły delikatnie jakby ktoś zamknął w nich dwie gwiazdy.

-Ty także… wydajesz mi się być jeszcze bardziej przystojny.

-ale te blizny… Zabini znalazł podobno jakieś zaklęcie dzięki któremu częściowo one znikną, ale…

-Nie musisz ich usuwać… Nie przeszkadzają mi one. Są dowodem, że pozostałeś wierny sobie do końca, bez względu na wszystko.

Uśmiechnąwszy się ciepło, Elena przytuliła się do trzymającego ją w swoich objęciach chłopaka. W owej szacie wyglądał jeszcze przystojniej, zwłaszcza od czasu gdy stwierdził, że nie potrzebuje dłużej tony żelu na włosach, od którego odzwyczaił się podczas pobytu w Azkabanie. Sama miała na sobie delikatną suknię niemalże do ziemii lśniącą delikatnie…

-Od jutra będziemy musieli zacząć zbawiać świat…

-Tak… ale to dopiero jutro…

Tom i Lucjusz obserwowali ową dwójkę ze szczególnie ciepłymi uśmiechami.

-Mój syn bardzo dojrzał. Nawet nie wiem kiedy… mam wrażenie, że to za sprawą Eleny.

-Elena także wiele zawdzięcza Draconowi.. Dzięki niemu ciągle wierzyła i dążyła do osiągnięcia celu. Razem na pewno osiągną wiele…

-Młode pokolenie czarodziejów… Nasza przyszłośc, ci którszy dostrzegli to, czego my dorośli nie widzieliśmy… Oni potrafili patrzeć znacznie lepiej niż Ministerstwo i wszyscy Śmierciożercy razem wzięci…

Widzieli jak na parkiecie pojawia się coraz więcej par, aż w końcu prawie wszyscy młodzi czarodzieje tańczyli spokojnie, bez pośpiechu, do muzyki płynącej od strony podwyższenia… Uśmiechnąwszy się delikatnie, brunetka spojrzała na Zabiniego trochę potykającego się, co jednak wywoływało jedynie cichy, przyjacielski śmiech jego partnerki.

-Zabini i Luna Lovegood. Uwierzyłbyś kiedyś, że Blaise od tak dawna się w niej podkochiwał?

-W dawnym świecie na pewno by się do tego nie przyznał…

Wokoło nic nie byli jedynie Ślizgoni… W podziemiach gmachu Ministerstwa, z których usunięto sale przesłuchań, znajdowali się jedynie ci, którzy pragnęli pozabijać tych, rozpoczynających nową erę w świecie czarodziejów… Ginny Weasley, Ronald Weasley, nie poteafili się z tym pogodzić… jednak pozostałe ich rodzeństwo patrzyło na to wszystko inaczej… Chociaz nie było tutaj Hermiony Granger, to ona także pozostała wolna i stopniowo oswajała się z obecną sytuacją, a nawet miała wiele pomysłów jak rozpocząć współpracę ze światem mugoli… na razie po cichu, nie podając żadnych informacji do opinii publicznej… Znajdował się tutaj także Remus Lupin wraz z małżonką, mimo tego że jego przyjaciel, Syriusz podzielił los Harry’ego Pottera… Elena nie uważała tego za stał,e twierdziła, że może kiedyś nadejdzie dzien, w którym zostaną uwolnieni, jednak najpierw świat musiał przyzwyczaić się do nowego ładu, co jak na razie przychodziło im w miarę łatwo… Minerwa McGonagall została nowym dyrektorem Hogwartu i sama wypowiedziała się na jednej z konferencji prasowych… Oczywiście znajdowali się jeszcze tacy, którzy uważali że to wszystko sztuczki i manipulacje, jednak wszyscy ci, którym tak zależało na pokoju byli pewni, że prędzej czy później owe obawy znikną… Teraz już wokoło Eleny i Dracona tanczyli zarówno Ślizgoni, jak i Krukoni, Puchoni i Gryfoni… bez podziału, bez wzajemnego strachu i niechęci… tak ja powinno być… uśmiechnąwszy się ciepło, dziewczyna uniosła wzrok na blondyna dajac się okręcić i przytulić ponownie.

-Minęło tyle czasu… Potrzebowałem tak dużo czasu by dorosnąć i dogonić dojrzałością ciebie.

-Nie popędzałam cię Draco… Spokojnie czekałam… przez te wszystkie lata ciągle czekałam i wierzyłam, że kiedyś to nastąpi.

-Potrzebowałem tyle czasu w Azkabanie oraz spotkania z dementorami i przesłuchań by w końcu wszystko zrozumieć…

-Ale zrozumiałes, prawda?

-Tak… nareszcie tak…

-to dobrze Mon Dragon…

-Wiesz, że czeka nas jeszcze dluga droga? Od jutra zaczną się kolejne wywiady, spotkania, odbudowa wielu miejsc, które zniszczyło Ministerstwo i…

-Cii.. wiem. Wiem o wszystkim, ale to dopiero jutro.

-a teraz, czego sobie Panienka życzy?

Słysząc ów zwrot córka Czarnego Pana uśmiechnęła się ciepło. Widziała spojrzenia zgromadzonych na Sali, widziała ich uśmiechy i radosne oczy, w których dostrzegała spokój i nadzieję oraz wiarę w lepsze jutro… Chwilę milczała, po czym kierując ponownie wzrok na blondyna uśmiechnęła się ciepło, mówiąc cicho.

-a teraz niech pan mnie przytuli i pocałuje, Panie Malfoy…

-Jak sobie Pani życzy, Pani Malfoy…

Ślizgon uśmiechnął się szarmancko mówiąc te słowa, po czym przyciągając do siebie Elenę przytulił ją opiekuńczo i pochylając się złaczył z nią usta w pocałunku, na co dziewczyna przyległa pewniej swoim ciałem do jego, odwzajemniając ów pocałunek. Niektórzy twierdzili, że to za wczesnie, jednak gdy wraz z Draconem dzień po ostatecznej bitwie przyszli do ich rodziców i Draco poprosił Voldemorta o rękę jego córki oraz własnego ojca o błogosławieństwo, oni jedynie życzyli im szczęścia… Zbyt długo już na to czekali, zbyt często ich drogi się splataly i rozpadały… Teraz bez tajemnic i problemów mogli zacząć życie na nowo… wspólne życie… Muzyka powoli cichła i milkła, a oni nie przerywali pocałunku. Nie wiedzieli ile on trwa i w sumie niewiele ich to obchodziło. Byli szczęśliwi. Podobnie jak otaczający ich młodzi czarodzieje, na których dorośli, weterani wojen, dawni śmierciożercy oraz poplecznicy Dumbledore’a patrzyli z podziwem i ciepłem… Tak oto zakończyła się największa z wojen czarodziejów trwająca od wielu lat. Cykl został zakończony, a wszelkie problemy znalazły swoje rozwiązanie… Od tej pory już nikt nie interesował się przypominaj kami. Tak jak powiedziala Elena- rozpoczęło się wypełnianie własnych przeznaczeń, zamiast tego, co zostało narzucone… Elena Riddle także nie musiała już być dłużej nadzieją świata czarnej magii… Nie przypominała już w niczym owej dziewczynki, która przed laty przekroczyła peron 9 i ¾ by pierwszy raz pojechać do Hogwartu… Nie była już Eleną Morino, Eleną Riddle, przywódczynią Slytherinu, córką Czarnego pana… To wszystko zostało zsunięte na drugi tor… Od tej pory mogła być po prostu Eleną… I nawet jeśli wiedziała, że nie będzie łatwo, że wciąż czeka ją wiele problemów i krętych dróg, to jednak obecnie, gdy znajdowała się w ramionach swojego męża, jakoś nie obawiała się przyszłości… Przyszłość mogła poczekać, a cokolwiek miało w niej być, oni razem się tym zmierzą. Bo byli razem przez te wszystkie lata, nic ich nie rozdzieliło i tak już miało pozostać. Zawsze…



***KONIEC***

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 62- Ujawniona Prawda



-Tom… Riddle…



-Riddle? To  jest…




Oczy obrońców Hogwartu skierowały się na stojącą na ruinach dawnej szkoły parę. Każdy z obecnych wprost nie był w stanie uwierzyć w to, co właśnie rozgrywało się na ich oczach. Dawni więźniowie Azkabanu teraz wolni, strażnicy więzienia dla czarodziejów stojący po stronie osób, których w przeszłości mieli pilnować, najpotężniejszy czarnoksiężnik wszechczasów przywołany ponownie do życia, mimo tego że każdy był pewien iż już nie powróci… A pośród tego wszystkiego dziewczyna, która przez tak długi czas oszukiwała i mamiła Złotego Chłopca. Istniały teorie według których Elena miała podawać Potterowi jakiś specjalny eliksir dzięki czemu Gryfon był szczególnie podatny na jej wpływy i słuchał jej ufając bez reszty.. Nikt nie wiedział ile właściwie jest w tych plotkach prawdy, jednak w miarę upływu czasu urosły one na tyle, by móc całkowicie zniwelować to niezbyt dobre wrażenie jakie robiła na czarodziejach myśl, iż Złoty Chłopiec był w jakikolwiek sposób powiązany z córką Voldemorta. W ten sposób stopniowo ginęła prawda odnośnie kontaktów i rzeczywistych stosunków tej dwójki, by w końcu zostać zastąpioną przez kłamstwo. W obecnym świecie często tak się działo, iż plotka zastępowała prawdę będącą niewygodną dla pewnym osób. Znacznie łatwiej było rozsiewać domysły, a potem sprawiać by inni w nie wierzyli, niż pozwolić im snuć własne rozmyślania, podczas których można było dojść do wniosków niewygodnych dla wysoko postawionych osób. W tym momencie natomiast można było doskonale dostrzec efekty jakie osiągnęło ministerstwo przy udziale Dumbledore’a oraz samego Pottera, albowiem prawie natychmiast wszyscy obrońcy Hogwartu unieśli różdżki gotowi rozpocząć walkę. To samo też wykonali poplecznicy Lorda Voldemorta. Pośród tych osób znalazła się tylko jedna, która nie wyjęła różdżki a jedynie milcząc patrzyła na zgromadzonych przed nią czarodziejów i czarownice, by w odpowiedniej chwili gdy jej ojciec oraz Dumbledore mieli dać znak do rozpoczęcia walki jednym ruchem poderwać obie dłonie sprawiając, że naraz wszystkie różdżki wyleciały w powietrze zastygając nad głowami swoich właścicieli wystarczająco wysoko by ci nie mogli ich dosięgnąć. Na ten gest wszystkie oczy zostały natychmiast skierowane na pojedynczą, obecnie samotnie stojącą czarodziejkę. Dziecko zrodzone z czarnej magii, mające być nadzieją świata mrocznej magii, teraz stojące pośrodku nich, a jednak znajdujące się w pewnej odległości od obu stron.




-Eleno…




-Córko co się dzieje? Czemu to zrobiłaś?




-Bo teraz nadszedł czas byście mnie wysłuchali.




-C…co?




Na twarzach zgromadzonych pojawił się ten sam wyraz niedowierzania, w czasie gdy Elena Riddle wyszła trochę do przodu stając na pasie ziemi niczyjej pomiędzy obrońcami Hogwartu i Śmierciożercami.




-Oszalałaś do końca wariatko?! To nie jest czas na jakieś głupie opowiastki! To jest…




-Zamilcz i słuchaj Weasley.




Po tych słowach Elena spojrzała na chłopaka wzrokiem, w którym nie było choćby cienia litości, a jedynie bezgraniczny spokój oraz pewność siebie. Wiedziała co powinna zrobić, czuła iż nadszedł czas, w którym zostanie położony kres obu ideologiom  przyświecającym przez ostatnie kilkadziesiąt lat wszystkim nacjom czarodziejów.




-O czym chce pani mówić, panno Riddle?




-Dumbledore powinieneś wiedzieć. Sądziłam, iż jako czarodziej o tak wysokiej inteligencji jednak zdasz sobie sprawę, że to co robiliście prędzej czy później ujrzy światło dzienne.




-Widzisz Dumbledore? Córka Czarnego Pana przejrzała cię i tą waszą zakłamaną bandę.




-Zgadza się panie Macnair, lecz nie mam zamiaru wyciągać jedynie prawdy o Ministerstwie a także błędy ideologii śmierciożerców oraz mojego ojca.




-Słucham?




-P… Po czyjej ty właściwie stoisz stronie co?




-Po właściwej stronie Potter. Jednak właściwa strona nie znajduje się ani przy moim ojcu, ani przy twoim idolu. Mogłeś poznać prawdę, jednak jak widzę była ona dla ciebie całkowicie nieosiągalna.




Po wypowiedzeniu tych słów Elena spojrzała uważnie po twarzach zebranych. Widziała ich wzrok i w pełni zdawała sobie sprawę za kogo obecnie ją biorą. Część  z nich widziało w niej wariatkę, inni zdrajczynię, a jeszcze inni… patrzyli na nią oczekując co ma do powiedzenia, co może być jej wiadome, jaka prawda niedostępna dotąd dla nikogo innego. Ślizgonka natomiast po własnych słowach zamilkła na dłuższą chwilę spuszczając lekko wzrok. Czuła jak krople deszczu rozbijają się o jej podróżny płaszcz i moczą dodatkowo jej włosy. Miała wrażenie jakby cały świat na tą chwilę zamarł, jednak to nie mogła być prawda. Przecież nie rzucała zaklęcia zmiany pędu czasu…




-Co to znaczy, ze nie stoisz po żadnej ze stron?! Przecież nie można być bezstronnym. Nie ma trzeciej strony…




-A i owszem jest Black… Trzecia strona jest tą właściwą. A ja nie mogłam stanąć po żadnej innej  ze stron. Nie mogłam przyjąć ani strony budowanej przez wieki na kłamstwie, ani też strony która opiera się na fałszywych ideach.




-Co masz na myśli?




-Eleno…




Młoda Riddle’ówna spojrzała na niespuszczającego z niej wzroku Lucjusza Malfoya. W jego oczach krył się ból wielu pokoleń czarodziejów. Zresztą nie tylko w jego. W oczach każdego czarodzieja czystej krwi ukryty był smutek i ból skrywany i skrzętnie chroniony jak prawdziwy skarb… skarb o który oni nawet nie mogli walczyć.




-Urodziłam się by stać po stronie czarnej magii. By być następczynią mojego ojca i wypełnić me przeznaczenie, jednak przez te wszystkie lata zastanawiałam się czym właściwie jest owe przeznaczenie. Czy naprawdę ma ono polegać na stworzeniu świata tylko dla czarodziejów? A potem zbliżyłam się do Pottera i poznałam czym jest biała magia i wtedy to pojęłam… Dostrzegłam, iż biała magia nie jest jedynie dobra, a czarna magia jedynie zła, a przeznaczenie zaczyna się wypełniać dopiero wtedy gdy budujemy je samodzielnie, nie polegając na radach i decyzjach innych osób, próbujących układać nam życie.. Potem zaczęłam szukać jeszcze głębiej i dotarłam do tego co powinno być ukryte przed światem. Tak przynajmniej uważali ci, którzy to podtrzymywali przez tyle długich dziesięcioleci, przez całe wieki. Wieki, w ciągu których cała historia czarodziejska tworzona była na kłamstwie i obłudzie….




Każdy jej słuchał, nikt nie śmiał jej przerwać. Elena nie musiała rzucać zaklęć. Własnymi słowami stworzyła atmosferę w której to ona decydowała kiedy należy milczeć, a kiedy mówić.




-Przed laty istnieli magowie. Potężni czarodzieje zdolni do używania czarów, z pomocą których czynili niezwykłe rzeczy. Nigdy nie potrzebowali oni różdżek, nie znali ich. Mugole przychodzili do magów po porady, po pomoc i dobre słowo. Magowie byli szanowani, a ich dar w postaci umiejętności czarowania, był chwalony i nagradzany. Potem zaczęli rodzić się inni magowie. Znacznie słabsi, nie mogący używać własnego ciała w celu wytworzenia czarów. I by im pomóc magowie zaprezentowali im jak można korzystać z magicznych przedmiotów oraz części magicznych stworzeń. Ukazali, jak bardzo można wzmocnić własną moc magiczną umieszczając na szyi wisiorek z piórem feniksa, jak można ulepszyć własne zaklęcia, jeśli tylko nosiło się bransoletkę z włosia jednorożca. I na podstawie tej wiedzy czarodzieje poprosili o pomoc gobliny, które zdradziły im częśc swej wiedzy na temat rzemiosła jaki wykonywały. Na podstawie zdobytej wiedzy, czarodzieje wykorzystali tajemnice goblinów w celu wytworzenia pierwszych różdżek łamiąc tym samym umowę jaką zawarli z goblinami. Użyli ich mocy do stworzenia czegoś, a potem zerwali wszelkie kontakty ze swymi dawnymi nauczycielami nie dzieląc się z nimi własnymi tajemnicami, mimo tego, iż wcześniej gobliny powiedziały im wszystko. W ten sposób narodził się trwający do dziś konflikt pomiędzy goblinami i czarodziejami.




-No dobrze, Riddle, jednak co to ma wspólnego z na…




-Milcz Weasley… Tak jak mówiłam czarodzieje zdobyli różdżki dzięki którym ci słabsi, nie posiadający tak szerokiej mocy magicznej jak magowie, także mogli używać czarów. Jednak w czarodziejach pozostała owa zazdrość, że inni są od nich potężniejsi, że ci którzy z od pokoleń posiadają w rodzinie magię, są od nich silniejsi. Czarodzieje zaczęli wymyślać nowe zaklęcia podburzając mugoli przeciwko magom. Przecież tak było łatwiej. Magię osób posługujących się jedynie własnym ciałem, bez użycia różdżki zaczęto nazywać czarną magią, a magów- czarnoksiężnikami i zaczęto ich stopniowo ścigać..szybko z przyjaciół i towarzyszy mugole stali się dla magów zagrożeniem. Zmuszono ich, by się ukrywali. Założyli oni własne rodziny, w których kultywowano magię przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Natomiast czarodzieje zostali okrzyknięci bohaterami, którzy uchronili mugoli od potwornej magii czarnoksiężników… Czarodzieje natomiast zaczęli posuwać się dalej, chcąc całkowicie połączyć rasy magiczną i niemagiczną, mimo tego że wcześniej mówili o tym magowie. Po pozbyciu się konkurencji nie było trudno rozpocząć działanie na podstawie skradzionych pomysłów… Najpierw czarodzieje zaczęli ukrywać się przed mugolami dodatkowo ich podburzając przeciwko magii, po czym w końcu rozdzielono nasze światy… Wśród czarodziejów wytworzyła się społeczność, już nikt nie ćwiczył by móc czarować bez użycia różdżek, bo przecież z różdżkami było znacznie łatwiej. Z czasem nawet dawni magowie wpasowali się w nowy porządek korzystając z różdżek, jednak ich pragnienie zachowania magicznych zdolności pozostało… Z czasem owych magów nazwano czarodziejami czystej krwi.. Jak wiadomo wszystko co jest niezgodne z odpowiednimi normami ludzie często chcą usunąć i to też było pragnieniem czarodziei. Tych samych, którzy utworzyli później Ministerstwo Magii. Oficjalnie była to instytucja, która miała pomagać czarodziejom, w rzeczywistości potajemnie pozbywała się niewygodnych osób, stopniowo uszczuplając szeregi czarodziejów czystej krwi. Przecież pragnięto by czarodzieje wymieszali się z mugolami, by wszyscy się zasymilowali, jednak było to niemożliwe przez tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenie wśród czarodziejów czystej krwi dlatego zaczęto się ich pozbywać… Trwało to miesiącami, latami… aż w końcu nastąpił dzień, w którym czwórka wybitnych czarodziejów postanowiła stworzyć szkołę, w której będą kształceni młodzi adepci magii. I wspólnymi siłami stworzyli oni Hogwart. Gryffindor, Huffelpuff, Ravenclaw i Slytherin razem zbudowali szkołę Magii, mającą być ostoją dla dzieci posiadających magiczne umiejętności, jednak nie potrafiących z nich korzystać. Szczególnie dla jednego z założycieli szkoła była miejscem szczególnym, będącym dla niego odpowiednikiem domu… i ten sam Hogwart go zniszczył, po tym jak zdecydował, iż nie będzie nauczał uczniów pochodzenia czystomugolskiego. Miał ku temu swoje powody…




-A jakie mógł mieć powody tak bezduszny czarnoksiężnik?!




-Dumbledore jesteś ostatnią osobą, która powinna zadawać to pytanie.




Słowa te na wskroś przecięły powietrze niczym nóż, gdy Elena Riddle podniosła przepełnione pogardą spojrzenie na swojego dawnego dyrektora.




-„W imię większego dobra”. Tym hasłem posługiwał się Grindewald, jednak nie należało ono do niego, on je jedynie zapożyczył. W rzeczywistości było to hasło używane od dawna przez kogoś innego… „W imię większego dobra” zginął starszy brat pana Malfoya, bo jego rodzice dłużej nie chcieli tego ukrywać. W imię większego dobra mordowani byli członkowie rodzin czystej krwi i niszczono wszelkie informacje na ich temat. Ponieważ tak było wygodniej. Ministerstwo przez lata przekręcało historię na swoją korzyść a kolejni dyrektorzy Hogwartu im w tym pomagali. Nikt nigdy nie walczył o prawdę bo tak było najwygodniej. Znacznie prościej jest stwierdzić, że nic się nie wiedziało, a prawda jest taka że wszelkie ataki, które zostały przepuszczone po walce o Hogwart, były dziełem Ministerstwa. To Ministerstwo zabiło Snape’a i jego rodzinę, Ministerstwo niszczyło wszystko co było ważne dla czarodziejów czystej krwi odbierając im majątek i rozdając go, zamykając w Azkabanie, a niewinne dzieci tylko dlatego, że trafiły do Slytherinu były od razu odsyłane do domu. To wszystko było spowodowane tym, iż chcieliście wyplenić wszystko co było związane z czysto krwistymi, oczywiście nie licząc takich rodzin jak Weasley’owie… Oni od dawna byli po stronie Ministerstwa więc byli bezpieczni.. Jednak nikt się nigdy nie zastanowił czemu Lucjusz Malfoy tak szalenie nienawidzi Artura Weasley’a. To nie było spowodowane odrazą do niego, a myślą że ten czarodziej zdradzając czysto krwistych uchronił swoją rodzinę… A pan Malfoy niczego bardziej nienawidził jak Ministerstwa Magii. Miejsca przepełnionego obłudą i fałszem, w którym wiedział, że istnieją osoby odpowiedzialne za większość tragedii w jego rodzinie…




-Skoro o tym wszystkim wiedziałaś, to czemu nigdy mi nie powiedziałaś?




Słysząc pytanie, które padło z ust Złotego Chłopca, spojrzała na niego z uwagą mówiąc jednocześnie.




-Chciałam. Uwierz mi, że chciałam, jednak wiedziałam że mi nie uwierzysz. Dlatego wtedy zjawiłam się podczas bitwy o Hogwart. Chciałam cię stamtąd zabrać, pokazać że nie musimy brać w tym udziału… Chciałam ci pokazać, że to nie jest nasza wojna, że jest to bitwa dorosłych czarodziejów. Osób, które tą wojnę wywołały. Byłam gotowa zostawić moich towarzyszy, dawnych i obecnych Ślizgonów samych sobie, jeśli ty byś mnie posłuchał, bo to byłby dowód na to, że czarna i biała magia mogą współistnieć, dowód który byśmy zaprezentowali światu po zakończonej wojnie. Chciałam pokazać, ci że nasze przeznaczenie można zmienić, że nie musimy się nawzajem zabijać, że przecież istnieje inna droga… Trzecia, prowadząca do stworzenia harmonii między czarodziejami i mugolami…  Harmonii, o której usłyszałam podczas przeglądania dziennika Salazara Slytherina…




-Nie, to wszystko to jedynie kłamstwo… Poza tym przy domu Snape’ów widziałem to… widziałem te czerwone oczy w mroku, TWOJE oczy…




-To nie byłam ja.




-Kłamiesz!




-Nie kłamię. Przecież jakiś czas później pojawiłeś się w Azkabanie i widziałeś mnie tam. A ja dowiedziałam się o śmierci Snape’a i jego rodziny już po uwolnieniu z Azkabanu.




-Ach tak? Więc kogo niby wtedy widziałem?




-Kłamczucha.




-Słucham?




-To był Kłamczuch… ten sam którego pozostawiłeś na pewną śmierć spalając osobiście Dom Założycieli…




-Skąd… Skąd ty o tym wiesz…




-wiem bardzo wiele.. I wątpię by niektórzy chcieli się dowiedzieć chociażby kilku z tych wszystkich prawd które są mi wiadome..




Po słowach Eleny ponownie zapanowała cisza, przy której jedynym odgłosem był padający gęstymi kroplami deszcz zalewający całą okolicę Łzami płynącymi prosto z nieba. W końcu jednak odezwał się sam Dumbledore wysuwając się do przodu.




-Eleno, nie rozumiem jednak ciągle jednego.. jakim cudem udało ci się wskrzesić swojego ojca, skoro wszystkie horkruksy zostały zniszczone, a twój ojciec nie okazał skruchy.




-Nie musiał, Wystarczyło, że pomógł mi pewien mag, który powiedział mi co się stanie jeśli mój ojciec nie wyrazi skruchy. Zdradził mi on wszystkie sekrety dotyczące horkruksów. Sekrety znane dotąd jedynie wybranym, niespisane a przekazywane słownie…




-Jakie… sekrety..




-Na przykład informację, iż jeśli zbierze się wszystkie części dusz w jednym miejscu można je połączyć, jeśli ciało w którym znajdowała się dusza jest wystarczająco silne by przyjąć swoją utraconą duszę… Poza tym jeśli ktoś jest wystarczająco potężny, może tuż po zniszczeniu horkruksa przyjąć na inny przedmiot duszę danej osoby, jeśli ta osoba jest na przykład powiązana jest z właścicielem hokruksów więzami krwi.




-Eleno skąd ty o tym wszystkim wiesz?




-Ja…




-To nieważne, to wariatka, wszystko zmyśliła, nie ma nawet cienia dowodu na to, że coś takiego się kiedykolwiek wydarzyło, a ja nie mam ochoty dłużej o tym słuchać. Załatwię ją raz na zawsze, zapłaci mi za śmierć Cyzi, za pozbawienie życia tej wspaniałej kobiety, której powinna być wdzięczna za to co od niej otrzymała… Avada Kedavra!




Zaklęcie wypłynęło z różdżki Syriusza Blacka i pomknęło wprost w Elenę, która stojąc podniosła na niego wzrok jednak nawet nie próbując uniknąć zaklęcia. Słyszała za sobą krzyk swojego ojca oraz wielu spośród jego popleczników… i w tej samej chwili z jej wisiorka wydostała się smuga zielonego światła, która przybrała formę węża i odbiła zaklęcie stopniowo  przybierając ludzką formę. W tym samym czasie brunetka uniosła wzrok na Albusa Dumbledore’a szepcząc cicho.




-Skąd to wszystko wiem? Stąd…




Wraz z ostatnim słowem dziewczyny, przed zgromadzonymi czarodziejami pojawiła się lekko unosząca się w powietrzu, przejrzysta postać… Postać będąca zbytnio materialna jak na ducha i jednocześnie niewystarczająco prawdziwa by móc być żywą osobą…




-Moja potomkini wie to wszystko ode mnie..




-Czym… Czym ty jesteś?




-Jest tym, kim być powinien. Moim opiekunem i szlachetnym przodkiem.. To jest..




- Salazar Slytherin. To co obecnie widzicie nie jest niczym innym jak zapiskiem moich wspomnień, fragmentem duszy który oddzieliłem od siebie po śmierci i zamknąłem w wisiorku, nie czyniąc z niego horkruksa, a magiczny artefakt. Wiedziałem, że prędzej czy później pojawi się mój przodek który rozpozna moc zamkniętą w wisiorku i usłyszy mój głos. A Elena od urodzenia mnie słyszała, od momentu gdy tylko otrzymała wisiorek w swoje dłonie jeszcze jako kilkuletnie dziecko… Jako jedyna była na tyle dociekliwa by chcieć poznać prawdę o Hogwarcie oraz o prawdziwej istocie białej i czarnej magii. Jako pierwsza odkryła zależność pomiędzy oboma rodzajami magii oraz ich znaczne podobieństwo ukazujące, iż w rzeczywistości każda magia pochodzi od czarodziejów jednego pokroju. Nie istnieje podział na dobrych i złych. Ten podział stworzyli mniej potężni czarodzieje by ukryć swe słabości, a potem okrzyknęli siebie tymi dobrymi, podczas gdy w rzeczywistości po kryjomu pozbywali się wszelkich przeciwników… Nie istnieje bardziej okrutna zbrodnia jaką czarodzieje kiedykolwiek wyrządzili. Dzięki kłamliwym prawdom przekazywanym z pokolenia na pokolenie na mój temat, Tom Riddle błędnie zrozumiał me idee i przez to postanowił stworzyć świat, w którym żyliby tylko czarodzieje. Jednak nie taka była moja idea. Pragnąłem by wszyscy powrócili do pierwotnej magii, do samej jej esencji, by przestali dzielić ją na dobrą i złą. Nie ma dobrych ani złych czarów. Istnieją jedynie bardziej i mniej potężne, a to samo zaklęcie które uśmierca teraz innych czarodziejów, kiedyś odbierało mugolom życie nie zadając im zbędnego cierpienia. Zaklęcie było wtedy używane na mugolach cierpiącym na nieuleczalne choroby oraz tym skazanym na śmierć za ciężkie zbrodnie, których nikt nie był w stanie wybaczać… Zaklęciem cruciatus zmuszano porywaczy by przyznali gdzie ukryli zakładników, a Imperiusa używano by ośmielić innych, by nie kryli tego co leży im na sercu… Jednak Ministerstwo szybko przemianowało zaklęcia i ich znaczenie, a te trzy okrzyknęło Niewybaczalnymi… Wszystkie kłamstwa, obłuda i fałsz zostały zamknięte w tym budynku, na którego zgliszczach teraz stoicie. Hogwart nie był już taką szkołą, którą kiedyś sobie wymarzyłem opowiadając o niej Godrykowi, Heldze i Rowenie. Oni mieli inną wizję i wprowadzili ją w życie, a mnie okrzyknęli czarnoksiężnikiem. Nigdy nie interesował ich fakt, czemu nie chcę uczyć dzieci pochodzących z rodzin mugolskich… Nigdy nie zadali sobie trudu by zrozumieć mój pusty wzrok gdy akurat byłem sam, gdy niczego ode mnie nie chciano… Nikt nigdy nie spytał, czemu jako jedyny traktuję Hogwart nie jak szkołę, ale jak dom. Hogwart stał się moim domem w momencie gdy Ministerstwo zabiło moją rodzinę, a potem stwierdzono iż zabili ich zwolennicy czarnej magii, do których ma rodzina należała..




W tym momencie Salazar zamilkł przenosząc wzrok na zgliszcza dawnej szkoły.




-Tutaj jest zamknięta magia, którą trzeba odnowić… i do tego potrzeba dwójki wybitnych czarodziejów… Eleno wiesz kogo mam na myśli.




-Oczywiście…




Mówiac to dziewczyna uniosła wzrok na swojego szlachetnego przodka. Ten mężczyzna był przy niej odkąd tylko sięgała pamięcią… Jego głos słyszała, gdy nie potrafiła wyczarować patronusa, gdy dotykała róży otrzymanej od Dracona… On szeptal jej do ucha co ma zrobić by pomóc Ginny Weasley opętanej przez dziennik Riddle’a… Powiedział jej gdzie należy szukać Glizdogona i jaki wywar przygotować by wzmocnić swego ojca… On powiedział jej, iż najlepszym sposobem by poznać prawdę, jest najpierw spróbować zmienić przeznaczenie swoje oraz swego największego przeciwieństwa- Harry’ego Pottera.. nawet jeśli to ostatnie jej się nie udało, to jednak nigdy nie przestała wątpić we własne siły i to wszystko było spowodowane obecnością tego mężczyzny… Kierując wzrok na Złotego Chłopca, młoda Ślizgonka uśmiechnęła się delikatnie.. I w tym momencie usłyszała pierwsze wykrzyczane słowa.




-Nie pozwolę ci na to!




I w następnej chwili w jej stronę poleciał strumień czerwonego światła, który swoje źródło miał w różdżce Ginny Weasley ukrytej dotąd za paskiem. Dziewczyna widocznie przeczuwała co się może stać i na wszelki wypadek wzięła z sobą dwie różdżki, a obecnie postanowiła użyć tej drugiej zapewne będąc przekonaną iż Riddle’ówna ponownie chce jej odebrać miłość życia… Na gest wykonany przez Gryfonkę, Elena nie zareagowała gwałtownie, jedynie spokojnie wysunęła przed siebie dłoń szepcząc zaklęcie i odbijając je, jednak w ten sam sposób uwolniła różdżki do tej pory unoszące się nad głowami swoich właścicieli. Obrońcy dawnego porządku oraz poplecznicy Czarnego Pana złapali swe oręża w dłonie i w tej samej chwili rozpoczęła się ostatnia bitwa. Niczym na zwolnionym filmie Riddle’ówna widziała przelatujące wokół niej grady świateł i strumieni wystrzelonych z różdżek… jednak to nie o to chodziło, nie tak to miało wyglądać. Noc stawała się coraz bardziej mroczna i nawet owe światła sprawiały, iż zamiast stać się jaśniejszą, zbliżająca się noc coraz bardziej ją przerażała… Rozglądając się wokoło w końcu dostrzegła tego kogo szukała i puściła się biegiem w jego kierunku by w końcu stanąć tuż przed nim. Czerwień zetknęła się ze stalą w tej samej chwili, gdy wargi Eleny cicho wyszeptały.




-Pamiętasz co mi obiecałeś?




-Oczywiście…




-Byłeś wierny mi przez ten cały czas…




-Od samego początku. Nigdy nie przestałem..




-Więc teraz wypełnij swą przysięgę…




Po czym wysunąwszy przed siebie dłoń córka Czarnego Pana powiedziała głosem, który nie dotarł do uszu nikogo, poza dwoma chłopcami obserwującymi ją… Jednym z owych obserwatorów był Harry Potter, który zamarł w wyrazie niedowierzania, mając wrażenie jakby powtarzała się scena rozgrywająca się w tym miejscu rok temu, gdy Elena wysunęła dłoń w jego kierunku… Teraz jednak nie robiła tego, nie patrzyła na niego i nie jego prosiła o to by się do niej przyłączył.




-Draco chodź do mnie… Bądź moim światłem, płomykiem który wskaże mi w którym miejscu mam wykonać ostateczne zaklęcie…




Jak na zwolnionym filmie Harry Potter obserwował moment w którym Draco Malfoy wysunął dłoń ujmując w nią dłoń Eleny… Po czym oboje stanęli tyłem do siebie, tak że ich plecy stykały się z sobą, podobnie jak ramiona, gdy ich dłonie puściły się by po chwili spleść z sobą palce. Uśmiechnąwszy się delikatnie młoda Riddle’ówna wyszeptała.




-Draco nie bój się. Czujesz tą moc, prawda? Energię czarodziejską, która zawsze w tobie była. Nie potrzebujesz różdżki by nią władać. Wystarczy że zaufasz temu co jest prawdziwe..




-Wiem o tym… Zaczynajmy.




Oboje uśmiechnęli się do siebie, w momencie od ich dłoni wysunęły się dwa lśniące strumienie światła łączącą i związując ich nadgarstki w tej samej chwili w której oboje unieśli nad głowy różdżki stykając je z sobą i mówiąc zgodnym tonem:




-INITIUM VERISO!




I w tym momencie z ziemi wokoło nich zarysował się krąg światła tworzący spiralę niemalże oplatającą ich ciała by na koniec wystrzelić wysoko w powietrze rozganiając ciemne chmury kumulujące się nad zgliszczami Hogwartu.




-NIE POZWOLĘ WAM NA TO! COKOLWIEK ROBISZ, NIE POZWOLĘ CI! AVADA KEDAVRA!!




Głos Harry’ego Pottera poniósł się echem po błoniach gdy chłopak puścił się biegiem w kierunku stojącej pary celując w swą dawną towarzyszkę koniec różdżki wykrzykując zaklęcie, które zamiast dosięgnąć celu odbiło się od spirali otaczającej dwójkę młodych czarodziejów. W tym samym momencie Elena Riddle skierowała wzrok na Chłopca-Który-Przeżył.




-To już koniec… Żegnaj Potter.




I zsuwając dłoń z różdżką wymierzyła ją w kierunku bruneta mówiąc:




-Perrenis Sommnus…




Z jej różdżki wystrzelił strumień białego światła, który rozświetlił błonia bardziej niż spirala… A potem na kilka chwil świat pogrążył się w mroku…